Nie przegap
Strona główna / Naszym okiem / Finanse a sport – Anglia i Hiszpania

Finanse a sport – Anglia i Hiszpania

Finanse a sport – Anglia i Hiszpania
Kibicujemy prowadzonemu przez rodzinę Glazerów Manchesterowi United z zazdrością patrząc na Hiszpanię, gdzie kluby w zdecydowanej większości prawnie należą do kibiców. Kibice hiszpańscy z kolei coraz częściej dość mają tamtejszego systemu prowadzenia polityki transferowej, częstokroć do niczego nie prowadzącego. Skąd te różnice, który stan rzeczy jest korzystniejszy?

Najwięksi na tle ligi

Symboliczny w kwestii prowadzenia finansów piłkarskich w tych krajach wydaje się być sposób kierowania ligą. Różnica jest zasadnicza – liga hiszpańska działa na prawach organizacji, z kolei kluby angielskie tworzą spółkę akcyjną – każdy zespół pełni tu rolę akcjonariusza. Daje to zespołom zupełnie inne możliwości. W Anglii sytuacja ma się bardziej demokratycznie, bowiem głos każdego zespołu jawi podobną wagę. Skutków jest wiele, najważniejszy dotyczy praw do sprzedaży transmisji telewizyjnych. W Primera Division każdy klub jest odpowiedzialny za swoją umowę, oznacza to, że jeśli jest atrakcyjnym podmiotem dla telewizji (uznany klub, który przyciągnie fanów przed telewizory) uzyska kontrakt opiewający na kwotę bliską 160 milionom w skali roku – tak było w przypadku FC Barcelony i Realu Madryt w ubiegłym roku.

Jeżeli jednak zespół nie jawi się jako gigant tamtejszego footballu – jego umowa z pewnością nie przekroczy granicy kilku milionów euro. W Anglii, jako że zespoły mają taki sam formalny udział w lidze – sytuacja, która działałaby na korzyść hegemonów nie mogłaby mieć miejsca. Prawo na wyspach w kwestii sportowych transmisji telewizyjnych prezentuje się zgoła inaczej. Telewizja wypłaca pełną kwotę za umowę lidze. A jej władze dzielą sumę mniej więcej równomiernie wszystkim klubom (drobne (sic!) różnice wynikają z pozycji zespołów w tabeli i zainteresowania ich meczami ze strony telewizji). Dodać trzeba, że prawa do transmisji stanowią główną składową rocznego budżetu gigantów hiszpańskich. Kolejnym elementem, który ujednolica stan finansów klubów angielskich jest system podatkowy. Jest on niezwykle restrykcyjny a w swoich założeniach najmocniej dotyka najbogatszych i to ich pieniądze za pośrednictwem podatków przekazuje na niejako społeczne piłkarskie cele. Stanowi to gwarancję, że międzynarodowe sukcesy sportowe, transferowe, czy sponsoringowe poszczególnych zespołów udzielą się wszystkim, choćby najmniejszym uczestnikom rozgrywek. Odbiera to jednak możliwość zdecydowanego dominowania nad pozostałymi członkami ligi, jak to ma miejsce w Hiszpanii.

Transfery

Dlaczego liga hiszpańska to liga wielkich indywidualności? Odpowiedź zdaje się być prosta. Większość tamtejszych klubów prawnie znajduje się w rękach kibiców. Prezesi wybierani są na okresowe kadencje. Jest to sytuacja zdecydowanie bardziej demokratyczna niż ta, z jaką najczęściej spotykamy się w klubach z Wysp – te należą głównie do prywatnych inwestorów. Każde z rozwiązań ma swoje plusy i minusy. W ekipach z Primera Division ważny głos ma kibic – to on bowiem decyduje o tym, kto trafi na stanowisko prezesa i na jak długo. Doprowadza to do sytuacji znanej ze wszystkich zwyczajnych krajowych wyborów prezydenckich – przed głosowaniem zapowiada się podejmowanie decyzji, które budzić będą zadowolenie, po –takie właśnie się podejmuje. Tyle, że fani o prowadzeniu zespołu niewiele w gruncie rzeczy wiedzą, dlatego widząc lek na całe zło w sprowadzeniu uznanych nazwisk, wymuszają podejmowanie popularnych decyzji. Klub sprowadza zatem największych niezależnie od tego, czy odnosi sukcesy, czy nie. Robił to będzie także wtedy, gdy pierwsze transfery nie przyniosą skutku, bowiem tak właśnie, jak światem światem, funkcjonuje umysł piłkarskiego kibica – udany transfer to sposób na sukces. W Anglii natomiast sprawa wygląda inaczej.

Kluby będące własnością prywatnych inwestorów są im całkowicie podporządkowane. Kibice nie są w stanie niczego na nich wymóc, muszą zatem zdać się na dobrą wolę władz, które niejednokrotnie przejmują zespoły wyłącznie w celach zarobkowych. Nie zawsze jednak tak jest – wielokrotnie tego typu sposób sprawowania władzy sprzyja tworzeniu zespołu po niskich kosztach, ale zdolnego do osiągania sukcesów. Właściciele chcą tryumfów, toteż inwestują w najlepszych trenerów, szkółki piłkarskie i młodych, tanich piłkarzy, częstokroć z Afryki, czy innych terenów nisko położonego rynku transferowego. Takie ekipy wygrywają, a chwilowe przerwy w sukcesach nie są łatane dawką wielkich, wymuszanych transferów. Bo od takiego wymuszania odzwyczajani są kibice, którzy wiedzą, że nie mają w zespole żadnej mocy sprawczej. Nie wolno jednak generalizować – wyjątki od reguł znajdują się w każdej z tych lig. Doskonałym obrazem całej sytuacji jest najnowsza statystyka transferowych wydatków wśród europejskich potentatów.

Ostatnie 10 lat dało niekwestionowane pierwsze miejsce Realowi Madryt – 1022 miliony wydane m. in na C. Ronaldo, Zidane’a, czy Kakę pozwoliły wyprzedzić kilku innych uznanych graczy. Druga była Barca – ta przez 10 lat wydała 713 milionów. Zadaje to ostateczny kłam tezie, jakoby mistrzowie Hiszpanii kierowali się w swej polityce wyłącznie kształtowaniem młodych piłkarzy we własnej szkółce. Wielu takich rzeczywiście zyskało miano fenomenalnych, nie było się jednak przez te lata jak widać bez regularnych zakupów. Co więcej – obecna Barca, uznawana przez wielu za zespół kompletny w dalszym ciągu szuka wzmocnień. Dopiero na trzecim miejscu uplasowała się Chelsea Londyn, powszechnie ocenianą, jako budowana za pieniądze. 8 lat pracy Romana Abramowicza w Londynie zaowocowało wydatkiem rzędu 650 milionów – wcześniejsze były zdecydowanie poniżej europejskiej średniej w tej kwestii.

Ostatnie 3 lata panował jednak na tej płaszczyźnie Manchester City. Okres ów zakończył wydatkiem rzędu 400 milionów, co daje rekordowe niespełna 135 milionów na sezon. Trzeba jednak zaznaczyć, że Chelsea budowana była przez piłkarzy mających statut solidnych, najczęściej sprawdzonych już w kraju. Siłę zespołu Abramowicz oparł z resztą przede wszystkim na fenomenalnym trenerze. Z kolei ,,The Citizens’’ to ewenement na skale światową – przejęty przez szejków, mających dość specyficzne podejście do sposobu osiągania sukcesów. W pozostałych angielskich zespołach sytuacja ma się na tyle inaczej, że na wyżej wymienionej liście próżno ich szukać.

Długi

Dotarliśmy do najbardziej kontrowersyjnego wątku. Długi bowiem w podobnym stopniu dotykają zarówno ekip hiszpańskich, jak i angielskich. Przyczyny są jednak zupełnie inne. Jakiś czas temu świat obiegła wieść o wyrzuceniu Mallorki z europejskich pucharów – powodem brak płynności finansowej. Wcześniej dużo mówiło się Deportivo, które dręczone było zaległościami względem własnych zawodników. W sezonie 06/07 sytuacja w tamtejszej ekstraklasie wyglądała nad wyraz niepozytywnie – wszystkie zespoły zadłużone były na kwotę przekraczającą 3 mld euro. Po odliczeniu odsetek większość tej sumy, czyli 1 332 100 000 euro to pieniądze pożyczone na transfery. Jak sytuacja miała się z największymi? Real Madryt – 527 milionów, Atlético Madryt – 430, Barca – 388. ‘’ Generalnie, kluby mocno odczuwają brak dochodów. Część z nich jest praktycznie w sytuacji bankructwa.

Ich majątek jest mniejszy niż długi. Konsekwencją tego jest niemożność spłaty kredytów , zwłaszcza, gdy potrzeba pieniędzy na bieżące wydatki i inwestycje’’ – mówił wówczas José María Gay de Liébana, szef grupy, która zajęła się przygotowaniem raportu. Sprawa ucichła z dwóch powodów – pierwszym było niewątpliwe zmniejszenie finansowych zaległości. Real wzmocniony kredytami wziętymi na własny rachunek przez Florentino Pereza. Barca – pieniędzmi uzyskanymi w związku z sukcesami. Doszli jednak nowi z problemami finansowymi, jak Valencia. Jest jeszcze drugi powód – w zdecydowanie gorszej sytuacji okazały się szybko być kluby brytyjskie. Jeden, Portsmouth solidnie ukarany przez ligowe władze za brak płynności finansowej. Inne, jak Liverpool, czy Manchester United z wielkimi budżetowymi dziurami mierzą się do dziś. Powód zadłużenia jest w obu krajach zupełnie inny. Hiszpańskie kluby najczęściej niewystarczająco wspomagane przez ligę, swoje ostatnie pieniądze wydaje na transfery, które pozwolą jej rywalizować z największymi, którzy także ogromne sumy wydają na zakupy coraz to bardziej uznanych zawodników. Angielskie w finansową zapaść prowadzone są najczęściej przez nieumiejętność sprawnego rządzenia ze strony swoich władz.

Trzeba pamiętać, że obecność zadłużenia jest rzeczą zupełnie normalną w biznesowym świecie – przykładowe długi inwestycyjne posiadają niemal wszystkie instytucje prywatne. Ważne jest jednak, by ich spłacanie nie wpływało na rozwój firmy, spółki, klubu. A do takiego wpływu doszło na Wyspach. By uwiarygodnić tę informację podajmy, że w sezonie 06/07 roczny dochód Barcy, czy Realu wynosił niespełna 400 milionów euro. Z kolei Manchester United, który zadłużony jest na ponad 750 milionów funtów (dokładna liczba nie jest znana, gdyż klub został wycofany z giełdy przez właściciela większości jego akcji – Malcolma Glazera) dochody przynosi niewiele mniejsze, a sam wart jest niespełna 1,5 miliarda euro. Dług United stał się niebezpieczny dopiero, gdy sięgnął progu 54% jego wartości. Jak z kredytów wyjść? Fani United, naturalnie będący zwolennikami radykalnych decyzji proponują oddanie władzy klubie właśnie kibicom, specjalnie utworzonemu stowarzyszeniu, tudzież innemu, bogatemu inwestorowi. Brytyjscy specjaliści kompletnie jednak tych dążeń nie rozumieją. Oddanie akcji klubu fanom po pierwsze jest kompletnie niewykonalne, po drugie sprawi, że zespół w kiepskiej sytuacji zostanie podporządkowany decyzji ludzi, którzy o rządzeniu klubem piłkarskim nie mają bladego pojęcia.

Inwestor z zagranicy z kolei, nie stanowi gwarancji poprawy sytuacji – taki może mieć na celu wyłącznie zarobek, w odróżnieniu – zdaniem m.in. Alexa Fergusona i Davida Gilla – od obecnych władz Manchesteru. Ostatnią możliwością są ,,Czerwoni Rycerze’’. Przed tą ewentualnością przestrzegają działacze Leeds United, które parę lat temu uległo finansowym kłopotom. Wówczas rządy oddano właśnie grupie lokalnych inwestorów, którzy obwieszczali światu swoje odwieczne zamiłowanie do Leeds. Sytuacja znacznie się pogorszyła, a biznesmeni szybko się ,,rozsypali’’. Fachowcy (pominąwszy tych, jakich wypowiedziami posługują się brukowce) wskazują na to, że sposób jest prosty – zacisnąć pasa, bądź osiągnąć kilka szybkich sukcesów. Za mistrzostwo Europy w zeszłym roku Inter zainkasował 120 milionów. Bayern za wicemistrzostwo 70 milionów. Krajowe mistrzostwo to tymczasem zysk co najmniej 50 milionów funtów, a może sięgnąć nawet 100 (jest to zależne od praw do transmisji telewizyjnych, umów i premii sponsorskich etc.) . Głowa w tym trenera, by nie wydając dużych kwot takie sukcesy osiągnąć.

Gdzie klubom, fanom, czy samym zawodnikom jest najlepiej? Każdy system ukształtowany został w oparciu o narodowe tendencje. Trudno zatem oczekiwać, by sprawa w którejkolwiek z finansowych kwestii uległa zmianie. Wydaje się, że każda sytuacja ma swoje plusy i minusy – każdą trzeba też jak najdogłębniej poznać, by umieć ją obiektywnie ocenić.

Przewiń na górę strony