Z Manchesterem City zdobył upragnione miejsce w ligowej tabeli, umożliwiające walkę o wymarzoną na City of Manchester Stadium Ligę Mistrzów. Był kapitanem swojego zespołu, a co więcej doścignął Dimitara Berbatova w walce o tytuł króla strzelców Premier League. Tryumf na Copa America wraz z reprezentacją Argentyny miał być godnym uwieńczeniem udanego sezonu. Niestety, wczoraj nad ranem czasu polskiego po rzutach karnych w ćwierćfinałowej rywalizacji z Urugwajem ekipa Albicelestes pożegnała się z turniejem, a czarną owcą drużyny prowadzonej przez Sergio Batistę był właśnie on – Carlos Tevez, który z jedenastu metrów nie zdołał pokonać Fernando Muslery, co w konsekwencji okazało się klęską ekipy Albicelestes w całym turnieju.
Przed Copa America Argentyna była wymieniana jako faworyt do końcowego tryumfu. Gwiazdy światowego formatu w składzie, turniej rozgrywany na własnej ziemi. Mało kto wyobrażał sobie, że podopieczni Batisty już w przedbiegach walki o finał potkną się i odpadną z turnieju. Boisko zweryfikowało jednak marzenia argentyńskich kibiców o zwycięstwie w tegorocznym Copa America. Oglądając potyczki Argentyny z Boliwią i Kolumbią, nie trudno było zauważyć, że w ekipie Sergio Batisty coś po prostu nie zaskoczyło tak, jak żądał tego trener, argentyńscy kibice, media i cała opinia publiczna.
Przed turniejem wydawało się, że Argentyna ma wszystko to, co potrzebne do wielkiego zwycięstwa na własnej ziemi przy trybunach wypełnionych biało-błękitnymi fanami. Tevez, Aguero, Higuain, Di Maria i w końcu Lionel Messi, to zawodnicy, którzy swoją grą i postawą na boisku przyprawiają kibiców w Europie o zachwyt. Reprezentacja Argentyny była ekipą przepełnioną gwiazdami. Sergio Batista wystawiając pierwsza jedenastkę, miał niemały ból głowy w związku z tym, którego asa posadzić na ławce. Wydaje się jednak, że sytuacja w jakiej znalazł się coach Albicelestes po prostu przerosła go, a nadmiar wielkich graczy w jednym składzie zamiast zaletą stał się zmorą selekcjonera.
Batista miał wizję gry i taktyki swojej reprezentacji, czego nie można mu odmówić. Drugą stroną medalu jest jednak to, że zamysły trenera nie sprawdziły się kompletnie na boisku. Gdy oglądałem mecze Argentyny z Boliwią i Kolumbią, w mojej głowie pojawiał się szereg pytań: Dlaczego zamiast Angela Di Marii na prawej flance widziałem będącego w fatalnej formie Ezequiela Lavezziego? Dlaczego w środku pola zamiast Gago występował, podobnie jak Lavezzi nie będący w formie, Esteban Cambiasso? Z jakich przyczyn w środku pola obok Javiera Mascherano grał kiepski Ever Banega? Czy na treningu ci zawodnicy prezentowali się tak dobrze? Gdzie jest ten świetny wyceniany na 50 mln euro Javie Pastore? Czy może ich zmiennicy znajdują się obecnie w tak słabej dyspozycji? Dlaczego od pierwszych minut na boisku brak było Gonzalo Higuaina? Jak już wspomniałem wcześniej, Sergio Batista miał swój pomysł na grę reprezentacji, ale jak pokazały wyniki z Boliwią i Kolumbią, trener najzwyczajniej w świecie popełnił błędy personalno-taktyczne.
Progres nastąpił w spotkaniu z Kostaryką. Selekcjoner reprezentacji Argentyny ugiął się pod presją ze strony mediów, stawiając od pierwszych minut na Angela Di Marię, Gonzalo Higuaina, Fernando Gago. Na ławce wylądował Tevez, Lavezzi, Cambiasso i Banega. Wynik 3:0 w starciu ze słabą Kostaryką miał wskazać kierunek w stronę końcowego tryumfu. Mimo trzech strzelonych bramek gra Argentyny nie powalała na kolana. Media jednak nie krytykowały piłkarzy ani coacha Albicelestes, po pierwsze ze względu na wynik (w końcu zwycięstwo i awans do kolejnej fazy turnieju), a po drugie przez to, że trener ugiął się i zmienił swoją taktykę.
Jak się okazało, w kolejnym spotkaniu schody dla Argentyńczyków po tytuł najlepszej drużyny Copa America 2011 okazały się zbyt wysokie. Sergio Batista w ćwierćfinałowej konfrontacji z Urugwajem konsekwentnie postawił na tę samą jedenastkę co w meczu z Kostaryką. Forlan i spółka to jednak nie ten sam kaliber co Kostarykanie, a w trakcie spotkania ponownie dostrzec można było błędy taktyczne trenera. Gdy oglądałem grę Lionela Messiego, przypomniał mi się mundial w RPA, kiedy to widziałem wracającego piłkarza Barcelony na własną połowę po to, aby dostać piłkę i rozegrać ją lub zaatakować z głębi boiska. Sergio Aguero i Angel Di Maria nie wiedzieli chyba, który z nich ma grać na skrzydle, dublując się co kilka minut. Gonzalo Higuain nie wiedział, czy występuje jako wysunięty napastnik w momencie, gdy Messi wracał po piłkę na własną połowę, czy też grać ma na pozycji cofniętego atakującego. Od początku Copa America wiadomo było, że piętą achillesową Albilestes jest środek obrony. Stoperzy Argentyny potwierdzili to dobitnie. Oglądając grę obronną podopiecznych Batisty, współczułem Sergio Romero, że ma przed sobą takich zawodników jak Garbiel Milito czy też beznadziejny Nicolas Burdisso (dawno nie widziałem tak słabego obrońcy na takim poziomie rozgrywek).
Messi i jego koledzy pożegnali się już z Copa America, a w całej Argentynie panuje żałoba, złość i rozżalenie po słabym występie Albicelestes w kolejnym ważnym turnieju. Zapewne zastanawiasz się, dlatego tytuł tego artykułu odnosi się do Carlosa Teveza, choć jak do tej pory przeczytałeś jedynie krytyczny komentarz gry argentyńskiej ekipy. Otóż widząc napastnika Manchesteru City, który nie strzelił rzutu karnego, pomyślałem sobie, że jest on pewnego rodzaju symbolem tej reprezentacji. Symbolem niemocy wielkiego piłkarza, który tak naprawdę nie jest winny porażki swojej drużyny, lecz brzemię katastrofy musi wziąć również na swoje barki. Przypomnijmy sobie grę Messiego w Barcelonie, Di Marii w Realu, Aguero w Atletico, Cambiasso w Interze czy też właśnie Teveza w Manchesterze City. Czy któryś z nich podczas Copa America choć w części zagrał futbol, jaki prezentuje na co dzień w klubie? Nie. A dlaczego? Bo człowiek odpowiedzialny za taktykę i skład personalny drużyny nie potrafił wykorzystać potencjału swojego teamu.
Każdy z tych wielkich zawodników zapewne marzył o zwycięstwie w Copa America, starając się zmazać plamę po zeszłorocznych mistrzostwach świata w Afryce, a co więcej pokazać się własnym kibicom. Argentyna była zlepkiem indywidualności, w którym brakowało zespołu i kolektywu. Nie można jednak winić za to zawodników. Tegoroczny turniej Copa America jest (ponownym) upadkiem reprezentacji Albicelestes, upadkiem podobno najlepszego piłkarza świata, Lionela Messiego, a także upadkiem każdego z genialnych zawodników Argentyny. Carlos Tevez, świetny napastnik ligi angielskiej, król strzelców Premiership, nie strzelił rzutu karnego, pozbawiając marzeń o półfinale swoją drużynę. Nie jest to jednak koszmar jednego wielkiego zawodnika, który zawiódł w istotnym momencie, lecz całego zespołu, który tak naprawdę zespołem nie był, a jego potencjał zamiast na boisku pozostał tylko na papierze czy też w wyobraźni kibiców.