Leo Beenhakker jest prawdopodobnie najbardziej kontrowersyjnym człowiekiem w polskiej piłce. Popularny „Don Leo” jako pierwszy wprowadził naszą reprezentację na Euro, do tego jego drużyna pokonywała potęgi pokroju Portugalii czy Czech. Niestety, nie obyło się też bez wielu nieprzyjemnych wpadek, które powodują, że Polska o awans na Mundial będzie musiała bić się do ostatniego spotkania, a być może i w barażach.
»Podyskutuj na forum: Reprezentacja Polski
Beenhakker już nieraz udowadniał, że jest jednym z najlepszych (chyba nawet najlepszym) szkoleniowcem, jakiego mieliśmy okazję gościć nad Wisłą. Lista osiągnięć Leo jest bardzo długa, jednak coś sprawia, że w PZPN, Polsacie, czy innych mediach jest on wrogiem publicznym numer jeden. Holender objął naszą kadrę 11 lutego 2006 roku, od początku miał wielu zwolenników i przeciwników, nic jednak nie wskazywało, że wkrótce będziemy świadkami takiej nagonki na selekcjonera reprezentacji.
Od samego początku pracy Beenhakkera wielu polskich „fachowców”, jak Jan Tomaszewski czy Jerzy Engel, oskarżali PZPN o to, że naszą reprezentację powinien prowadzić fachowiec rodem z Polski. Michał Listkiewicz jednak zaryzykował zatrudnienie człowieka, który w swojej karierze dokonał rzeczy, o których nasi szkoleniowcy nie mogą nawet pomarzyć. Już pierwsze spotkania były swoistym miodem na serce dla krytyków Holendra.
W oczy momentalnie rzuciła się według mnie największa wada Beenhakkera, swego rodzaju sentyment do danych zawodników. Leo od razu zaczął stawiać na Dudka, czy Smolarka, których dobrze znał z Feyenoordu. Porażki z Danią i Finlandią przynajmniej na chwilę zamknęły usta tym, którzy uważali ściągnięcie szkoleniowca o takiej renomie do Polski za kiepski pomysł. Pierwsze zwycięstwo pod wodzą Holendra nasza reprezentacja odniosła 7 października z… Kazachstanem. Potyczka z Portugalią miała być jedną z ostatnich szans Beenhakkera na przekonanie do siebie krytyków, którzy już przekreślali szanse na awans na Euro.
Wszyscy doskonale pamiętamy jak skończyło się spotkanie w Chorzowie. Od tamtej pory krytycy Leo musieli nieco przyhamować, reprezentacja grała coraz lepiej, a pierwszy awans na mistrzostwa do Austrii i Szwajcarii stawał się coraz realniejszy. 5 maja Leo podjął dość nieoczekiwaną decyzję o tymczasowym trenowaniu Feyenoordu Rotterdam, który zwolnił z posady Erwina Koemana. Ta wiadomość wywołała gigantyczną burzę medialną, a PZPN od tamtego czasu szukał najmniejszego haka na Beenhakkera, ciesząc się każdym jego potknięciem.
Reprezentacji ostatecznie udało się awansować na Euro. Niestety, nasi reprezentanci wrócili do kraju już po fazie grupowej. Największa krytyka spadła oczywiście na Beenhakkera (pamiętne wywiady pomeczowe na Polsacie – kto nie oglądał niech żałuje), a do rangi bohatera narodowego urósł Roger, który strzelił jedyną bramkę dla Polski. Co z tego, że ze spalonego?
Wakacje szybko się skończyły, a Leo nie został zwolniony i rozpoczął przygotowywania do eliminacji na Mundial 2010 w RPA. Rozpoczęło się nieźle, jednak wiadome było, że aby awansować na Mistrzostwa Świata, trzeba będzie dać z siebie wszystko. Dziś sytuacja jest ciężka, ale jeżeli spojrzymy na tabelę oraz spotkania jakie zostały do końca eliminacji, to przy dobrej grze naszych reprezentantów awans – przynajmniej do baraży – nie powinien być dla nikogo zaskoczeniem.
W czterdziestu sześciu dotychczasowych spotkaniach pod wodzą Beenhakkera nasza reprezentacja wygrała dwadzieścia dwa. Do reprezentacji zawitali piłkarze, o których – gdyby nie Holender – zapewne nigdy byśmy nie usłyszeli, a dziś są siłą napędową naszej kadry. Lista zasług Leo dla polskiej piłki jest dość długa, jednak wielu kibiców najchętniej by się go pozbyło, dlaczego?
Leo pomaga Feyenoordowi – drużynie, w której stawiał pierwsze poważne kroki w karierze trenerskiej, nie zaniedbując przy tym reprezentacji. Spójrzmy na Guusa Hiddinka, który nie tylko pomagał, ale i objął Chelsea Londyn. W Rosji nikt nie miał o to pretensji, a reprezentacja toczy wyrównaną walkę z Niemcami o bezpośredni awans do MŚ. Co więc nam przeszkadza to pomaganie „Don Leo” drużynie z Rotterdamu?
Wielu skarży się, że Beenhakker olewa Polską piłkę, że nie przychodzi na mecze polskich drużyn w europejskich pucharach, że nie obserwuje naszej ligi. Takie stwierdzenie chyba nie ma większego sensu, skoro Leo wychwycił i wypromował wielu piłkarzy właśnie z polskiej Ekstraklasy. Mowa tu chociażby o Zahorskim, Gargule czy Trałce.
Nie chcę wyjść na swoistego adwokata naszego selekcjonera, bo absolutnie nie jest on pozbawiony wad. Najbardziej w naszym szkoleniowcu uderza mnie sentymentalizm do danych piłkarzy. Możliwe, że jestem wyjątkiem, ale np. takiego Smolarka nigdy nie uważałem za tak świetnego zawodnika, na jakiego kreowały go media. Nie da się ukryć, że zdarzały mu się niezłe spotkania, jednak momentami ustawianie całej gry pod jednego piłkarza wybitnie nie wychodziło na dobre reprezentacji. Ale Beenhakker wiedział swoje. Swoją drogą sytuacja Ebiego jest swoistą odwrotnością sytuacji Teveza w MU – ten mógł zagrać spotkanie życia w pucharach czy nawet pokazać się z kapitalnej strony w lidze, ale w następnym spotkaniu i tak oglądaliśmy Berbatova. No ale to już materiał na kompletnie oddzielny tekst.
O ile do Smolarka Leo przywiązał się wybitnie i nie powołanie go do reprezentacji byłoby cudem, o tyle sytuacja Tomka Kuszczaka jest już nieco inna. Podobno głównym powodem braku powołań dla Tomasza jest jego charakter, który psuje atmosferę w drużynie. Zastanawia mnie, czy Leo nie udzieliła się przypadkiem polska mentalność, która każe zrównać z ziemią każdego, kto coś osiągnął i chce jeszcze więcej, zamiast cieszyć się z tego co już ma. Nie idealizuję Kuszczaka, jednak powoływanie w jego miejsce Załuski chyba nie jest najlepszym rozwiązaniem.
Wszystko zależy teraz od wyniku spotkania ze Słowenią. Wbrew pozorom istnieje spora szansa na awans – jeżeli się uda, Beenhakker zapewne będzie miał czas na chwilę oddechu aż do Mundialu w RPA, ale nie wybiegajmy tak daleko w przyszłość. Opinie o selekcjonerze są bardzo podzielone. Osobiście bardziej skłaniam się ku jego zwolennikom, zwłaszcza że wytrzymuje z naszą reprezentacją mimo ataków na jego osobę z każdej strony. Nie ma wątpliwości, że naszą reprezentację trenuje znakomity fachowiec, który niestety jest ofiarą gigantycznej presji i wrogości nawet ze strony pracodawców, którzy czyhają na najmniejsze jego potknięcie, co na pewno nie ułatwia pracy w naszym pięknym kraju.
Tymczasem w oczekiwaniu na kolejne spotkanie o wszystko, serdecznie zapraszam do wyrażania własnych opinii na temat Beenhakkera.