Nie przegap
Strona główna / Trudne tematy / Sezonowcy i inni…

Sezonowcy i inni…

Sezonowcy i inni...
Różni ludzie „kręcą się” wokół futbolu. Są sędziowie, działacze, agenci, ci najważniejsi – piłkarze. Ale tymi, bez których cała piłka nożna nie ma sensu, są kibice. Dopingują, śpiewają, podnoszą na duchu ulubieńców. Ci bardziej fanatyczni tatuują sobie na ciałach herby ukochanych ekip, nazwiska legend. Są też ludzie, którzy nazywają się kibicami, a ich jedynym życiowym celem, jest zmasakrowanie jak największej ilości chuliganów z wrogiego teamu.

Kibic Manchesteru United – charakterystyka

Podczas gdy wielu uważa, iż największą zakałą futbolu są właśnie pseudokibice, najbardziej irytujący są niewątpliwie tak zwani „sezonowcy”. Sezonowiec, to osoba zmieniająca ulubiony klub co pewien czas. Nie są to jednak wyznaczone z góry okresy, np. kwartał czy rok. Człowiek taki „przechodzi” na inny klub, gdy poprzedni zaczyna przegrywać i tak wkoło. Utożsamia się z nim, kupuje jego koszulki i inne gadżety, a później wszystko ląduje w szafie. Trudno racjonalnie wytłumaczyć tego typu zachowanie, ale postaram się to uczynić.

Wszyscy wiemy, jak w dzisiejszych czasach ważne są trendy. Jeśli nie masz telefonu z aparatem i kamerą, komputera który ma trzysta gb pamięci, czy telewizora z przekątną czterdzieści dwa cale – nie jesteś na topie. Podobnie jest z futbolem, który w naszym kraju jest sportem niezwykle popularnym. Dziś, nie na wszystkich ,,terenach” tolerowane są osoby kibicujące danej ekipie od kilku, kilkunastu lat. Reszta ubiera się w koszulki Manchesteru United czy Barcelony, nawet jeśli nie ma pojęcia o historii tych klubów. Po co zatem ktoś tytułuje się fanem, skoro jest w tej dziedzinie kompletnym laikiem? Żeby być trendy – ot choroba naszych czasów.

Gdy chodziłem do gimnazjum, w lidze angielskiej triumfy odnosiła londyńska Chelsea (zmieniło się to, gdy byłem w trzeciej klasie), natomiast Manchester United z trudem utrzymywał drugą bądź trzecią lokatę. Usłyszałem wówczas od kolegi z ławki zdanie, które mną wstrząsnęło: „Przejdź na Real, będzie nas dwóch w klasie”.

Ciężko było mi znosić wypominania, palący wzrok ludzi naokoło, gdy Czerwone Diabły nie przebrnęli przez fazę grupową Champions League. Starałem się puszczać mimo uszu drwiące uwagi na temat błędów naszych obrońców, nie wspominając o bramkarzach. Wiedziałem, że kiedyś nadejdzie dzień, w którym to ja będę mógł spojrzeć dawnym prześmiewcom w oczy i zapytać „Przypomnijcie mi bo zapomniałem… Kto jest najlepszy w Europie?”

Okrutna prawda jest taka, że kilka lat temu, kibicowanie podopiecznym Sir Alexa Fergusona było równoznaczne ze słowem „obciach”. Modna była Chelsea. Co dzień mijałem kilku Lampardów albo innych „fanatyków” The Blues. Dziś, wystarczy wyjść na ulicę, by zobaczyć ludzi paradujących w koszulkach z nazwiskiem „Ronaldo” na plecach. A jeszcze niedawno, Portugalczyk był „płaczącym pedałem”. Teraz, gdy jest najlepszym zawodnikiem świata, ludzie momentalnie zmienili do niego podejście.

Ciekawe jest też oblężenie stron dotyczących Manchesteru przez osoby, które robić tego nie powinny. Użytkownicy owi, rejestrują się tam, uważając się za fanów Manchester United, mimo iż w rzeczywistości oglądają mecze tylko dla Cristiano Ronaldo. By popatrzeć na jego sztuczki, na jego rzuty wolne, albo inne charakterystyczne dla Portugalczyka zagrania. To tak zwani „cristianowcy”. Ten typ osób, cechuje absolutne uwielbienie dla postaci CR7 i opowiadanie o nim rozmaitych bzdur oraz „bardzo dużo” wnoszących do dyskusji zdań. Oto niektóre z nich:

„CRIS WYMIATA”
„Brawo cris”
„ale ma ktos cos do crisa ? zrobil to co powinien i szczelil 2 bramki myśle, że powinien być najlepszym piłkarzem roku!”
„brawo ronaldo tak tszymaj :):)”
„Ronaldo nie odchoć manchaster ciebie potrzebuje teraz kto nam będzie strzelał gole wystarczy tylko przeprosić kibiców”
„ronaldo zagrał dobrze w wywiadzie mówił ze musi kupić sobie nowy zel do wlosów lustro igrzebień
„Wroci RONALDO I UNITED BEDZIE MISTRZEM”
„bez Ronaldo nie ma pucharów dla United”
„Jak CR7 zostanie to na bierzmowanie wezme sobie na imię Krystian”
„jupi…Po operacji i po krótkiej rechabitlitacji powroci do zdrowia strzeli 50 bramek na sezon 2008/09…”

Została zachowana pisownia oryginalna

Przyznacie, że dość ciekawe. Dzieci (bo chyba nie młodzież?) utożsamiają się z Ronaldo i robią to na wszelkie możliwe sposoby. Zbierając materiały do tego artykułu, byłem wyczulony na wszelkie objawy cristianomanii. Np. na niedawno rozgrywanym meczu piłki nożnej, moją uwagę przykuł pewien chłopak. Włosy na żel, buty z najnowszej kolekcji Nike, frotki na dłoniach, plastry na nogach. Nastąpił moment, w którym wykonywał rzut wolny z dwudziestu metrów. Najpierw pieczołowicie ustawił piłkę, następnie odszedł na pięć kroków i rozstawił nogi niczym rewolwerowiec w samo południe. Parsknąłem śmiechem. Chłopak podbiegł do piłki, a ta odbiła się od muru i przejęli ją przeciwnicy. Rzeczywiście, podobieństwo absolutnie nieprzypadkowe. A może warto wypracować swój styl?

Udzielam się na kilku stronach dotyczących Manchesteru United i niejednokrotnie tego typu osoby doprowadzają mnie do furii. Trudno im wytłumaczyć, że w piłce nożnej nie liczą się tylko sztuczki. Że nie tylko Quaresma i Ronaldo mają świetną technikę, bo ta nie ogranicza się wyłącznie do przekładania nóg nad piłką. Że Manchester United to nie tylko Cristiano, ale też wielu innych piłkarzy, historia, legendy. Niektórych można sprowadzić na dobrą drogę, innych nie.

Czasem sobie myślę, co by było, gdyby Czerwone Diabły spadły do klasy rozgrywkowej niżej. Gdyby odeszli Ronaldo, Nani, Anderson i Tevez. Co by się wówczas stało? Zostaliby najwierniejsi, reszta by uciekła. Reszta, czyli ci, którzy „kibicują” najzacieklej. Czyli przeklinają Fergusona, bo nie wystawia Carlosa. Wyzywają od najgorszych Berbatova, bo „nie biega”. Wyrzucają z klubu Gary’ego, Ryana i Paula, a w ich miejsce „kupują” Daniego Alvesa, Ricardo Quaresmę i Kakę. Dzieciom trudno wytłumaczyć, że Football Manager, czy FIFA, to zupełnie co innego niż rzeczywistość. Na żywo trudno stwierdzić, czy dany gracz dostosuje się do drużyny, czy jego umiejętności są wystarczające. Nie można doczepić piłkarza pod elektrody i sprawdzić na komputerze tabelki „Progress”. Legendy nie zasługują już na uznanie. Są starzy, wypaleni, nic nie dają drużynie. Neville jest za wolny, Giggs nie ma sztuczek a Scholes? Rudy, wredny i na dodatek nie strzela goli. Do diabła z nimi!

W tej całej sprawie, jedna bardzo istotna kwestia jest wciąż mylona. Nie każdy, kto lubi Cristiano Ronaldo, jest cristianowcem. Nie każdy, kto kibicuje Diabłom od 2006 roku, albo później musi być sezonowcem. Prawdziwi fani nienawidzą tych osób i wszystkie wrzucają do jednego worka. Wystarczy, że na jakimś portalu, ktoś ma w avatarze twarz CR – od razu zapada na niego wyrok. Avatar jednak można zmienić, ale nick? Nie daj Boże, gdy ktoś ma w nim jakąkolwiek cząstkę z imieniem, nazwiskiem lub ksywką Portugalczyka. Jest cristianowcem i tyle. A warto porozmawiać z człowiekiem, bez rzucania w niego obelgami. A nuż to normalny użytkownik, który po prostu lubi naszego kawalera z Madery? Ja uwielbiam Rio Ferdinanda i kiedyś też miałem go w avatarze. Jestem ferdinandowcem?

Jak wspominałem wyżej – cristianowiec, to osoba która nie widzi nikogo i niczego poza swoim idolem. Osoba pytająca po przegranym meczu tylko o to, jak zagrał CR. Osoba, która bruka mój ukochany klub, utożsamiając się z nim. A przecież wystarczy jedna operacja – przelanie na konto MU (powiedzmy) stu milionów euro i sprzedaż Portugalczyka do Realu. Myślicie, że ta osoba od razu zarejestruje się na stronie Królewskich? Nie! I tutaj, mamy paradoks.

Aby zyskać w oczach innych, wielu cristianowców publicznie szkaluje swojego ulubieńca. Kiedyś, podczas słownej potyczki z tego typu osobą, dowiedziałem się, że tak naprawdę on nienawidzi Ronaldo, a z całego serca kocha Rooneya. Avatar – z CR. Nick – coś związane z CR (jakiś Cris blabla). A na profilu, w zakładce „Ulubiony piłkarz” – Cristiano Ronaldo. Ogrom cristianowców, zanim pobiegłaby za swoim ukochanym do innego klubu, najpierw tak zmieszałaby go z błotem, że aż żal by było na coś podobnego patrzeć.

Nie potrafię tego zrozumieć. Dlaczego wielu z nich, nie ma odwagi wygłosić swoich poglądów? „Tak, kibicuję tylko Ronaldo, klub w jakim on gra mnie nie obchodzi”. Nie byłoby nieporozumień. Siedzieliby na swoich stronach (dotyczących wyłącznie Portugalczyka), nie rejestrowaliby się na manusite, mufc.pl. I wszyscy byliby zadowoleni.

Irytujące jest też to, że każdy, kto kibicuje Diabłom nie dłużej niż dwa lata, jest sezonowcem. W wielu dyskusjach, błyskawicznie padają „argumenty”: „Kibicujesz Manchesterowi United od 2006 roku? Nie mam pytań!”. Coś takiego jest krzywdzące. Wielu z nas, kibicuje Czerwonym Diabłom od 1999 roku. I co – wówczas też byliśmy sezonowcami? Mylimy pojęcia.

Znam kilka osób, które oddały swoje serce United w 2006 albo 2007 roku. Kibicują szczerze, bez fałszu. Starają się poznać „prehistorię” klubu, czytują artykuły o naszych legendach. Oglądają mecze, patrzą obiektywnie na wszystkich piłkarzy. Za kilkanaście lat, będą nazywani jednymi z najwierniejszych. Dziś, w opinii wielu, są sezonowcami. A nie przyszło komuś do głowy, że takim zachowaniem narzuca się presję na chmary dzieciaków, które po prostu boją się przyznać, że lubią CR, albo że kibicują naszym nie dłużej niż dwa lata? Przecież przez takie zachowanie, Manchester United traci potencjalnych kibiców. A tutaj nie o to chodzi.

Wyplenienie zarazy, jaką są cristianowcy i sezonowcy, to rzecz niemożliwa. Dziś, w dobie kompilacji na których CR czaruje zwodami, łatwo się w nim zakochać, zwłaszcza, gdy ma się dziesięć lat. Gdy nie ma się wzorca, w postaci ojca, czy starszego brata, którzy kibicują wytrwale. Trudno odnaleźć się pośród prawdziwych kibiców, sezonowców i innych rodzajów fanów. Niektórzy po prostu sobie z tym nie radzą.

Nie pisałem tego tekstu, abyście zrazili się do tych osób. Mój przekaz jest inny – niesienie pomocy. Poprawianie, przekonywanie dzieciaków, że nie tylko ten, który umie robić z piłką rzeczy, jakie nam się nie śnią jest fajny. Delikatne pokazywanie różnic, między kibicowaniem klubowi a zawodnikiem. Rozsądne tłumaczenie swoich argumentów. Nikt przecież nie lubi, gdy ktoś wyzywa nas od tępaków. Agresja za agresję – taka jest prawda. Gdy my zaatakujemy cristianowca, on rzuci się na nas. Gdy zaczniemy z nim rozmawiać, jest spora szansa na to, że coś mu zaświta w głowie. Jeśli nie – przynajmniej nikt nie powie, że nie próbowaliśmy „nawrócić grzesznika”. Każdy ma swój wybór i swoją wolę. Dróg jest wiele. Trzeba tylko wiedzieć, którą podążyć.

Zapraszamy także do lektury tekstu Michała Juroszka Pamiętnik z życia sezonowca

Przewiń na górę strony