Odkąd 1 września 2008 roku Dimitar Berbatow zasilił szeregi Manchesteru United, trwają niekończące się dyskusje na temat jego przydatności w drużynie mistrza Anglii. Setki argumentów, kłótni, wyzwisk i dowodzenia swoich racji – kibice Czerwonych Diabłów podzielili się na dwie strefy: antagonistów Bułgara i jego obrońców. Co ciekawe, dopóki Carlos Tevez nie postanowił zdradzić czerwonej koszulki na rzecz niebieskiej, wrogów przypominającego tyczkę napastnika było zdecydowanie więcej…
Dimitar zadebiutował w United 13 września w przegranym 1:2 wyjazdowym meczu z Liverpoolem. Jak można było się spodziewać, Bułgar nie był w tym meczu pierwszoplanową postacią, ale zanotował piękną asystę. Widać było jednak, że – paradoksalnie – nie czuje się zbyt dobrze w walce o górne piłki będąc piłkarzem ustawionym najbliżej bramkarza rywali. Tak oto Berbatow wkroczył do nowej drużyny. Jako piłkarz niezbyt waleczny, flegmatyczny, ale za to obdarzony świetnym przeglądem pola i znakomitą techniką. Okazało się, iż w opinii pewnych osób to trochę za mało.
Jego przeciwieństwem był i jest Carlos Tevez. Mały, korpulentny i uwielbiany przez kibiców za heroiczną postawę, poświęcający się dla dobra drużyny, hasający po całym boisku. Argentyńczyk bardzo często stosował pressing na obrońcach zmuszając ich do błędu. A obok niego wysoki Berbatow nie przepadający za zbyt wielkim wysilaniem się, opanowany i mający oczy dookoła głowy. Stanowili dwie skrajności – tak wielkie, że wielu fanów MU nie potrafiło przyjąć do wiadomości, iż ktoś może uważać „drewnianego” Bułgara za lepszego od „świetnego” Argentyńczyka.
W sezonie 2007/2008 Wayne Rooney wraz z Carlosem Tevezem byli postrachem bramkarzy nie tylko na Wyspach ale i w Europie. Obaj niscy, obdarzeni niezłą techniką, potrafiący przeprowadzić wespół dynamiczną i piękną akcję. Często zdarzały się mecze, w których Apacz przyćmiewał Rooneya. Nic dziwnego – gdy tylko zaaklimatyzował się w nowym zespole, błyskawicznie wkomponował się w styl gry United i zapewniał drużynie mnóstwo arcyważnych bramek. Sympatycy Czerwonych Diabłów cieszyli się na wieść o zakupie Dimitara B., mając nadzieję, że zostanie zastosowany sprawiedliwy system rotacji i cała trójka napastników będzie miała czas na pokazanie swoich umiejętności.
Niestety, oprócz jakże ważnych spotkań przedsezonowych i kilku pierwszych meczów w sezonie Tevez grał z reguły fatalnie. Sądzę, że miała na to olbrzymi wpływ psychika gracza – w minionych rozgrywkach miał właściwie zapewnione miejsce w pierwszym składzie, teraz musiał o nie walczyć z innym graczem i chyba nie wytrzymał napięcia. A Dimitar powoli zaczynał grać na miarę możliwości. Mimo niepochlebnych opinii fanów na jego temat, ten absolutnie się nimi nie przejmował i prezentował się coraz lepiej. Wystarczy wspomnieć rewelacyjny występ przeciwko Hull czy niesamowitą asystę w batalii z West Hamem.
Bardzo mnie denerwowało, gdy Dimitar nadal był przez użytkowników rozmaitych portali poświęconych Manchesterowi mieszany z błotem. „Bo nie biega, bo nie strzela, bo za wolny, bo się nie cofa”. Każdy argument głupszy od poprzedniego, ale ich wyznawców jest nadal bardzo wielu. Z upływem czasu zaczynałem podejrzewać, że wielu z tych ludzi ma po prostu spaczony umysł. Spaczony wizerunkiem dwóch napastników wspomagających nie tylko pomocników ale i obronę, wracających, walczących, tworzących zasieki. A przecież takich atakujących w Europie jest strasznie mało. Właściwie oprócz Rooneya i Teveza nie widzę innego gracza formacji ofensywnej robiącego dla drużyny to, co wyżej wymieniona dwójka. Szkoda, że antagoniści Bułgara nie zastanowili się nad tym, że on inaczej nigdy grać nie będzie. Zawsze pozostanie niedocenianym dyrygentem podającym z wielką precyzją i olbrzymią gracją. Zagrywającym tak, by obrońcy rywali nie połapali się o co chodzi. Nigdy nie będzie walczył i biegał tyle co Tevez. To po prostu zupełnie inny typ zawodnika – pokuszę się o herezję, że nawet lepszy od wspomnianego argentyńskiego pracusia.
Śmieszą mnie niebywale „ostatni obiektywni”, próbujący wmówić innym, że Berbatow jest beznadziejny, natomiast Tevez to gracz genialny, którego należało zatrzymać za wszelką cenę. Wyszukiwanie potknięć Bułgara jest wybitnie żałosne, ale niektórzy „fani” robią to podczas każdego meczu, by następnie pisać o tym na rozmaitych portalach. Apogeum wylewania kubłów pomyj na głowę Dimitara nastąpiło po półfinałowym meczu Pucharu Anglii z Evertonem. Wówczas, w serii jedenastek były golkiper United Tim Howard zdołał sparować nogami uderzenie z wapna Berbatowa. Nikt nie skupiał się na tym, iż Rio Ferdinand również spudłował – liczył się fakt pokazania przez Berbę, jak wielkim transferowym niewypałem jest…
Middlesbrough, Bolton, Newcastle – to pierwsze z brzegu ligowe przykłady spotkań, w których bohater mojego artykułu ratował United skórę. I co? I często i tak nie został za to należycie pochwalony. Kto w spotkaniu z Boltonem w 89. minucie dograł mu piłkę na głowę? Tevez. Kto otrzymał za tego gola największe brawa od specjalistów na wielu polskich portalach? Tevez. A Berbatow? OK., strzelił (ledwo, ledwo!), ale co z tego, skoro nie biegał?
Dla mnie Berbatow jest piłkarzem – nie boję się tego słowa – wspaniałym. Gdy ktoś pisze, że nie pasuje on do stylu gry United, zaczynam się śmiać. Ustawiony jako cofnięty napastnik Bułgar precyzyjnie i bardzo mądrze rozgrywa. Kiedy trzeba – przetrzyma piłkę, a ten który próbuje mu ją odebrać, musi się liczyć z naprawdę ciężkim orzechem do zgryzienia. Jego technika jest godna pozazdroszczenia. Nie chodzi tu oczywiście tylko o różne triki, czy inne piłkarskie efekty specjalne, ale o przyjęcie, umiejętność podania na różne sposoby, minięcie rywala. Berbatow jest w tych aspektach o kilka klas lepszy od wielu napastników w Europie ograniczających się do wyczekiwania na swoją okazję w pobliżu szesnastego metra.
Oczywiście, Dimitar ma również swoje wady. Na przykład, czasem zbyt długo przygotowuje sobie piłkę do podania lub strzału, przez co zostaje mu ona odebrana. Wypadałoby również, gdyby ruszył w pościg za tym, który mu łaciatą zabierze. Co ciekawe, Bułgar mimo słusznego wzrostu rzadko strzela bramki głową – w MU ta sztuka udała mu się tylko raz, we wspomnianym meczu z Boltonem.
Teraz, gdy już wiemy, iż Tevez nie będzie graczem United w przyszłym sezonie, no i że będzie prezentował barwy City, kilku jego dawnych wielbicieli zaczęło właśnie go określać „zdrajcą” i wychwalać pod niebiosa zasługi Bułgara, dowodząc, że w przyszłych rozgrywkach dopiero pokaże na co go stać. I ja w to wierzę. A także w to, iż zostanie on w końcu należycie doceniony – bo absolutnie na to zasługuje.
Czas odrzucić wypłowiały kult Teveza i zacząć darzyć szacunkiem tych, którzy na niego zasłużyli…
Wybitne umysły są zawsze gwałtownie atakowane przez miernoty, którym trudno pojąć, że ktoś może odmówić ślepego hołdowania panującym przesądom, decydując się w zamian na odważne i uczciwe głoszenie własnych poglądów.
Albert Einstein