Puszczał się z tą, ciupciał tamtą, przebił Terry’ego, kręcąc na boku z żoną brata, a kto wie, z kim jeszcze. Zabronił o tym pisać, pozwał w sądzie za informowanie o łóżkowych (właśnie, trzeba sprawdzić, czy robił to w łóżku) wyczynach, a teraz się nie odzywa. Patrzcie państwo – oto wasza legenda, wasz wzór cnót wszelakich, wasz idol i bóg. Nie masz świętości, nie masz autorytetów na tym świecie – jest tylko zło i zgorszenie. Biada nam, jedyni sprawiedliwi!
Taką oto narrację fundują nam brytyjskie brukowce, które po wyciągnięciu czego się da z Wayne’a Rooneya niecały rok temu, wzięły na celownik grubszego zwierza – Ryana Giggsa. Doniesienia te, zakładając, że chociaż część z nich jest prawdziwa, rzeczywiście podmywają wiarę wielu fanów United w ludzką stronę walijskiego czarodzieja. Przez lata kreowany idealny wizerunek skrzydłowego powoli się wali, ale czy kogoś powinno to obchodzić?
Dopełnieniem następnych akapitów niech będzie cover piosenki „So What!” w wykonaniu Metalliki.
Napisałem, że rewelacje o Ryanie fundują nam gazety. Fakt, nie byłem do końca ścisły. Spora zasługa leży tu po stronie czytelników, którzy, nabywając to badziewie, dają do zrozumienia, że ciemny lud potrzebuje sensacji – najlepiej dotyczących najintymniejszych materii. Zgodnie z prawami wolnego rynku w momencie pojawienia się popytu, wzrasta podaż, wszak o ludzi gotowych do wręcz bezwstydnego szpiegowania i wygrzebywania najbardziej prywatnych sekretów za nieco grosza, jak się okazuje, nietrudno.
Na miano obrzydliwego proceder ów bez wątpienia zasługuje. Właśnie dlatego nie powinniśmy w nim brać udziału. Nie chodzi tu o bojkot konkretnych gazet, bo i tak mało kto z nas ma lub chciałby mieć do nich dostęp. Na myśli mam całkowite ignorowanie tego typu spraw, by machina brukowców nie rozpędzała się za sprawą kibiców United kosztem naszej legendy. Po pierwszej wiadomości testującej żyzność gleby, jak grzyby po deszczu pojawiają się coraz to bezczelniejsze teksty, które zdają się szukać granicy dobrego smaku i absurdu, którą już dawno owe kolorowe szmatławce przekroczyły.
Prywatne aspekty życia dziś Ryana Giggsa, jutro kogoś innego, są sprawą wyłącznie ich rodzin i nich samych. Nie twierdzę, iż za zdrady należy chwalić, lecz to po prostu nas nie dotyczy, ba, w normalnym świecie nie powinniśmy o tym wiedzieć. Ilekroć wypłynie jakaś nowa sensacja, proponuję mieć przede wszystkim na względzie, komu i dlaczego zależy na wywołaniu i podtrzymywaniu burzy wokół konkretnych osób. Jeśli to nie pomoże, warto zadać sobie pytanie, czy jesteśmy odpowiednimi osobami do krytykowania oraz rozprawiania o wieściach takiego sortu. A wtedy słowa utworu „So what!” dopełnią odpowiedniego dzieła.
W każdym razie, miło, że Wayne wyskoczył z przeszczepem włosów, czym chyba bardziej żyją fani United :)