Nie przegap
Strona główna / Inny punkt widzenia / Jak to wytłumaczyć maluczkim?

Jak to wytłumaczyć maluczkim?

Solskajer Ole Gunnar
Mieliście kiedyś przyjemność rozmawiać z kimś zupełnie nie obeznanym w realiach Manchesteru United lub, o zgrozo, piłki nożnej w ogóle na temat pamiętnego sezonu 98/99? Czy próbowaliście wytłumaczyć takiej osobie, co dla nas, fanów i fanatyków oznaczało tych dziesięć miesięcy historii Diabłów? Jakich argumentów użyliście? Jak Wam poszło? Przyznam szczerze, że nie podołałem temu zadaniu. Koleżanka cały czas nie potrafiła zrozumieć, czemu z taką ekscytacją oglądam skróty wszystkich meczów i przeżywam poszczególne mecze mówiąc o nich tak, jakbym siedział wtedy na trybunie.

Przyznam szczerze, nie pamiętam tego sezonu z czasów, gdy byłem mały. Mając niespełna osiem lat człowiek nie jest szczególnie świadom otaczającego go świata. Wiem jednak, że to wtedy zacząłem uwielbiać ten klub. Moją pierwszą koszulką była jakaś tania podróbka z bazaru z nazwiskiem Cole na plecach. Jak wytłumaczyć maluczkim, dlaczego akurat taką koszulkę kupiłem i dlaczego tak ogromnie żałuję, że już jej nie mam?

Próbowałem stosować porównania. Stawiałem znak równości pomiędzy sezonem 98/99 a Mistrzostwami Świata w 1974r. w wykonaniu Polski. Próbowałem nawet przekonać koleżankę, że radość, jaka towarzyszy mi przy oglądaniu tego sezonu jest równa z oglądaniem filmu, na którym dziecko kończy szkołę. Szybko się jednak z tego wycofałem. Primo, nie mam dzieci. Secundo, podejrzewam, że są to jednak różne uczucia.

Najłatwiejszym wytłumaczeniem byłoby stwierdzenie, że United zdobyli wtedy legendarne The Treble i osiągnęli to, o czym wszystkie kluby angielskie mogą po dziś dzień jedynie marzyć. Jednak nie daje to pełnego obrazu sytuacji. Ponieważ, jeśli dokładniej się przyjrzeć, magiczna potrójna korona była tylko wisienką na torcie wspaniałości, które przez prawie okrągły rok serwowały nam Czerwone Diabły.

Przyjaźń

Dla mnie najważniejszą i najbardziej charakterystyczną cechą tego sezonu oprócz The Treble jest niezapomniany duet Yorke – Cole. Gra w Fifę 2000 byłaby niczym, gdyby nie dziesiątki bramek strzelane tymi zawodnikami na amatorze. Reprezentant Trynidadu i Tobago, sprowadzony z Aston Villi, został przyjęty na Old Trafford dość sceptycznie. W przeciągu kilku miesięcy stał się ulubieńcem wszystkich sympatyków United. Tyle samo czasu zajęło jemu i Andy’emu Cole’owi sprawienie, by nazwiska tych Panów nigdy nie pojawiały się osobno. Jeśli jeden z nich strzelał bramkę, drugi bardzo często asystował. Często dobijali swoje strzały. I zawsze po strzelonej bramce padali sobie w objęcia. Fantastycznym był dla mnie widok chłopaków leżących na ziemi i krzyczących po zdobyciu Mistrzostwa Anglii po meczu z Tottenhamem.

Lojalność

Ogromną przyjemność sprawia mi oglądanie występów Giggsa, Scholesa i Neville’a (choć o tym ostatnim powinienem chyba pisać w czasie przeszłym). Jeszcze większą radość czuję, gdy ich obecne występy przeplatam tymi sprzed 9 lat. Już wtedy cała trójka, a także Solskjaer, Butt, Irwin, Beckham i Schmeichel byli uznanymi graczami Manchesteru United. Część z nich była wychowankami, część zaistniała w United jako młodzi gracze i przez wiele lat reprezentowali czerwone barwy. Serce rośnie, gdy widzi się, że zawodnicy szanują diabelski trykot w taki sam sposób jak my, kibice.

Potęga

Dwukrotne rozbicie Broendby Kopenhaga – to nie był przypadek. Kolejny dwumecz, tym razem z Nottingham Forest – wynik 11:1. Mnóstwo innych, wysokich zwycięstw. 128 strzelonych bramek, jedynie 4 porażki przez cały sezon. I niech ktoś mi powie, że United nie było wtedy niesamowitą potęgą. Jeden raz można nazwać przypadkiem, dwa zbiegiem okoliczności, ale 8 meczów, w którym Diabły strzeliły 4 lub więcej bramek? Tylko głupiec lub wyjątkowy anty-fan nie przyznałby, że był to wyczyn godzien potrójnych mistrzów.

Piękno

Czy wiecie, że bramka Ryana Giggsa w półfinale Pucharu Anglii z Arsenalem została ogłoszona najpiękniejszą bramką w historii tych rozgrywek? Walijczyk zaprezentował wszystko to, za co zawsze się go chwaliło i chwalić będzie – szybkość, drybling, opanowanie, pewność siebie, precyzja. Trzeba przyznać, że ten błysk geniuszu wniósł więcej do historii futbolu, niż kariery 90% polskich piłkarzy. Beckham w ciągu tego sezonu strzelił jedynie sześć bramek. Jednak nie pamiętam, aby którakolwiek z nich wylądowała w siatce inaczej, niż o centymetry mijając spojenie słupka i poprzeczki. Koronkowe akcje, uderzenia z dystansu, cudownie wykonane rzuty wolne – na 128 bramek strzelonych w tym pamiętnym sezonie 100 można zaliczyć do bramek ładnych lub lepszych. A pewnie około 50 do pięknych.

Przebudzenie giganta

W połowie sezonu United miało chwilę słabości. Niespodziewane odejście Bryana Kidda, deklaracja Schmeichela o rychłym zakończeniu kariery, problemy rodzinne Alexa Fergusona, które uniemożliwiły mu obecność na przegranym 3:2 meczu z Middlesbrough. Na dziewięć pojedynków, United wyszli zwycięsko tylko z jednego. Marzenia o potędze zaczęły się sypać, zanim kibice Manchesteru na dobre je zbudowali. Jednocześnie najgorszy moment całego sezonu stał się jego punktem zwrotnym. Do końca wszystkich rozgrywek Diabły nie przegrały ani jednego spotkania, pewnie dążąc po The Treble.

Wspaniałe comebacki

Liverpool, Juventus, Bayern Monachium – to tylko największe trzy drużyny, które w ciągu tego sezonu miały okazję przekonać się o tym, że w piłce nożnej gra się do końca. Niezapomniana gonitwa za piłkarzami Starej Damy, wspaniałe końcówki z The Reds i piłkarzami z Niemiec. Po finale Champions League SAF wypowiedział jedne z wielu wielkich słów, które padły podczas tego sezonu i po jego zakończeniu.

Największe znaczenie miał duch walki, który nie zginął w drużynie. Oni się nie poddali, bo po prostu nie wiedzieli, jak to się robi. Menedżer może przez cały dzień mówić piłkarzom o taktyce, lecz jeśli zawodnicy nie będą potrafili uwolnić bestii, która w nich tkwi, to cała praca trenera pójdzie na marne. Moi zawodnicy mieli w sobie tę bestię i w odpowiednim momencie potrafili to wykorzystać.

Wytrwałość

Manchester United w sezonie 98/99 rozegrał niebagatelną liczbę 63 spotkań. Pojedynki o wielką stawkę rozgrywał praktycznie co trzy dni. Połowę z nich Diabły toczyły z naprawdę silnymi przeciwnikami, jak drużyny z angielskiej Wielkiej Czwórki, czy czołowe zespoły Włoch, Hiszpanii i Niemiec. Na dziesięć dni przed zakończeniem sezonu Manchester stał u progu raju i na skraju piekła. Trzy mecze dzieliły od największego sukcesu lub największej kompromitacji w historii drużyny i angielskiego futbolu w ogóle. Po drodze było jeszcze kilka wariacji z pojedynczymi i podwójnymi koronami. Jednak po ostatnim gwizdku sędziego United chodziło w glorii zwycięzcy, a żałobny całun porażki oddali Arsenalowi (Liga), Newcastle (Puchar Anglii) i Bayernowi (Liga Mistrzów).

Symbolika

Podczas wywiadu, którego fragment zaprezentowałem powyżej, menedżer Czerwonych Diabłów wypowiedział się także na temat symboliki pojedynku w finale Ligi Mistrzów.

Wiele mówiło się przed meczem o symbolice. Czułem, że coś w tym jest. Mecz odbywał się w 90 rocznicę urodzin Matta Busby’ego. Graliśmy z drużyną z Monachium, a wszyscy wiemy, co oznacza ta nazwa dla Manchesteru United. Miałem nadzieję, że będzie to miało znaczenie… Modliłem się o to. W pewnym momencie doszedłem do wniosku, że to musi mieć jakiś wpływ na przebieg zdarzeń

Sezon 98/99 sam stał się pełen symboli. Czteropak Olego w meczu z Forest, zwycięstwa nad Liverpoolem i Arsenalem w Pucharze Anglii, duet Yorke – Cole, do którego porównuje się wszystkich napastników w United, wspaniały marsz po zwycięstwo, triumf w ostatnim meczu sezonu, bramka Giggsa w półfinale Pucharu Anglii – to tylko część historii sezonu, podczas którego United zdobyło The Treble. Każdy z tych rozdziałów stał się symboliczny. Cała drużyna stała się symboliczna. Po tamtym sezonie nie było roku, w którym ktoś nie porównywałby Diabłów z Manchesteru do tamtego składu.

Postarałem się rozłożyć sezon na części, przedstawiając wszystkie smaczki, które sprawiły, że ten sezon był taki wyjątkowy. Ominąłem przy tym sam fakt The Treble, który był już nadto często omawiany i nie ma większego sensu do niego wracać. Potrójna korona była magiczna, wyjątkowa i w każdym sezonie mamy nadzieję na powtórzenie tego sukcesu, choć z roku na rok będzie o to coraz trudniej.

Najważniejsze to pamiętać, jak wiele szczegółów sprawiło, że sezon 98/99 obrósł legendą, zanim się jeszcze skończył. I stwierdzenie „Ten rok był najlepszy, bo zdobyliśmy The Treble” jest najgorszym argumentem w tłumaczeniu jego wyjątkowości. Przedostatni sezon dwudziestego stulecia to temat rzeka i opowieść wielowątkowa, z mnóstwem smaczków i szczególików. Z takim podejściem o wiele łatwiej będzie Wam wytłumaczyć maluczkim, czemu zdanie „And Solskjaer has won it!” jest jednym z najwspanialszych, które może usłyszeć fan Manchesteru United.

Przewiń na górę strony