Nie pisałbym o tym, gdyby to nie było groźne. Nie wspomniałbym, gdyby nie układało się to w logiczną całość. Wyśmiałbym cały pomysł, gdyby nie przykłady z przeszłości dowodzące, że taki ruch jest jak najbardziej możliwy. Zająłbym się czymś innym, gdyby w razie uchwalenia takowego projektu, Rzeczpospolita Polska mogła się na to nie zgodzić. W najskrajniejszym przypadku kategoria Z przymrużeniem oka powiększyłaby o jeden wpis. Niestety, jest inaczej.
Na początek wypada przytoczyć bliżej problem – odwołuję się zatem do artykułu Rzeczpospolitej.
Unijna flaga zamiast białego orła na piersiach polskich piłkarzy?
Parlament Europejski chce zmusić reprezentantów krajów członkowskich, by na piersiach zamiast godła swojego kraju nosili emblemat UE. – To skandal! – oburzają się brytyjscy konserwatyści.
Na taki pomysł wpadł hiszpański europoseł, członek Europejskiej Partii Ludowej (PPE) Santiago Fisas Ayxela. Polityk opracował raport „Europejski wymiar sportu”, w którym przekonuje, że najlepszym sposobem na promocję Unii Europejskiej są zawody sportowe, a w szczególności mecze piłkarskie. Według niego sportowcy powinni nosić na swych strojach flagę UE zamiast barw narodowych.
Unijna flaga powinna również powiewać na olimpiadach odbywających się w krajach należących do Wspólnoty. Powinna zastąpić flagi uczestniczących w zawodach krajów Unii. Komisja Kultury i Sportu PE już poparła pomysł Ayxeli. W przyszłym tygodniu raport będzie przedmiotem debaty na sesji plenarnej w Brukseli. Jeśli europosłowie go poprą, komisja będzie mogła opracować odpowiednią propozycję prawną.
Narzucenie takich przepisów jest możliwe, bo traktat lizboński dał KE możliwość wpływania na sport na Starym Kontynencie. Dzięki traktatowi Bruksela może „wspierać, koordynować i uzupełniać działania państw członkowskich w tej dziedzinie”. Brytyjscy konserwatyści, którzy nie tylko kochają sport, ale również niezależność od eurokratów, są oburzeni.
– Co Unię obchodzi, co nasi sportowcy noszą na swoich strojach? Sport odgrywa szczególną rolę w Wielkiej Brytanii, a nasza piłkarska reprezentacja stanowi część naszej tożsamości narodowej. Unia nie będzie się promowała przy pomocy naszych sportowców i narzucała nam sztucznej europejskiej tożsamości – grzmiała europosłanka torysów Emma McClarkin.
Według niej jest „absolutnie nie do pomyślenia”, by członkowie drużyn rugby czy krykieta, tradycyjnych sportów Wspólnoty Brytyjskiej, chodzili z flagą unijną na piersi. – To kompletne szaleństwo. Będziemy się temu stanowczo sprzeciwiać – zapowiedziała. Komisja Europejska broni jednak propozycji Ayxela. – Rozumiemy oczywiście, że sport odgrywa ważną rolę w tworzeniu poczucia narodowej przynależności. Właśnie dlatego uważamy, że przypomnienie o zjednoczonej Europie jest przy tej okazji tak ważne – podkreśliła unijna komisarz ds. kultury Androulla Vassiliou.
Był to pierwszy news, który (jeszcze pół-śpiący) przeczytałem dzisiejszego dnia i muszę przyznać, że rozbudziłem się momentalnie. Nigdy wcześniej do głowy nie przyszło mi, że nawet ta banda zasiadająca w jaskini lewactwa Europarlamencie wpadnie na taki pomysł. Chociaż po chwili namysłu wydaje się to logiczne. Tworzenie Związku Socjalistycznych Republik Europejskich trwa w najlepsze.
Mającym mnie w tym momencie za oszołoma – przypominam o stopniowym przekształcaniu niegdyś stricte gospodarczej Europejskiej Wspólnoty Węgla i Stali w państwo ogólnoeuropejskie. Wbrew zapewnieniom o zrzeknięciu się unijnych symboli państwowych, powszechnie używa się i eksponuje flagę, hymn i wspólną walutę, rzadziej słyszymy o Dniu Europy (9. maja) czy dewizie „zjednoczeni w różnorodności” – te elementy zawarte zostały w przyjętym Traktacie Lizbońskim. Co więcej, na uroczystościach unijnych mamy euro-oddziały, ludzi mieszkających w landach państwach ZSRE nazywa się „obywatelami UE”, a decyzje podejmowane w Brukseli i Strasburgu w razie konfliktu z prawem krajowym są uznawane za obowiązujące.
Po osiągnięciu pewnego poziomu nie da się dalej integrować i tworzyć super(?)mocarstwa bez stopniowego znoszenia rangi m. in. symboliki landów państw członkowskich i zastępowania jej jednolitymi gwiazdkami i dziełem Beethovena. I tak w polskich miejscach publicznych flaga gwieździsta wisi na równi z polską, a na pewnym rzeszowskim rondzie do niedawna miała nawet miejsce ważniejsze od niej, na nowych rejestracjach samochodowych na próżno od paru lat szukać pasów bieli i czerwieni, a wydawane paszporty są dokumentami… Unii Europejskiej. Teraz nadszedł czas na stroje sportowe.
Dlaczego akurat wzięli się za sport? Powodów jest parę. Pierwszy, oczywisty, to taki, że Jewropejskij Sojuz UE idzie na całość i nie widzi sensu pomijania niektórych sfer w działaniach na rzecz promocji żółtych gwiazdek. Następny jest już bardziej złożony. Sport, a zwłaszcza rozgrywki reprezentacyjne, zawsze był zjawiskiem, dzięki któremu ludzie choćby nieświadomie zacieśniali swoją więź z ojczyzną (tak główną, jak i małą, lokalną). Kibice przychodzący na mecz pomiędzy Manchesterem a Liverpoolem czy Leeds wspierający jedną z ekip czują przynależność do swojego miejsca na ziemi, tradycji czy historii (o Leeds wspomniałem właśnie dlatego). Przy okazji meczów reprezentacji nawet człowiek, który na co dzień nieustannie psioczy na Polskę i wyznaje tęsknotę za „cywilizowanym” światem, ubiera biało-czerwone strój, niesie w ręku flagę państwową i zgodnie śpiewa Mazurka Dąbrowskiego. Nie możemy zapomnieć też, iż, co by nie mówić o lokalnych grupach kibicowskich, są to środowiska zazwyczaj niezwykle patriotyczne, mimo iż ich przywiązanie jest nieraz źle ukierunkowane (niepodległość Śląska) czy wręcz szowinistyczne. Taka postawa społeczeństwa skutecznie blokuje budowanie uniwersalnego imperium.
Ale któż ze zwykłych ludzi pomyślałby, że to właśnie ci stadionowi chuligani i bandyci w szalikach jako pierwsi poszliby walczyć za Ojczyznę, gdyby taka przyszła potrzeba? To właśnie ludzie cechujący się tak wielkim patriotyzmem broniliby kraju, gdyby urodzili się w czasach Powstania Warszawskiego lub wojny światowej.
Czyż przytoczony cytat nie jest najczystszą prawdą? Celowo nie podałem autora wypowiedzi, by ocenić ją pod kątem treści, a nie osoby mówiącej. Ciekawych odsyłam do Wujka Google.
Spuszczę z tonu, by popatrzeć na sytuację z punktu widzenia przeciętnego kibica obserwującego zmagania sportowe w telewizji. Po co zastępować godła i flagi państwowe na strojach zawodników reprezentujących swój kraj na coś, co chcąc, nie chcąc dzielą ze swoimi przeciwnikami? Idea całkowicie nie trzyma się kupy, kiedy dla przykładu Polska rozgrywałaby spotkanie z Francją, a obie ekipy oznaczono by tym samym emblematem. Pójdźmy dalej – ujednolićmy również kolory strojów, naturalnie w barwach zjednoczonej Europy. Wtedy rozróżnienie „naszych” od „ich” możliwe nie będzie, ale tak będzie lepiej, bo przecież dążymy do zjednoczenia i integracji, nieprawdaż?
Jeśli cała unijna maszyna nie wypadnie z obecnych kolei i toczyć się będzie w obranym kierunku, a w międzyczasie nie zmiecie jej jakiś kryzys, kwestią czasu może okazać się wprowadzenie jedynej, słusznej reprezentacji Eurokołchozu UE. Kto jest za – ręka w górę!
Przepraszam za wstawki czysto polityczne, które nie są domeną Redloga, jednak są one konieczne, by lepiej zrozumieć podłoże rzeczonego projektu.