Nie przegap

Wypalenie?

wypalenie
Piłkarze Manchesteru United przyzwyczaili do tego, że potrafią wygrywać. Wysoko, efektownie. A jeśli to niemożliwe, to punktują rywala aplikując mu jedną, zwycięską bramkę. Oczywiście, zdarzają się wpadki w postaci remisów tudzież porażek, ale są to z reguły cięgi od zespołów o podobnej klasie. Niestety, w środę przydarzyło się coś okropnego, coś o czym wszyscy chcielibyśmy jak najszybciej zapomnieć. Diabły poległy bowiem z beniaminkiem Burnley 0:1.

»Podyskutuj na forum RedCafe.pl

Przypadki chodzą po ludziach. Nawet tak wybitnych jak sir Alex Ferguson, trenerze prowadzącym zespół z Teatru Marzeń od dobrych 23 lat. Ale podejrzewam, że Szkot nie wkalkulował w swoje tegoroczne potknięcia łomotu od drużyny określanej mianem co najwyżej przeciętnej. Gdyby ktoś wymienił podstawową jedenastkę Burnley zwykłemu sympatykowi futbolu, to wątpię, by znał on więcej niż jednego, dwóch graczy. A recytując skład United wszyscy fani piłki kopanej ze zrozumieniem kiwają głową. O co więc chodzi? Dlaczego tak silny, wyrównany i utytułowany zespół przegrywa z beniaminkiem?

Nie od dziś wiadomo, że forma Manchesteru United stabilizuje się w okolicach czwartej, piątej ligowej kolejki. Wtedy sytuacja wydaje się być wykrystalizowana, widać, kto jest w jakiej dyspozycji, na kogo warto stawiać a kogo odesłać na ławkę rezerwowych. Poprzednie dwa sezony nie zaczynały się dla zespołu z Teatru Marzeń zbyt dobrze: w rozgrywkach 2007/08 koszmarne triduum – 2 remisy, kolejno z Reading i Portsmouth oraz porażka w derbowym meczu z City. 2008/09 – podział punktów z Newcastle, wygrana z Portsmouth oraz przegrana z Liverpoolem i remis z Chelsea. 2009/10 – wygrana z Birmingham i porażka z Burnley…

Można by powiedzieć: ten się śmieje kto się śmieje ostatni. Bo mimo tych średnich początków, w ostatnich 3 latach Czerwone Diabły trzykrotnie zakładały koronę najlepszej ekipy w Anglii detronizując The Blues, The Gunners i The Reds. Jednak nawet wówczas, w tygodniach posuchy można było zaobserwować coś, czego w środę zabrakło – wolę walki, chęć wywiezienia jak najlepszego rezultatu. Jakby tego było mało, starty poprzednich rozgrywek były naznaczone utratą kilku ofensywnych zawodników, Ronaldo, Rooneya, Teveza. Teraz w przednich formacjach grają właściwie wszyscy najważniejsi gracze a ze skutecznością jest gorzej niż źle.

Jaki jest powód takiego a nie innego stylu gry? Znowu można wznosić pełne łez oczy ku księżycowi i wyć za Ronaldo i Tevezem. To oczywiście jest jeden z powodów naszej strzeleckiej impotencji. O ile Argentyńczyk strzelcem wyborowym nigdy nie był, o tyle Cristiano gwarantował mnóstwo goli. I to właśnie on trafiał w bardzo ważnych momentach, nawet z takimi niedocenianymi beniaminkami, gdy Rooney i spółka obijali kibiców. Wtedy wielu ludzi, nawet fanów MU, śmiało się, że co to za najlepszy piłkarz świata, skoro trafia głównie ze słabeuszami. Teraz mamy odpowiedź: strzelić takim też jest sztuką i to całkiem sporą. Ferguson chyba na nieco na siłę stara się wykreować Wayne’a Rooneya na rasowego egzekutora ładującego po 30 goli w sezonie. A wszyscy wiemy, że gdy Anglik się zatnie, to nie trafia do siatki nawet przy stuprocentowych okazjach. Wazza, owszem, jest znakomitym zawodnikiem, ale potrzebuje równie dobrych partnerów. Tymczasem, póki co, może wymieniać piłkę tylko z Berbatowem, podczas gdy reszta drużyny zastanawia się chyba, czemu u licha nikt nie poda do CR. Czas się obudzić…

Od początku wiedzieliśmy, że Portugalczyka zastąpić nie sposób, no chyba, że kupując Francka Ribery’ego i jeszcze na dokładkę Ashley’a Younga. Tymczasem nasze skrzydła prezentują się bardzo mizernie. Park ma problemy z przyjmowaniem piłki, Giggs nie ma już tej szybkości, Nani wciąż jest chimeryczny, Valencia dopiero się wprowadza. Brakuje bocznego pomocnika z prawdziwego zdarzenia. Takiego, który mógłby przeprowadzić z, jak na razie, świetnym Evrą dynamiczną szarżę na flance. A póki co, Francuz jest pozostawiany sam sobie, choć mimo tego prezentuje się wyśmienicie, grubo powyżej oczekiwań. Powraca też jak bumerang temat braku rozgrywającego z prawdziwego zdarzenia. Carrick czy Anderson przeplatają świetne występy z tragicznymi. Fletcher i Gibson zdecydowanie lepiej spisują się w destrukcji niż ataku. Scholes nie ma powodów do radowania się ze swojej formy, natomiast Ryan Giggs robi co może, ale to i tak za mało. A brakuje właśnie kogoś takiego jak rudowłosy Anglik ze szczytu swojej kariery – z dynamitem w nodze, świetnym przeglądem pola i podaniami wykonywanymi z precyzją skalpela. Chelsea ma Lamparda, Liverpool Gerrarda, Arsenal Fabregasa a my? Mamy ilość, lecz niekoniecznie jakość i ten fakt boli.

Wielu kibiców już narzeka na transfery przeprowadzone tego lata przez klub z Old Trafford. Odeszli bowiem Ronaldo i Tevez, dwóch ważnych zawodników, gwiazd, a nie zostali zastąpieni przez nikogo szczególnie słynnego. Fani United bardzo pragnęli transferów takich gwiazd jak Ribery, Young czy Benzema, ale skończyło się na czymś zgoła innym. Ferguson pozyskał za darmo zdobywcę Złotej Piłki z 2001 roku Michaela Owena a także duet skrzydłowych: Francuza Gabriela Obertana z Bordeaux i Antonio Valencię z Wigan. Takie zakupy nie rzucają na kolana – jak widać nie tylko kibiców. Anglik, dawniej uważany za snajpera idealnego, jak dotychczas notorycznie marnuje sytuacje strzeleckie. Obertan jest kontuzjowany i wróci najprędzej w październiku zaś Valencia przechodzi okres aklimatyzacji. Po upokorzeniu z Burnley pojawiły się głosy, by Ferguson kupił jakiegoś napastnika lub – jeszcze lepiej – rozgrywającego. Jednak są to, póki co, tylko marzenia. Szkocki trener jest chyba usatysfakcjonowany taką kadrą jaką ma i nie widzi potrzeby dalszego jej wzmacniania.

Ciekaw jestem, czy piłkarze trzykrotnie wygrywający trofeum dla najlepszej drużyny w Anglii wciąż jeszcze mają motywację, by nadal być najlepszymi. Patrząc na zaangażowanie jakie demonstrują na boisku – odpowiedź jest negatywna. Oprócz Evry, Rooneya, Berbatowa czy Valencii nikt nie pokazuje czegoś, na co można zwrócić baczną uwagę. Nie mówię tu już nawet o jakiejś bajecznej formie, bo taką prezentuje tylko Patrice, ale o waleczności, chęci zdobycia 3. punktów. Gdy patrzyłem, jak w środowym spotkaniu w okolicach 89 minuty Evans z O’Shea wymieniali sobie spokojnie podania pod bramką Fostera – szlag mnie trafiał. Pobudzeni krzykiem fanów konstruowali następującą akcję: wybicie piłki przed siebie, byle dalej, a nuż Berba lub Roo ją przejmą. Nie przejęli. Zresztą, podobne niezdecydowanie pokazywali nasi defensorzy przy bramce Blake’a. Zamiast wybić tę nieszczęsną piłkę jak najdalej, choćby i na aut, by uspokoić się i zewrzeć szyki, to kopali ją tak, jakby naprawdę chcieli stracić gola.
Dla porównania – przypomnijmy sobie sezon 2006/07. Po 3 latach posuchy na krajowym podwórku, Diabły walczyły wręcz na śmierć i życie. Gdy traciły bramkę, rzucały się do frontalnej ofensywy. Nie było gracza, który nie emanowałby chęcią założenia mistrzowskiej korony. Efekt takich działań był wspaniały…

Mam ogromną nadzieję, że większość piłkarzy po tym meczu została poczęstowana „suszarką” przez Fergusona. Jeśli bowiem w kolejnych spotkaniach będą prezentowali taką samą ospałość i brak zdecydowania, to obawiam się, że ten sezon zakończy naszą wspaniałą serię związaną z wygrywaniem ligi.
Chciałbym też zaznaczyć, że nie należę do osób spisujących United na straty już teraz i twierdzących, że po dwóch kolejkach nie dogonimy Chelsea, bo odjechała nam na dwa punkty. Nie, po prostu piszę to, co widzę. A widzę, że dzieje się źle.

Przewiń na górę strony