Nie przegap
Strona główna / Inny punkt widzenia / Czy na szczycie, czy dnie…

Czy na szczycie, czy dnie…

Sir Alex Ferguson
Jak wspominałem w swoim poprzednim felietonie, Teorii Diabelskiego Młyna, gra Manchesteru, przypomina taką właśnie maszynerię. Raz na górze, później jazda w dół, zatrzymanie się gdzieś pośrodku. Niestety, ostatnio, nasi ulubieńcy, sprawują się naprawdę fatalnie. Wciąż powtarzamy wyświechtane hasła, np. „Czekamy na Old Trafford”, „Zobaczymy na koniec sezonu, kto się będzie śmiał!”, „Najlepsze przed nami”. Ale moim zdaniem, teraz naprawdę mamy powody do niepokoju. I nie chodzi tu wcale o nasze dotychczasowe trzecie miejsce, w dodatku z jednym zaległym meczem. Nie, mnie chodzi o kilka czynników, które mogą sprawić, że MU nie powtórzy sukcesów z poprzedniego sezonu. A jakie to czynniki?

1 – Defensywa.

Przypomnijmy sobie poprzedni sezon i mecz Barcelona – MU w półfinale Ligi Mistrzów. Kto walczył za dwóch? Kto poświęcał się i ratował zespół w nieprawdopodobnych sytuacjach? Zgadliście – Rio Ferdinand. Jeszcze kilka miesięcy temu, Anglik miażdżył poszczególnych rywali swoją formą. Nie pograli sobie przy nim ani Adebayor, ani Torres, ani Vucinic, Drogba czy Eto’o. Rio tworzył zaporę nie do przejścia. Widać było, że chce grać, walczyć i zwyciężać. Któż nie pamięta jego radości, po obronionym przez Van der Sara karnym w finałowej batalii z Chelsea? Jak Ferdinand prezentuje się dziś? Słabo. Jak na swoje możliwości, wręcz fatalnie. Na tapetę weźmy chociażby mecze z Evertonem, Hull czy Arsenalem. W pierwszym, popełnił dwa kuriozalne błędy i tylko łut szczęścia, spowodował że nie przegraliśmy tego spotkania. Z Hull, Rio sprokurował karnego, bo nie mógł powstrzymać rezerwowego napastnika gości – Mendy’ego. W potyczce z Kanonierami, też się nie popisał. Kilka razy, dał się „objechać”… Bendtnerowi!

Jaka jest przyczyna, tak żałosnej postawy Ferdinanda? Myślę, że przede wszystkim, czuje się on niedoceniony. Bo któż zdobył nagrodę dla najlepszego obrońcy poprzedniej edycji Champions League? John Terry. Nie ujmuję zasług kapitana Chelsea, ale… Nie spływa ze mnie złośliwość jednak chyba wszyscy pamiętamy, kto zawalił „decydującego” karnego, w finale? Natomiast o ile mnie pamięć nie zawodzi, Ferdinand w LM nie zagrał naprawdę źle ani razu. Jego występy przeciwko Romie i Barcelonie na wyjazdach, były niesamowite. Powstrzymywał rywali, na wszelkie możliwe i bezpieczne sposoby. A tymczasem, to nie on zdobył nagrodę. Nie zdziwiłbym się, gdyby Rio poczuł się upokorzony. „Tyle zrobiłem, ratowałem nas przed stratą bramki w wielu sytuacjach, i co z tego mam?”. Takie właśnie pytanie, mógł zadać sobie Anglik. Podejrzewam, że brak odpowiedzi na nie, przyczynił się znacznie, do spadku jego formy.

Strasznie mnie martwi postawa Alexa Fergusona, który nie potrafi wybrać odpowiedniego piłkarza, do gry na prawej obronie. W poprzednim sezonie, miał do dyspozycji Browna, Simpsona i ewentualnie Hargreavesa, zatem sprawa była prosta. Zwłaszcza, że Wes w końcu nauczył się grać na tej pozycji i rzadko przytrafiały mu się kiksy. Gdy już takowy się zdarzył – obok był dobry Anioł Stróż Ferdinand, który asekurował rodaka. Teraz, ku ogólnej rozpaczy fanów, na prawej flance obrony, najczęściej występuje kapitan, Gary Neville. Wszyscy zgadzamy się co do jednego – Gary, to legenda, wychowanek, osoba, która bez reszty poświęciła się klubowi. Jednak czy tylko z tych powodów, zasługuje na miejsce w podstawowej jedenastce? Odpowiedź brzmi: nie. W kilku meczach, w których w obecnych rozgrywkach grał Wes Brown, gra prawą stroną, wyglądała znacznie lepiej. Ronaldo mógł z nim wymienić szybką piłkę, konstruować akcje ofensywne, był praktycznie zwolniony z gry w obronie. Teraz, CR jest zmuszony do częstego cofania się, bo gdy tego nie robi, na prawicy jest luka, ponieważ rzadko się zdarza, by Gary nadążył za kontrą rywali. W każdym kolejnym spotkaniu, wychodzą braki w przygotowaniu kapitana do sezonu. Bo i czy ktoś, kto nie potrafi wyprzedzić jakiegokolwiek skrzydłowego, kto gra słabo w ofensywie i zdarza mu się nie trzymać swojej pozycji, zasługuje na grę w pierwszym składzie takiego klubu, jak Manchester United? Moim zdaniem nie. Niestety, Alex Ferguson, wystawia Neville’a głównie za zasługi i dobrą postawę na treningach, a to trochę za mało, by powstrzymywać rywali z całej Europy. I albo Szkot to zrozumie, albo nasza obrona, w niedługim czasie zacznie przypominać sito.

2 – Nietrafione zmiany.

To druga bolączka naszego zespołu. Mam wrażenie, że Alex trochę pogubił się w tym wszystkim. Wystawia graczy, którzy grać nie powinni, trzyma na ławce tych naprawdę potrzebnych i wpuszcza ich na kilkanaście minut. Przykłady? Czekanie ze zmianą wspomnianego Gary’ego Neville’a w szlagierze z Arsenalem. Zamiast zdjąć wyjątkowo słabiutkiego Anglika już po pierwszej połowie, Ferguson postanowił dać mu szansę i w drugiej. Efekt? Szybka strata drugiego gola. Szkot, posłał w bój Rafaela dopiero w sześćdziesiątej trzeciej minucie, gdy było praktycznie po meczu. A szkoda, bo gdyby zauważył beznadziejną postawę naszego kapitana wcześniej i nie bał się podjąć kontrowersyjnej zmiany, to wynik mógłby być zupełnie inny.

Podobnie rzecz ma się z Dymitarem Berbatovem. Ja rozumiem, że SAF chce mu dawać często szansę, aby udowodnić, że nie wyrzucił trzydziestu milionów w błoto. Sam uwielbiam oglądać Bułgara, jego znakomite utrzymywanie się przy piłce, technikę, inteligencję. Ale istnym sabotażem, jest trzymanie go na placu gry, gdy sobie na nim nie radzi, a tak już w kilku meczach było, np. z Arsenalem, Evertonem czy Blackburn. Na ławce natomiast, zasiada Carlos Tevez. Argentyńczyk może i nie jest w wybornej dyspozycji, ale potrafi szarpać przez cały mecz, by choć raz zmusić do błędu rywala i zdobyć gola. Ferguson tego jednak nie widzi – uparcie trzyma Teveza na ławce, wpuszczając go na „ogony”. Alex, Berbie naprawdę nic się nie stanie, gdy kilka razy usiądzie na ławce!

Ów problem, pojawia się również, gdy mówimy o środku pola. W batalii z Kanonierami (znowu oni!), w centrum operowali Michael Carrick i Anderson. O ile pierwszy, rozegrał fatalne zawody i nie posłał żadnej, naprawdę wspaniałej piłki, takiej do jakich nas przyzwyczaił, o tyle drugi, grał co najmniej dobrze. Fakt, strzały znowu mu nie wychodziły i zaliczył kilka strat, ale jego waleczność była godna pochwały. Co ciekawe, temu chłopakowi chyba nie da się odebrać piłki! Gdy się z nią zastawi, to i dziesięciu Fabregasów może go kopać po piszczelach, ale Brazylijczyk i tak jej nie odda. Niestety, zamiast zdjąć z boiska bezproduktywnego Carricka, Ferguson ściągnął z niego właśnie Brazylijczyka. W jego miejsce, na Emirates Stadium pojawił się Ryan Giggs. Nie wiem, po co Szkot wystawiał w tym meczu Walijczyka. Zdarzają się dobre mecze, w wykonaniu Giggsa, ale to już nie ten piłkarz co kiedyś. Niestety minęły już czasy, gdy Ryan mijał pięciu rywali i strzelał pod poprzeczkę. Ferguson chyba nadal tego nie rozumie…

3 – Carlos Queiroz.

A raczej jego brak. Portugalczyk, odpowiadał na Old Trafford nie tylko za transfery ale i często za taktykę, przygotowywaną na poszczególne spotkania. Dziś, już go nie ma i śmiem twierdzić że naszemu bossowi bardzo go brakuje. Carlos bowiem, znakomicie potrafił rozpracować rywala i następnie szepnąć do ucha Szkotowi, by z Liverpoolem Diabły zagrały zachowawczo i konsekwentnie, a z Chelsea otwarcie i bez kompleksów. Queiroz niezbyt dobrze radzi sobie jako główny szef drużyny ale jako asystent jest bezcenny. Osobiście myślę, że np. wystawienie Hargreavesa na prawym skrzydle w finale Ligi Mistrzów z The Blues, czy posyłanie w bój znakomitego Parka w potyczce z Boro w zeszłym sezonie, przy rezultacie 2:1 dla rywali, były właśnie pomysłami Queiroza. Co ciekawe, również Portugalczyk odpowiadał za transfer Manucho. Teraz, gdy były pomocnik Fergusona trenuje reprezentację Portugalii, o Angolczyku nikt nic nie wie. Zagrał tylko w dwóch meczach – w FA Cup z Boro i ze Stoke w Premier League. Być może Manucho był ulubieńcem Portugalczyka a Szkota – już nie?

4 – Wayne Rooney.

Trudno określić uczucia, jakie żywię do tego chłopaka. Raz wychwalam go pod niebiosa, za waleczność, piękne gole, hart ducha i zostawianie na boisku serca. Innym razem, przeklinam tę jego wybitnie nierówną skuteczność, wybuchy zniechęcenia i agresji. Nie będę „słodził”, i powiem wprost – wątpię, by Wayne uformował swoją dyspozycję strzelecką na stałe. Ile można czekać, na jego gole? Ile bluzgów, żalów i jęków musi być rzuconych pod jego adresem, aby zaczął grać jak na napastnika przystało? Gdy już zacznie ładować bramki, to strzela co mecz. Ale to są serie. Tylko i wyłącznie serie. Czy on naprawdę nie potrafi rozłożyć swoich trafień równomiernie – na całe rozgrywki? Chyba nie.
To jest właśnie najbardziej denerwujące. Gdy ma te swoje strzeleckie passy, to „wchodzi” mu niemal wszystko. Wystarczy jeden mecz (w tym sezonie z Evertonem) by maszyna o nazwie WR10 stanęła w miejscu. I co dalej? Ile czasu będziemy czekać na kolejny przebłysk Wazzy? Ja już mam tego serdecznie dość. Myślę, że przydałaby się kolejna terapia wstrząsowa, jak w spotkaniu z Boltonem. Trzeba pokazać Rooneyowi, że nietykalny nie jest i też powinien pokutować za swoje grzechy…

Epilog

Sobotnia wygrana 5:0 ze Stoke City, zamydliła oczy wielu kibicom. Na szczęście nie mnie. Ja niestety dostrzegam wyraźne mankamenty w naszej grze i nie satysfakcjonuje mnie gromienie beniaminków. Wolałbym, byśmy z Arsenalem uzyskali co najmniej remis, a ze Stoke wygrali 1:0, niż prezentowali tak fatalną dyspozycję w starciach z potentatami. Wiem, że każdy zna już to na pamięć, ale przypomnę raz jeszcze: ile mamy punktów w starciach z pozostałymi zespołami Wielkiej Czwórki? Jeden. Jeden, maleńki punkcik, „skradziony” na Stamford Bridge. W poprzednim sezonie, na wyjazdach zgromadziliśmy ich cztery. Wówczas, wygraliśmy z Liverpoolem, a teraz? Frajersko odbieramy sobie trzy punkty, prowadząc jedną bramką. Z Arsenalem był remis, a jest porażka. I też nie powinno jej być, gdyby Ferguson sprawniej operował składem. Z Chelsea były baty, a zdobyliśmy wyłuskać remis. Czy to napawa dumą? Nie sądzę. Bo i w tym meczu, Diabły straciły trzy punkty, które były na wyciągnięcie ręki.

Miejmy nadzieję, że forma podopiecznych Sir Alexa Fergusona znów eksploduje w najważniejszym momencie. Ale do tego, nie wystarczy świetna gra piłkarzy, ale rozsądne prowadzenie zespołu przez bossa. W tym roku, jak chyba każdy się zorientował, jest nieco trudniej, niż w latach ubiegłych. Zatem nie można już bezsensownie tracić punktów, ale grać konsekwentnie, tak jak w sezonie ubiegłym.

Czy na szczycie czy dnie…

Przewiń na górę strony