Nie przegap
Strona główna / Trudne tematy / Kibicowanie najlepszym – pójście na łatwiznę?

Kibicowanie najlepszym – pójście na łatwiznę?

Kibicowanie najlepszym - pójśćie na łatwiznę?
Dziś chcielibyśmy podjąć się tematu, który niewątpliwie do łatwych i banalnych nie należy. Można by rzec więcej… nad owym tematem większość z nas po prostu się nie zastanawia. Dlaczego? Bo tak nam wygodnie, bo to kwestia przyzwyczajenia, bo to specyficzny stereotyp, z którego być może nie zdajemy sobie sprawy. Jako ludzie, co wydaje się dość logiczną reakcją, zawsze chcielibyśmy odnosić zwycięstwa, być na szczycie, z wewnętrzną satysfakcją odczuwać dumę w różnych sferach swojego życia, w tym również w sferze sportowej. Czyż nie? Dość tych ogólników Drodzy Czytelnicy. Śmiałym krokiem przejdźmy do sedna, do konkretów…

W artykule pt: „Biały orzeł czy Czerwony Diabeł” skupiliśmy się głównie na pojęciu „patriotyzm”. Dziś może być podobnie, jednak z pewną, dość wyraźną różnicą. Na początku warto byłoby zadać pytanie: Czy ktoś z Was lubi przegrywać? Czy porażka ma słodki smak? Tak, to pytanie retoryczne. Tutaj pojawia się problem, niemały problem. Skoro tak bardzo nie lubimy przegrywać, niejednokrotnie nie ma w nas pokory, nastawieni jesteśmy głównie na zwycięstwa, sukcesy. To nie jest oskarżenie, to tylko smutny fakt. Skoro tak jest, skoro my tacy jesteśmy, czy nie idziemy na łatwiznę kibicując najlepszemu i najbogatszemu klubowi na świecie? Przecież zdajemy sobie sprawę z tego, że Manchester United to klub Gwiazd, sławy, pieniędzy. Jakimi kategoriami powinniśmy kierować się, wybierając swoją ukochaną drużynę? Jeśli decydujemy się na Manchester United to dość logiczne jest, że zwycięstwa w przypadku tak wielkiego klubu są kwestią niepodważalną. Co to za sztuka kibicować najlepszym? Fascynować się klubem, który posiada tak wiele gwiazd? Co to za sztuka cieszyć się zwycięstwem mając świadomość, że to najbogatsze kluby świata, że przecież one mogą wszystko? Dlaczego wybieramy ligę Angielską? To proste. Bo jest najpiękniejsza, najbardziej waleczna, najlepsza na świecie.

Fascynują mnie ludzie kibicujący klubom, które ledwo oddychają w tabeli, dajmy na to, Polskiej ligi. Dlaczego? Bo to zupełnie inna bajka. Tam zwycięstwo ma inny wymiar. Docenianie wyniku z przeciętnym rywalem, który przecież nie ma żadnego znaczenia na arenie sportowej, jest kwestią normalną. Tam na mecz przychodzi 2 tysiące ludzi, którzy ze łzami w oczach potrafią cieszyć się z remisu, a po porażce i tak z dumą w sercu śpiewają 'jesteśmy z wami’!. Mój znajomy krótki czas temu stwierdził, że brzydzi się bogactwem współczesnej piłki nożnej. Brzydzi się tym, że futbol stał się maszyną produkującą pieniądze. Bo jeśli masz pieniądze, masz sławę, masz fanów. Na koniec puentując swoją opinię, powiedział mi, że woli cieszyć się ze zwycięstw drugoligowego przeciętniaka, niż gapić się w telewizor i oglądać gwiazdki, których nigdy nie ujrzy nawet na oczy. Takie zdanie daje naprawdę wiele do myślenia.

Nie fascynuje Was fakt, że to właśnie największe kluby świata, najpotężniejsze mocarstwa piłkarskie, posiadają przeogromną armię fanów? To dość oczywiste, że piłka nożna w Polsce jest na żenująco niskim poziomie. To retoryczne, że korupcja, brak pieniędzy sprawia, że poziom futbolu w naszym kraju jest po prostu kompromitujący, wręcz patologiczny sportowo, odbiegający od naszych ideałów, życzeń i marzeń. Rozumiem, że gdyby w polskiej lidze grały same “gwiazdeczki”, zdobywając najważniejsze trofea, problemu już nie byłoby wcale? Orange Ekstraklasa nie potrafiłaby na dzień dzisiejszy utrzymać finansowo nawet jednego klasowego gracza z Premiership. Rozumiem, że jeśli te pieniądze znalazłyby się dość szybko, w naszym kraju graliby zawodnicy światowego formatu, zaczęto by budować wielkie stadiony na miarę Teatru Marzeń. Wtedy problemu nie byłoby żadnego? Wiem, gdybać można naprawdę długo, ale po prostu przeraża fakt, że nie zgadzając się ze sportową rzeczywistością w Polsce, uciekamy, uciekamy do Anglii, Hiszpanii, Włoch, Niemiec.

Dlaczego kibicujemy Czerwonym Diabłom? Dlaczego kibicujemy akurat angielskiemu zespołowi? Bo fascynuje nas jego historia? Jeżeli tak, to śmiem twierdzić, że historia polskich zespołów, ich tradycje znacznie mniej do nas przemawiają. Jaki jest tego powód? W czym tkwi siła? Przyjrzyjmy się więc tej sprawie z innego punktu widzenia. Siatkówka w naszym kraju jest bardzo popularnym sportem i temu nikt nie zaprzeczy. Na mecze polskich zespołów przychodzą tłumy, jednak w tej dyscyplinie sportowej, problemu, który dziś poruszyliśmy, nie ma. W najlepszych zespołach w naszym kraju, grają głównie reprezentanci Polski, wielkie gwiazdy. Oczywiście jest też mnóstwo obcokrajowców, którzy prezentują klasę światową, tylko, że tutaj pieniędzy nie brakuje i w tym sęk. Skra Bełchatów została trzecim zespołem w Lidze Światowej. Dostrzegacie tę aluzję z naszej strony? Jeśli Polacy nie tworzą blogów sportowych, nie kochają klubów siatkarskich z Włoch (najlepszej ligi świata) Rosji (najbogatszej ligi świata) właśnie dlatego, że piłka siatkowa w Polsce jest na dość wysokim poziomie, to jak, Waszym zdaniem, taka sytuacja sprawdziłaby się w futbolu? Myślę, że byłoby dokładnie tak samo. Tzn? Jeśli byłyby pieniądze, PZPN nie obrażałoby kibiców w Polsce, my nie musielibyśmy uciekać za granicę, szukać innych bogatych klubów, nie musielibyśmy się wstydzić. Wstyd… to słowo idealnie oddaje to, co chcielibyśmy w tym momencie przekazać.

Mamy wrażenie, że polską cechą narodową stało się kibicowanie najlepszym. Pojawiamy się tam, gdzie pojawiają się sukcesy. To oczywiste, że polski sportowiec wybijający się ponad przeciętność, regularnie sięgający po trofea, jest powodem do dumy, urasta do rangi bohatera narodowego, sprawia, że my – Polacy – czujemy się docenieni przez światową rzeszę kibiców. Wystarczy wspomnieć Adama Małysza, Otylię Jędrzejczak czy choćby Roberta Kubicę. Boleć może jednak to, że tak szybko przeskakujemy z jednej dyscypliny na inną, kiedy po sukcesach przychodzą porażki, już nie tak chętnie dopingujemy byłych mistrzów. Czyż nie?

Przejdźmy dalej. Cieszy fakt, że są jeszcze w Polsce ludzie, którzy potrafią kibicować zespołom w trzeciej lidze. Widocznie potrafią znaleźć tam radość, która ewidentnie ma inny smak niż radość przeżywana przez nas. Tam walczą o wejście do drugiej ligi, tam gra się na murawie z dziurami, w szatniach przecieka dach, a na zawodników czekają zwykłe drewniane ławy i woda mineralna. My wybraliśmy inną formę radości. Dlaczego? Przecież my walczymy o miano najlepszego zespołu Starego Kontynentu, prawda? My musimy być lepsi, co nas obchodzą jakieś „szaraki” z Polski, którzy ledwo umieją kopać piłkę. Jeśli dostrzegacie tutaj ironię, to jak najbardziej słusznie.

Nie lubimy przegrywać, brzydzimy się porażką, boimy się jej. One nas nie budują, uciekamy od nich… jak najdalej. Wybieramy najlepsze kluby świata, by przeżywać tak wiele radości dzięki wygranym meczom, turniejom, trofeom… Łatwiej się cieszyć niż pocieszać innych. Porażki frustrują i być może tutaj tkwi drugie dno tego problemu.

Spora grupa kibiców Czerwonych Diabłów pochodzi z naboru na Camp Nou. Kiedy Ole Solskjaer zdobywał bramkę w ostatnich minutach spotkania i United sięgnęło po miano najlepszej drużyny na Starym Kontynencie, nagle część z widzów zwróciła swoje zainteresowanie w stronę ekipy Fergusona. Nie oszukujmy się, że przyciągnęła nas wspaniałą historia klubu, o której wówczas zapewne nie mieliśmy większego pojęcia. Tak, to sukces i związana z nim dramaturgia, łzy szczęścia, dreszcze emocji sprawiły, że zadomowiliśmy się na Old Trafford. Oczywiście podobnie było, kiedy Czerwone Diabły sięgały po tytuł Mistrzów Anglii czy ostatnio zwyciężyły w finale na Łużnikach. Rzadko można spotkać kibica, który powie, że zaczął kibicować drużynie po przegranym spotkaniu, dlaczego?

Podziwiamy zwycięzców, to oczywiste. Kiedy mijała sława jednych, nadchodzili drudzy, a ludzie podążali za tym, kto zdetronizował poprzedniego mistrza. Podobnie rzecz ma się we współczesnym futbolu. Najlepszym przykładem ostatnich lat jest Chelsea i rewolucja dokonana przez Romana Abramowicza. Kiedy The Blues zaczęli sięgać po trofea i liczyć się w Europie, kibice zafascynowani zupełnie nową drużyną i wschodzącą supergwiazdą – Frankiem Lampardem, zaczęli tłumnie dopingować londyńczyków. Nagle, okazało się, że Chelsea potrafi wygrywać, więc może warto kupić sobie niebieski trykot? Wokół nas pojawiło się nagle pełno ludzi w koszulkach z lwem na piersi. Mało kto powiedział wprost, że zaczął kibicować dzięki pieniądzom rosyjskiego oligarchy, ale to chyba jasne, że kilka tysięcy fanów nie zafascynowała nagle historia londyńskiego klubu, tradycje, legendy, dusza tego zespołu. Tutaj dochodzimy do kolejnej sprawy, niewątpliwie wartej komentarza.

Część futbolowych sympatyków nie kibicuje wybranej drużynie, ale pojedynczym piłkarzom. Również w tej sferze bardzo wyraźnie widać, jak na naszą świadomość oddziałują sukcesy. Kiedy na topie był Ronaldinho, wszyscy zachwycali się jego umiejętnościami, a dziś? Ronnie niewątpliwie stoczył się z piłkarskiego szczytu, jednak to nie oznacza, że ma zostać potępiony przez swoich „wiernych” fanów. Niewielu dopinguje i wierzy w Brazylijczyka (no, może poza fanami AC Milan), niewielu jest takich, którzy traktują go nadal jako wybitnego zawodnika. Dlaczego? Bo jego era już przeminęła? Wypalił się? Bo nie jest już najlepszy? Czy dlatego mamy rzucić koszulkę z nazwiskiem Ronaldinho w kąt? Ci, którzy naprawdę wspierali Ronniego, powinni być dumni, że tak genialny piłkarz grał w barwach Barcelony, że mieli okazję podziwiać na Camp Nou piłkarskiego magika. Sympatykom talentu brazylijskiego gwiazdora nie powinna być również obca wiara i nadzieja, że kiedyś Ronaldinho znowu zaczaruje.

Paradoksalnie, kiedy grają dwie drużyny obojętne naszemu piłkarskiemu sercu, z reguły dopingujemy tych słabszych. Jesteśmy za gorszymi, jednak tylko na jeden mecz, tylko teraz, potem znowu wrócimy myślami do Manchesteru United, do naszego sportowego nieba. Dlaczego jesteśmy takimi hipokrytami? Czyżbyśmy bali się porażek, nie potrafili znieść, że ktoś okazał się lepszy? Mimo pozornej sympatii do słabszych klubów, tak naprawdę kochamy najbogatszy zespół na świecie. Nie powiemy oczywiście, że czujemy miłość do pieniędzy, ale do historii klubu, do piłkarskich legend. Wmawiamy sobie to, ponieważ to tak górnolotnie brzmi i uzasadnia nasze zainteresowanie ekipą Fergusona. Ale czy prawda nie jest inna? Czy nasza piłkarska dusza nie uciekła z kraju w poszukiwaniu sukcesów? Przecież nam w Polsce, brakuje zwycięstw, brakuje radości rodzącej się w futbolu. Tutaj jest tylko jedno wielkie korupcyjne bagno. Nie ma gwiazd, nie ma pieniędzy, teraz nawet nie wiadomo, kto gra w naszej polskiej lidze. A my, zamiast zmieniać piłkarską rzeczywistość w naszej ojczyźnie, emigrujemy na Wyspy. Czy tak powinniśmy postępować? Odcinać się od rodzimej piłki, pędząc w stronę błyszczących pucharów i wielkich sukcesów? Czyżbyśmy wstydzili się ubrać koszulkę jakiegoś Kowalskiego, zamiast Giggsa czy Scholesa? Bo teraz na topie jest Manchester United, bo to właśnie oni wygrali Ligę Mistrzów? Prawdziwą sztuką jest dopingować drużyny walczące o niższe cele…

Jak to jest, kiedy wspieramy kluby grające wówczas w niższych klasach rozgrywkowych? Jak smakują zwycięstwa poprzedzone czasem wieloletniego oczekiwania? Czy nie warto wyrzec się sukcesów i gwiazdorstwa, dla przeżycia chwil, kiedy nasz ukochany zespół w kraju sięga po wymarzone trofeum? Sukces poprzedzony latami posuchy na pewno smakuje zupełnie inaczej, jest czymś wyjątkowym, urasta do pewnej rangi, której nigdy nie będzie dane poznać kibicom najlepszych zawodnikom najlepszych klubów. Niestety wielu z nas nie jest na tyle cierpliwym, aby znosić lata upokorzenia i wyszydzania ze strony fanów innych klubów. Lepiej rzucić przegranego i w supermarkecie współczesnego futbolu udać się do działu opatrzonego etykietką „zwycięzcy”. Tam spojrzeć na koszulki Manchesteru United, Chelsea czy Realu Madryt i jedną z nich wrzucić do koszyka – satysfakcję mamy gwarantowaną. Możemy być pewni, że taka marka nas nie zawiedzie i zapewni kilka słodkich chwil.

Warto pamiętać, że w nieustannej pogoni za zwycięzcami, nie zaznając w życiu klęski, nie będziemy mogli nazwać siebie prawdziwymi kibicami, a co najwyżej, futbolowymi konsumentami. Jeżeli chcemy poczuć piękno piłki nożnej, musimy pamiętać, że w życie fana wpisane są również porażki. Nie bójmy się więc znosić przegranych, nie wstydźmy się łez smutku, lecz pamiętajmy, że kiedy nadejdzie wielka chwila i nasi piłkarze wzniosą wymarzony puchar, będziemy mogli powiedzieć – zawsze byłem z nimi, razem wspięliśmy się na szczyt. Wstydzimy się dopingować polskie zespoły, być ich największymi fanami, bo przecież można kibicować najlepszym na świecie, prawda? To takie proste.

Jeśli nie chcesz mieć swego udziału w klęskach, nie będziesz go miał również w zwycięstwach. – Antoine de Saint-Exupéry

autorzy: Mateusz Matczak & Łukasz Szoszkiewicz

Przewiń na górę strony