Nie przegap
Strona główna / Ogólne / Europejskie potyczki sir Alexa Fergusona – część I

Europejskie potyczki sir Alexa Fergusona – część I

Europejskie potyczki sir Alexa Fergusona - część I
W lipcu tego roku na Redlogu ukazały się dwa teksty poświęcone dokonaniom drużyny Matta Busby’ego w europejskich pucharach. Zachęciło mnie to do przyjrzenia się sukcesom naszego obecnie najbardziej czerwonego ze wszystkich Diabłów, czyli Sir Fergusona.

Oczywiście 17 lat, które upłynęły pomiędzy końcem ery pierwszego z wielkich managerów a początkiem panowania drugiego nie są białą plamą w historii Manchesteru United, jednak nie są one powodem do chluby dla klubu zaliczającego się do najlepszych na świecie. Mimo, to podsumujmy szybko dokonania z tamtego okresu posuchy.

Po odejściu Sir Busby’ego w 1969 roku United stali się ligowym średniakiem, który w sezonie 1973/74 sięgnął dna spadając na szczęście tylko na rok do Second Division. Po powrocie do angielskiej elity było nieco lepiej. Drużyna z Old Trafford zajmowała bezpieczne miejsca w pierwszej dziesiątce. Czasami trafiało się miejsce na podium. Jednak to nie było, to czego czerwona część Manchesteru oczekiwała czyli powrotu na szczyt.

Dorobek trenerów: Docherty’ego, Sextona i Atkinsona zamknął się na jednym mistrzostwie… drugiej ligi, trzech Pucharach Anglii i jednej Tarczy Dobroczynności. Dzięki triumfom w krajowym pucharze oraz kilku dobrym lokatom w lidze Manchester United zagrali sześciokrotnie w europejskich pucharach odpadając zazwyczaj w pierwszych rundach. Największymi osiągnięciami na zagranicznych boiskach tamtych czasów były półfinał PZP w sezonie 1983/84 oraz ćwierćfinał Pucharu UEFA rok później.

Trudne początki wybawcy.

Po 18 latach bez tytułu mistrzowskiego, czyli w roku 1986 – w czasach gdy Liverpool wygrywał ligę jak chciał, postanowiono po raz kolejny zmienić managera i wreszcie wybór okazał się właściwy. Zatrudniono… sami wiecie kogo. Pierwszy, niepełny sezon Sir Alexa nie udał się, ale mimo to udało się dwukrotnie pokonać w lidze znienawidzonych „The Reds”.

W następnym sezonie 1987/88 nasi ulubieńcy włączyli się do walki o tytuł zajmując 2. miejsce. Nie dało to nam przepustki do gry w Pucharze UEFA, ponieważ wszystkie angielskie kluby zostały wykluczone z europejskich pucharów ze względu na tragedię na stadionie Heysel w 1985 roku, spowodowaną przez kibiców Liverpoolu.

W kolejnych dwóch sezonach ligowych Diabły spisywały się słabo zajmując odpowiednio 11 i 13 pozycję. To sprawiło, że kierownictwo klubu oraz kibice wiosną 1990 roku, zaczęli myśleć o dymisji Fergusona. Jedynym ratunkiem dla Szkota było wygranie Pucharu Anglii.

I tak też się stało 17 maja 1990 r. na Wembley. United po golu Lee Martina pokonali w powtórzonym finale (pierwszy mecz 3:3) zespół Crystal Palace.

Kibice świętowali siódme zwycięstwo w najstarszych rozgrywkach na świecie a Ferguson zachowanie posady.

Momentami wyboista droga do finału.

Szczęśliwie się złożyło, iż w tym samym roku UEFA pozwoliła na częściowy powrót angielskich klubów na międzynarodowe stadiony. Piłkarze Aston Villi (w Pucharze UEFA) oraz właśnie Manchesteru United (PZP) byli pierwszymi reprezentantami The Football League po pięcioletniej banicji. Ten duet powinien jeszcze uzupełnić ówczesny mistrz Anglii – Liverpool, który wtedy zdobył ostatni do dnia dzisiejszego tytuł, ale UEFA postanowiła, że lepiej będzie gdy poczekają jeszcze rok na występy w Europie.

Oba angielskie kluby nie miały przed sobą łatwego zadania. Pięcioletnia izolacja oznaczała spadek znaczenia ligi angielskiej w Europie a więc niższe dochody tamtejszych klubów i potencjalnie gorsze kadry. Jednak kiedyś trzeba było zacząć od zera i zbudować potęgę na nowo.

W pierwszej rundzie Pucharu Zdobywców Pucharów sezonu 1990/91 piłkarze United zmierzyli się z węgierskim Pecsi MSC dwukrotnie zwyciężając najpierw 2:0 u siebie a potem 1:0 na wyjeździe. Podobny przebieg miała rywalizacja z walijskim Wrexham w kolejnej rundzie – wpierw 3:0 na Old Trafford i 2:0 na boisku rywala. Wygrywając te 4 mecze drużyna Fergusona znalazła się w ćwierćfinale tamtych rozgrywek. W tej fazie przyszło im się mierzyć z faworyzowanymi przez dziennikarzy Montpellier HSC, trenowanymi przez Henryka Kasperczaka. Wtedy w składzie francuskiego zespołu znajdowali się tak znani gracze jak Carlos Valderrama oraz Laurent Blanc. Pierwszy mecz w „Teatrze Marzeń” potwierdził przypuszczenia mediów. Remis 1:1 u siebie po golu McClaira oraz samobójczym trafieniu Martina nie napawał optymizmem przed rewanżem. Jednak te obawy okazały się niesłuszne. United pewnie wygrali 2:0 we Francji a łupem bramkowym podzielili się Clayton Blackmore oraz Steve Bruce zapewniając awans do półfinału.

Droga do decydującego starcia Manchesteru o PZP biegła przez Polskę a konkretnie przez jej stolicę. Rywalem „Czerwonych Diabłów” była rewelacja rozgrywek czyli Legia Warszawa, która rundę wcześniej wyeliminowała obrońcę trofeum – Sampdorię Genua. Było to niebywałe dokonanie gdyż „Sampa” była wtedy bardzo silną ekipą i zdobyła tamtej wiosny swój jedyny do tej pory tytuł mistrza Włoch.

Ambitni „wojskowi” prowadzili po bramce Jacka Cyzio. Minutę później dla United trafił McClair. Od stanu 1:1 gospodarze grają w osłabieniu, co goście skrzętnie wykorzystują przechylając szalę zwycięstwa na swoją korzyść. W rolę egzekutora wcielili się Mark Hughes oraz Steve Bruce (najlepszy strzelec drużyny w PZP). 3:1 w Warszawie i rewanż na Old Trafford wydawał się formalnością. I tak tez się było. Wyższość „Diabłów” nad „legionistami” potwierdził Lee Sharpe strzelając gola na 1:0 w pierwszej połowie. W drugiej połowie młokos Kowalczyk urwał się Pallisterowi i doprowadził do remisu, który utrzymał się do końca. Legia honorowo pożegnała się z rozgrywkami a podopieczni Fergusona mogli spokojnie zarezerwować bilety do Rotterdamu.

Zwycięstwo warte więcej niż puchar.

Finałowym rywalem naszych ulubieńców był inna wielka europejska firma – FC Barcelona, która we wcześniejszych rundach odprawiła z kwitkiem kolejno: Trabzonspor, Fram Rejkiawik, Dynamo Kijów oraz Juventus Turyn. Szanse obu drużyn przed starciem na stadionie De Kuip oceniano równo.

15 maja 1991 r. pogoda nie była łaskawa dla piłkarzy. Temperatura bliska zeru oraz silny wiatr i deszcz raczej nie zachęcały do gry. Mimo to, 48 tysięcy widzów na stadionie obejrzało ciekawe spotkanie. Jednak w pierwszej połowie bramek nie było. Gra toczyła się głównie w środku pola bez widocznej gołym okiem przewagi którejś ze stron. Druga część gry to już wyraźna przewaga Manchesteru. W 68. minucie Bryan Robson dośrodkował z rzutu wolnego na głowę Bruce’a. Piłkę w drodze do bramki dotknął jeszcze Hughes i United objęli prowadzenie. Od tej pory „Blaugrana” przejęła inicjatywę. 7 minut później „Diabły” wyprowadzają kontrę, której efektem jest drugie trafienie Hughesa. Losy pucharu wydają się przesądzone jednak „Barca” dalej walczy. W 79 minucie Koeman pokonał Sealey’a mocnym strzałem z rzutu wolnego, zdobywając w ten sposób gola kontaktowego. W nerwowej końcówce bramki nie padły. Za to czerwoną kartką został ukarany Nando, obrońca Barcelony.

United udowodnili w ten sposób całej Europie, że angielskie kluby nie zapomniały jak się gra w piłkę, mimo 5-letniej izolacji także od części wpływów finansowych.Za puentę niniejszego tekstu uznajmy słowa Alexa Fergusona po finałowym
meczu:

„Gdy w 1983 zdobyłem ten puchar wraz z Aberdeen było to jak bajka. Byliśmy małym klubem, który zrobił coś nieoczekiwanego. Dzisiaj było inaczej – po prostu sprostaliśmy oczekiwaniom kibiców i godnie podtrzymywaliśmy tradycję wielkiego klub. Tak wielu oczekiwało od nas zwycięstwa i to czyni je tak istotnym.

Ciąg dalszy nastąpi.

Autor: Piotr Trzpil

Przewiń na górę strony