Nie przegap

Desperados

Sir Alex Ferguson Godfather
Gwoli wyjaśnienia – tekst nie ma na celu rozbawiać. Po prostu postanowiłem przedstawić poszczególnych piłkarzy Red Devils jako gangsterów. Czy ktoś z Was, drodzy Czytelnicy, porównywał Manchester United do mafijnej rodziny? Nie? Ja postanowiłem to uczynić. Powtórzę raz jeszcze – tekst nie ma na celu rozbawiać, ani też nie wszystkie opisane w nim wydarzenia są prawdziwe.

Od kilku ładnych lat Manchester United kojarzy się z jedną osobą – Cristiano Ronaldo. Nam, kibicom z prawdziwego zdarzenia średnio się to podoba, ale nie mamy na to większego wpływu. Gdy przedstawimy nawet największemu futbolowemu laikowi swój ulubiony klub, odpowiada on: „To tam, gdzie gra ten… Ronaldo, nie?”. My wówczas sypiemy potokiem wyzwisk i bluźnierstw pod adresem tegoż konowała, przypominając mu o istnieniu Rooneya, Ferdinanda, Vidica, Andersona, Evry czy Teveza, ani przez moment nie zważając na to, iż żółtodziób nie wie zupełnie, o kim mówimy. A przecież tego typu piłkarze to nasi twardziele, ludzie, których nie przeraża ani podarta koszulka, ani krew spływająca po ciele, ani walka wręcz z przeciwnikiem. Teraźniejsi Desperados, prosto z Old Trafford.

Często są w cieniu kolegów, nierzadko przemykają chyłkiem wśród pochwał wygłaszanych pod adresem piłkarzy bardziej finezyjnych, obdarzonych zmysłową techniką, subtelnymi ruchami, grającymi pod publiczkę. Jednak czy tacy zawodnicy jak Nani, Cristiano Ronaldo, Giggs oraz Berbatow zbieraliby laury za swoją grę, gdyby nie mieli za plecami ludzi pracujących na ich chwałę? Szczerze wątpię. Dlaczego nie docenia się typowych boiskowych zabijaków, którzy masakrują rywali ostrymi wejściami i walczą o jak najlepszy wynik dla swojej drużyny do końca? Postaram się przedstawić naszych najwspanialszych twardzieli.

Rio Ferdinand – człowiek, bez którego trudno wyobrazić sobie dziś Manchesteru United. Istna ikona zespołu, dobry duch, który zdaje się być na całym boisku. Morduje w wyrafinowany sposób. Rzuca się na rywala, pozbawiając go krzty godności, upokarza i dopiero wówczas dobija. Najlepszym przykładem był mecz z Liverpoolem na Anfield Road w ubiegłym sezonie. Anglik zmiażdżył w nim hiszpańskiego napastnika, Fernando Torresa. Potraktował jak śmiecia, którego należy zniszczyć, by nie zawadzał. Kolejne nieprawdopodobne interwencje doprowadzały Hiszpana do rozpaczy. Kulminacją pojedynku było wypchnięcie z „naszego” pola karnego Torresa właśnie przez stopera Red Devils. Fernando rozpaczliwie dopominał się o rzut karny za to zagranie, ale Rio nie dość, że zaczął machać dłonią w geście „Wstawaj!”, to jeszcze szepnął co nieco do ucha napastnikowi Liverpoolu i wyjątkowo lekceważąco go odepchnął. Zaraz po Papie Fergusonie najważniejsza osoba w rodzinie. Klasa sama w sobie.

Nemanja Vidic – facet likwidujący tych, którzy uciekną Ferdinandowi. Nieco mniej elegancki od Anglika, za to bardziej skuteczny. Potrafi wykonać dwa bezbłędne wślizgi, jeden po drugim, po których przeciwnik ma problemy ze wstaniem o własnych siłach. Innym razem „dominuje na poziomie pierwszego piętra”, unicestwiając jak rasowy snajper. Sprowadza do poziomu napastników wrogiej drużyny. Nie przebiera w środkach, gdy trzeba gra bardzo twardo, ale nigdy nie brutalnie. Nieustępliwość okupił licznymi ranami. Dwa razy został trafiony w nos, wskutek czego nabrał on dziwnego kształtu. Serb jest postrachem nie tylko napastników, ale i bramkarzy. W tym sezonie ustrzelił już trzech. Dwa razy trafienia te były decydujące, gdyż zdobywane w ostatecznym rozrachunku bitwy.

Patrice Evra – niepozorny, niski Francuz rzadko bawi się w cackanie. Jest bardzo szybki, choć czasem niedokładny. Potrafi jednak powstrzymać ataki najlepszych skrzydłowych na naszej planecie. Nie dali mu rady ani Joe Cole, ani Aaron Lennon. W dodatku, udało mu się, po zaciętej bitwie, położyć na łopatki słynnego argentyńskiego najemnika – Leo Messiego. Patrice musiał się strasznie namęczyć, podczas pojedynku, ale ostatecznie był w nim górą. Poza tym Evra jest niebywale złośliwy i gdy tylko ma ochotę, i czas, zaczyna swoistą grę z oponentem. Poniża go, prezentując nienaganną technikę. Konkurent ze łzami w oczach, jest zmuszony oglądać okrutne zabawy Francuza. O umiejętnościach bokserskich Patrice’a, przekonał się również ogrodnik Chelsea, który ośmielił się nazwać go „czarnuchem”. Niestety, sąd ukarał Evrę za łobuzerski wyrok czterema meczami absencji. To bynajmniej nie ostudziło waleczności francuskiego defensora. Ponoć już trenuje wślizgi prawą nogą.

Michael Carrick – najspokojniejszy, najbardziej elegancki i inteligentny. Michael nie jest typem człowieka, który morduje na oślep, nie zważając na własne rany. On spokojnie osacza ofiarę, doskakuje do niej i… zabiera piłkę. Szkoda tylko, że często wytworność przedkłada nad skuteczność wskutek czego, męczennik zdoła mu zbiec. Carrick jest jednak zbyt leniwy, by za nim podążać. Wie, że jeszcze nieraz go spotka, a wówczas, przeciwnik, będzie błagał o litość. Anglik jest bardzo precyzyjny, dba o wszystkie szczegóły swoich „operacji”. Wie, co zrobić, by sędzia nie zauważył jego faulu. Potrafi atakować i bronić z jednakową pasją. Ot, nasz geniusz zbrodni.

Anderson – elegancki, czarnoskóry jegomość, którego czasem ponosi młodzieńcza fantazja. Marzy mu się praca we włoskiej mafii, jednak na Wyspach, czuje się jak ryba w wodzie. Papa Alex martwił się, czy Predator poradzi sobie, w okrutnych realiach brytyjskiego półświatka, ale właściwie nie miał o co. Anderson może i od czasu do czasu zawodzi, ale zazwyczaj w meczach ze średniakami. W bataliach z najgorszymi wrogami, koncentruje się maksymalnie. Do jego ofiar, należą m.in. hiszpański informator Arsenalu – Cesc Fabregas oraz strzelec wyborowy z Liverpoolu, Steven Gerrard. Ciał nigdy nie odnaleziono.

Carlos Tevez – nazywany przez kolegów „Dzikusem”. Argentyńczyk bowiem, należy do osób, które sieją mnóstwo spustoszenia, często nie do końca potrzebnego. Zdarza się, że traci kontakt z rzeczywistością, i wierzy, że może wszystko. Wówczas, z opresji ratuje go Carrick, w najgorszym przypadku duet Rio – Nemanja. Tevez jednak mimo wszystko, walczy z olbrzymią pasją, pokazuje charakter na boisku, nie boi się różnych spięć, a i snajper z niego niezły. Niedawno, w mało prestiżowej strzelaninie, udało mu się trafić do siatki rywali aż cztery razy. Papa Alex był zachwycony. Szkoda tylko, że Carlos ostatnio nie pokazuje swoich umiejętności w momentach, które są dla niego najważniejsze (czyt. w Premiership). Mimo wszystko, Apacz jest bardzo ważny dla rodziny. Widok rywali trzęsących spodenkami, podczas sprintu Argentyńczyka na bramkę, jest bezcenny.

Wayne Rooney – przerażający, nieustraszony Anglik, przed którym klękają najsłynniejsze formacje defensywne w Europie. Nigdy nie jest delikatny, jego toporne ruchy, symbolizują straszny charakter i okrucieństwo które ma wypisane na twarzy. Siłowy pojedynek z Waynem, to ryzyko urazu. Także próba prowokowania krewkiego Anglika, może się dla złośliwca skończyć bardzo nieprzyjemnie. W języku Rooneya, nie ma bowiem słowa „przebaczenie”. Dopadnie przeciwnika prędzej czy później. Uciec mu nie sposób, bowiem Wazza zawsze rzuca się w pościg za ofiarą i niemal za każdym razem ją dogania. Jego jedynym mankamentem, jest fatalna celność. Rzadko się zdarza, by Anglik podczas kilku meczów z rzędu trafiał do siatki rywala. Gdy jednak mu się ta sztuka powiedzie, cały Manchester szaleje. No, właściwie tylko połowa, bo druga część płacze, gdy Rooney wykańcza to, co rozpoczął Carrick.

To co słyszysz, to towarzyszy nocnym wypadom Desperados, nocnej ciszy są zagładą jak tornado wszyscy jadą…

Przewiń na górę strony