Dimitar Berbatow nigdy nie był moim ulubieńcem. Jego pierwsze mecze na „Old Trafford” nastawiły mnie do niego negatywnie. Dużo strat, mało efektywności, a z efektownością jeszcze gorzej. Do tego wygryzł mojego ulubieńca (kiedyś), Carlosa Teveza. Wszystko zmieniło się na początku tego sezonu. Jednak gdy ja zaczynam sympatyzować z ów piłkarzem, ktoś próbuje się go pozbyć.
»Berbatow nie przestaje zadziwiać
»Leniwiec, człapuś i święta krowa w jednym
»Czy to koniec Berbatowa w United?
Kto dokładnie? Nie słyszałem opinii zarządu na temat odejścia z United Berbatova, zawodnik zarzeka się, że nie zamierza zmieniać miejsca zamieszkania. Samemu zainteresowanemu nie wierzę, bo jak historia uczy, w tym przypadku to ostatnia osoba, która mogłaby udzielić prawdomównej odpowiedzi. Zapewne więc był to kolejny wymysł dziennikarzy. Ostatnio plotki o zmianie barw klubowych przez Berbę ucichły, jednakże zgodnie z zasadą, że w każdej plotce jest ziarnko prawdy, więc i tu sprawa wydaje się otwarta.
Jak napisałem na początku, nie byłem fanem Bułgara. Zawsze uważałem, że pasuje on tylko do ligi niemieckiej, gdzie królują umiejętności techniczne. W Anglii nadaje się on co najwyżej do mocnego średniaka (patrz Tottenham w czasie gdy w nim grał). Wspomniałem, że kiedyś byłem fanem Teveza. W sezonie 2008/2009 nie rozumiałem, dlaczego Ferguson konsekwentnie stawia na „nowego”, kiedy na ławie siedzi Argentyńczyk, który moim zdaniem był wtedy o wiele lepszy. Wówczas czekałem, aż któregoś dnia odpalę kompa i przeczytam, że Dimitar w końcu opuścił szeregi MU i przeszedł do innego klubu. Z zespołu owszem odszedł, ale Tevez, czego długo nie mogłem przeboleć, choć niedługo potem Argentyńczyk pokazał swoją prawdziwą „kulturę osobistą”, wyrzucając swoje żale na Szkota przez kilka kolejnych miesięcy. Z perspektywy czasu może i lepiej, że do transferu Bułgara wtedy nie doszło.
Początek ostatniego sezonu był dla mnie zaskoczeniem. Hat-trick strzelony Liverpoolowi, 5 bramek zaaplikowane Blackburn czy dobre występy w Boxing Day. Podczas gdy Wayne Rooney leczył kontuzje, a następnie grał poniżej oczekiwań, to właśnie bohater tego tekstu stał się główną alternatywą do strzelania bramek. Bułgar wraz z Tevezem zdobył w tym sezonie tytuł króla strzelców. Jednak Apacz rozegrał dokładnie o 316 minut więcej, czyli ponad 3,5 meczu. Cały dramat zaczął się mniej więcej w połowie lutego, kiedy to ów gracza zaczęło coraz częściej brakować w wyjściowej „11”. Wyraźnie widać to w statystykach. W pierwszych 21 kolejkach rozegrał 12 pełnych spotkań. Później dogrywał już w większości tylko ogonki. Manchester City (23 minuty), Wigan (13), Chelsea (20), Blackburn (10), a to przecież nie wszystko. Realizatorzy spotkań nie mogli tego nie wyłapać i zawsze podczas meczu pokazywali kilka ujęć, jak były gracz Bayeru siedzi z zasępioną miną na ławie i jakby sam siebie próbuje zapytać: „Why?”.
Dlaczego tak się stało? Mam wrażenie, że paradoksalnie Berbatov trafił ze swoją najlepszą formą w United w najgorszym momencie, w jakim mógł. Rooney to pewniak do wyjściowego składu i nawet jeśli będzie grał słabo, to miejsce w wyjściowym składzie ma. Zostaje więc jeszcze jedno miejsce. Tam z kolei zawsze trwa rywalizacja dwóch, a czasami trzech graczy. O to miejsce walczyli kiedyś Bułgar i Argentyńczyk. Teraz Bułgar i Meksykanin. W pierwszym pojedynku górą był Europejczyk. Teraz role się odwróciły i to przybysz zza oceanu ma przewagę. Dla Berby nie jest to łatwa sytuacja. Z jednej strony rola rezerwowego raczej mu nie odpowiada, a na to się zanosi, jeśli nic złego nie stanie się Hernandezowi. Z drugiej, wykrzykiwać jak mi to źle, bo siedzę na ławie, też raczej nie watro, bo można skończyć tak jak już kilka razy wspomniany Tevez, który tak długo darł koty z Fergusonem, aż ten nie zaproponował mu nowego kontraktu (wersja Szkota jest trochę inna, ale mi nie chce się wierzyć, żeby Fergie chciał mieć w swoich szeregach piłkarza, który kilkakrotnie skrytykował go w mediach).
Najgłupszym co może teraz zrobić, to po prostu poddać się i odejść z klubu. Na tak efektywnego Berbę jak choćby w meczu z Liverpoolem, warto było czekać te 2 sezony. „Szkoda”, że zbiegło się to ze świetną formą innych napastników…