Nie przegap
Strona główna / Inny punkt widzenia / Mission Impossible IV

Mission Impossible IV

Mission Impossible IV
Trzy ostatnie sezony w wykonaniu Manchesteru United to pasmo sukcesów. Do klubowej gabloty wstawiono aż 8 pucharów. Tylko wielka FC Barcelona może się równać z „Czerwonymi Diabłami” pod tym względem. W powszechnej opinii najcenniejsze z nich to trofea zdobyte za wygranie krajowych rozgrywek. Ferguson i jego zawodnicy trzykrotnie z rzędu mogli się napić szampana z odlanej ze srebra nagrody. W bieżącym sezonie United, pomimo licznych perturbacji, wciąż liczą się w tym morderczym wyścigu o końcowy sukces, ale czy zdołają przezwyciężyć przeciwności i na finiszu utrzeć nosa rywalom?

Aby uświetnić sobie dalsze czytanie lektury proponuję, by w trakcie towarzyszyła poniższa ścieżka dźwiękowa:

Sir Alex Ferguson niczym filmowy bohater Ethan Hunt staje przed zadaniem, które wydaje się niemożliwe do wykonania: wygrać po raz czwarty z rzędu zawodową ligę piłkarską w Anglii. Jeszcze nikomu w historii ta sztuka się nie udała, mimo iż chętnych na tego typu wyzwanie nie brakowało.

Pierwszym zespołem, który stanął przed taką szansą był Huddersfield Town. Zawodnicy tegoż klubu w latach 1923-24, 1924-25 i 1925-26 byli najlepsi w lidze. W zdobyciu czwartej korony przeszkodziło im Newcastle United. „Sroki” w sezonie 1926-27 przełamały hegemonie klubu z Huddersfield, który musiał zadowolić się drugą pozycją.

Niespełna kilka lat później pojawił się kolejny śmiałek, mający chrapkę na zakończenie czterech kolejnych sezonów na pierwszym miejscu. Początek lat trzydziestych to popis Arsenalu Londyn, który w ciągu pięciu lat nowej dekady wygrywał ligę czterokrotnie. Jednak i oni nie potrafili osiągnąć swoich wyników „za jednym zamachem”. Bowiem pomiędzy pierwszy a drugi, trzeci i czwarty sukces „wepchnął się” Everton tryumfujący w rozgrywkach w 1932 roku. Warty przypomnienia jest fakt, iż Londyńczycy za swoje osiągnięcia odebrali srebrne medale.

Przez wiele następnych sezonów żadna drużyna nie zdołała wprowadzić monopolu na wygrywanie ligi. Najbliżej poczwórnej wiktorii był Liverpool FC z połowy lat siedemdziesiątych. W tych dążeniach skutecznie przeszkodziło Nottingham Forest wygrywający rozgrywki w 1978 roku. Sytuacja bardzo podobna do tej, jaką miał Arsenal.

Jednak ambitni zawodnicy „The Reds” nieustannie dążyli do podporządkowania sobie ligi. Rzec można, że sztuka ta im się udała, gdyż lata osiemdziesiąte to czasy, w których ekipa z Anfield Road była klasą samą dla siebie. Ale nawet oni nie zdołali wygrać czterokrotnie z rzędu rozgrywek piłkarskich znajdujących się na najwyższym szczeblu, pomimo tego, iż ta sztuka była dosłownie na wyciągnięcie ręki. Po zdemolowaniu konkurencji odpowiednio w ’82, ’83 i ’84 wszystko wskazywało na to, że klub z Liverpoolu sięgnie po historyczny, bo czwarty z kolei tytuł. Mistrzostwo faktycznie wywalczyła ekipa z miasta Beatlesów jednak powędrowało ono od rąk…Evertonu, który po piętnastu latach przywiózł puchar na Goodison Park.

Na przestrzeni ponad stu lat szansę na wpisanie się do historii angielskiego futbolu miał również Manchester United. Przełom drugiego i trzeciego tysiąclecia można śmiało nazwać złotą epoką w całej historii klubu. Zawodnicy grający z diabłem na koszulkach wywalczyli dla swojego zespołu aż 6 statuetek w tym 3 za zwycięstwo w rozgrywkach ligowych. Lecz nawet tamta ekipa nie była w stanie wspiąć się na szczyt klasyfikacji ligowej po raz czwarty z rzędu.

Dlaczego trzykrotne obronienie mistrzostwa w Anglii graniczy z cudem, skoro np. w Hiszpanii czy we Włoszech kilkukrotnie odnotowano takie przypadki?

W krajach śródziemnomorskich podejście do futbolu jest dość specyficzne. W państwie z półwyspu iberyjskiego od samego początku istnienia ligi liczą się tylko dwie firmy. Madrycki Real, który od zawsze uchodził za klub narodowy i katalońska Barcelona mająca być przeciwwagą królewskiego zespołu. Mecze Realu z Barceloną mają status Derbów Europy, nic więc dziwnego, że całe piłkarskie życie toczy się wokół tych gigantów. Oprócz wyżej wspomnianych krezusów , tylko siedmiu drużynom udało się wygrać ligę. To pokazuje, na czym hiszpańska piłka opiera swoją istotę egzystencji.

Podobnie sytuacja ma się w słonecznej Italii. Tam również stosunkowo szybko wykreowały się zespoły seryjnie zdobywające „scudetto”. Ten trend utrzymuje się do dzisiaj, kiedy spojrzymy na nie mający sobie równych Inter Mediolan. Chodź w jego wypadku spory udział w zmonopolizowaniu ligi miała Afera Calciopoli, nie mniej jednak efekt jest, jaki jest.

Z kolei Wyspy Brytyjskie to miejsce, w którym spojrzenie na piłkę nożną diametralnie różni się od tego, co „wyznają” inni filozofowie futbolu. Tu, jak nigdzie indziej na świcie, stawia się na przygotowanie fizyczne, tak aby gra była jak najbardziej widowiskowa. W każdym meczu przeciętny zawodnik przemierza dystans około jedenastu kilometrów. Jeżeli pomnożymy to przez ilość występów w sezonie otrzymamy odległość równą kilkuset kilometrom! Kiedy spojrzymy na terminarz Manchesteru United z trzech ostatnich lat, łatwo dostrzeżemy, iż piłkarze tego klubu rozegrali prawie maksymalną liczbę spotkań. Nawet przy tak licznej i wyrównanej kadrze, jaką w tej chwili dysponuje Ferguson, odnoszenie zadowalających wyników w tym sezonie jest naprawdę godne podziwu, gdyż wiele innych zespołów, które rozegrało dużo mniejszą ilość piłkarskich pojedynków, odstaje poziomem od „Red Devils”.

Na dzień dzisiejszy United rywalizuje na trzech frontach. I, póki co, z wyników tam osiąganych większość kibiców może być zadowolona. Aż chciało by się powiedzieć, że każde z nich jest do zagarnięcia, ale jak wiadomo konkurencja nie śpi i zapewne zrobi wszystko by zostawić „Czerwonych Diabłów” w pokonanym polu.

Przez wszystkie wpadki, jakie w ostatnich miesiącach przytrafiły się ekipie z Old Trafford blask drużyny z poprzednich lat został nieco przyćmiony, jednakże w moim mniemaniu mamy do czynienia ze składem, który ma realną szansę na zapisanie nowych kart historii angielskiej piłki. Wszystko w nogach zawodników, którzy są pierwszoplanowymi aktorami w tym filmie. Czy dokonają niemożliwego? Czas pokaże. Liczę na to, że tak jak Ethan Hunt tak i pochodzący ze Szkocji boss United będzie miał swoje sposoby na wykonanie tej jakże ważnej misji.

Mam nadzieję, że za rok o tej porze będzie mi dane napisać piątą część epizodu o przygodach amerykańskiego superagenta niesamowitej serii Manchesteru United.

Przewiń na górę strony