Nie przegap
Strona główna / Inny punkt widzenia / Komu bije dzwon, czyli dlaczego Ferguson musi odejść

Komu bije dzwon, czyli dlaczego Ferguson musi odejść

Komu bije dzwon, czyli dlaczego Ferguson musi odejść
Powodów, dla których dobiegający 62-go roku życia Ernest Hemingway wsadził sobie 2 lipca 1961 roku do ust dubeltówkę, po czym nacisnął spust jest wiele. Biografowie pisarza powołują się na chorobę maniakalno-depresyjną, krwawe wspomnienia wojenne prześladujące go nieprzerwanie w snach czy pogłębiający się alkoholizm. Dla mnie jednak powody jego samobójstwa wydają się oczywiste – mężczyzna o niezłomnym charakterze, który w życiu prywatnym, jak i zawodowym osiągnął niemal wszystko sam zdecydował o swoim losie. Brał udział w obu wojnach światowych (jako pracownik Czerwonego Krzyża oraz korespondent wojenny) oraz uczestniczył w wojnie hiszpańskiej wspierając republikanów, został ciężko ranny ratując życie innego żołnierza, wypływał na samotne rejsy patrolowe w poszukiwaniu niemieckich łodzi podwodnych, organizował obławy na hitlerowskich agentów w Hawanie, był korespondentem podczas lądowania aliantów Normandii, na ochotnika wszedł w skład załogi bombowca mającego przeprowadzić atak na niemieckie wyrzutnie V1, jako dywersant przeprowadzał akcje sabotażowe na terenie Francji, w roli dziennikarza zwiedził niemal cały świat (przeżył dwie katastrofy lotnicze), podbijając przy tym niezliczoną ilość kobiecych serc (był trzykrotnie żonaty) oraz zyskując pisarską sławę. Czy można od życia wymagać więcej?

Kiedy patrzę na dokonania trenerskie sir Alexa Fergusona, niezmiennie staje mi przed oczami postać amerykańskiego awanturnika, pomimo, że wątki amerykańskie nie kojarzą mi się najlepiej z angielskim klubem.

Szkocki pedagog futbolu osiągnął w swojej karierze niemal wszystkie możliwe laury i sam często zadaję sobie pytanie w jaki sposób znajduje jeszcze motywację do pracy? Tyle lat, tyle sukcesów, tyle ważnych spotkań, tylu wypromowanych piłkarskich geniuszy, tyle łez radości i smutku… Czy ktoś będzie w stanie mu dorównać?

To pytanie wydaje się wracać jak bumerang i w tym roku. Prasa co jakiś czas przypomina, że czas Fergusona na Old Trafford powoli dobiega końca. Dziennikarze ostatnimi czasy prześcigają się w publikacjach na temat jego ewentualnych następców. Mówi się głośno o możliwym powrocie na wyspy charyzmatycznego showmana Jose Mourinho, podejrzewa się szumnie zatrudnienie hiszpańskiej „supernowej” Josepa Guardioli, rzuca się teorie o rzekomym zatrudnieniu rewelacji francuskiej myśli szkoleniowej Lurenta Blanca, by za chwilę zasiać plotkę o „ligowym narybku” w osobach Davida Moyesa czy Martina O’Neilla.

Plik nazwisk potencjalnych „dziedziców” stanowiska Alexa Fergusona wydaje się rosnąć wprost proporcjonalnie do pliku banknotów, wpływających na konta autorów kolejnych rewelacji .

Jako kibic podchodzę sceptycznie do wszelkich nowinek zawartych w kolorowych czasopismach i krzykliwych portalach, ale co roku zadaję sobie jedno pytanie – czy to nastąpi po tym sezonie? Czy to możliwe, że po ostatnim meczu ligowym Fergie zgodnie ze swoim charakterem usiądzie spokojnie za stołem na jednej z konferencji , by zwyczajnie oznajmić:”Odchodzę”…? Wolałbym, żeby nigdy do tego nie doszło, bo nie wyobrażam sobie Manchesteru United bez sir Alexa, a i chyba sam Fergie nie wyobraża sobie życia bez trenowania Czerwonych Diabłów. Aż chciałoby się zakrzyknąć na wzór egipskich poddanych, oglądających oblicze Faraona – „Obyś żył wiecznie!”… Obyś żył wiecznie, Sir Alexie…

Ilekroć myślę o takiej sytuacji zastanawiam się, co zrobi Szkot, kiedy rzeczywiście zdecyduje się na taki krok – czy nadal będzie związany z klubem, czy poświęci się oglądaniu wyścigów konnych popijając swoje ulubione wino oraz przeklinając z uśmiechem na ustach niekompetentnych arbitrów… i w głębi serca wolałbym to drugie rozwiązanie.

Teraz pewnie myślicie, że zwariowałem albo napaliłem się zabronionych substancji, z których istnieniem, a także dystrybucją tak dzielnie walczy polski wymiar prawa. Otóż nie.

Uważam, że każdy potencjalny następca Alexa Fergusona, będzie niejako „naznaczony piętnem” swojego wielkiego poprzednika. Duch szkockiego szkoleniowca pozostanie obecny w Teatrze Marzeń, w każdym źdźble trawy, szumie lecącej futbolówki czy gromkich śpiewach fanów. Na zawsze.

Nie wiem, czy Ferguson popracuje jeszcze rok, dwa czy pięć, ale wiem na pewno, że kiedy odejdzie ze stanowiska menedżera Manchesteru United, to każda decyzja pozostania na Old Trafford w jakiejkolwiek roli położy się cieniem na jego „spadkobiercach” .

Wyobrażacie sobie trenera Manchesteru United poza Fergusonem? Nie. Dokładnie – a czy wyobrażacie sobie nowego trenera Red Devils ocenianego przez pryzmat dokonań Fergusona? Jak najbardziej. Łącząc oba elementy układanki należy postawić ostatnie pytanie – czy wyobrażacie sobie tego „biedaka” na co dzień spotykającego Alexa Fergusona w klubie i wysłuchującego jego uwag? Czy sądzicie, że młode lwy w osobach Guardioli, Blanca a nawet opromienionego sukcesami Mourinho zgodzą się pracować w cieniu legendy United?

Moim zdaniem będzie to możliwe, tylko wówczas, kiedy sir Alex całkowicie usunie się z Old Trafford, a poczynania swojego ukochanego klubu będzie śledził z trybun stadionu lub w ciszy domowego ogniska .

Mówi się, że obecny trener MU powinien przed odejściem wziąć najlepszego z kandydatów pod swoje skrzydła i przez rok lub dwa wprowadzać go w arkana szkoleniowej kariery. Bądźmy jednak szczerzy – który z wymienionych wcześniej trenerów zgodziłby się na takie rozwiązanie ? Czy nie wyglądałoby to groteskowo, gdyby Guardiola bądź Mourinho asystowali Fergusonowi na ławce?

Zresztą czego on właściwie mógłby ich nauczyć? Przecież każdy trener sam decyduje o kształcie zespołu czy metodach szkoleniowych i nie lubi kiedy inni wytykają mu błędy, nawet jeśli mają rację. Poza tym nasuwa mi się nazwisko niejakiego Queiroza, który praktykował u Szkota długie lata, a jak na razie furory specjalnej nie zrobił. To tylko kolejny dowód na to, że sukces należy osiągać po swojemu , bo doświadczenie i talent są najlepszym nauczycielem .

Nie chciałbym jednak, aby powyższy artykuł zabrzmiał jak przygnębiająca notka pogrzebowa, bo ani Fergie nie ogłasza swojej rezygnacji, ani tym bardziej nikt o zdrowych zmysłach i sercu pełnym miłości do klubu jej nie oczekuje. Alex Ferguson to najlepszy szkoleniowiec na świecie i wypada tylko życzyć mu wielu lat zdrowia, bo z tego co mi wiadomo, nie potrzebuje codziennych skoków adrenaliny jak Hemingway a dubeltówki chętniej niż do polowań, użyłby przeciwko tym „cholernym” sędziom… :)

Przewiń na górę strony