Nie przegap

Szarańcza

Polski Komitet Olimpijski - Szarańcza?
„Szarańcza pożarła wszelką trawę ziemi i wszelki owoc z drzewa, który pozostał po gradzie i nie pozostało nic zielonego na drzewach i nic z roślinności polnej na całej ziemi egipskiej” (Wj 10,15).

Takie było moje pierwsze skojarzenie, kiedy kilka dni temu zacząłem zagłębiać się w tematykę polskiego sportu, a dokładniej w jego strukturę organizacyjną. Ciężko o bardziej plastyczną… i dobijającą metaforę. Ziemia co prawda polska, ale mamy nasze drzewka (dyscypliny sportowe), trawę czyli góry pieniędzy przekazywane z budżetu państwa i od sponsorów, owoce czyli naszych sportowców, a wszystko aż ugina się pod ciężarem szarańczy (działaczy). Nie wiem jak jest na świecie, wiem, że w Polsce występuje przedziwny gatunek owada – szarańcza sportowa (zapaleni wikipedyści do dzieła). Mimo, że jako pierwszy oficjalnie ogłaszam jego odkrycie światu, nie roszczę sobie prawa do upamiętnienia mojego imienia w katalogach Linneusza.

Gatunek ten występuje głównie w Polsce, co spowodowane jest zapewne brakiem właściwych oprysków. Waga : 50-130 kg, długość ciała : 1,60m – 2,10m , w przeciwieństwie do innych owadów z rodzaju Locust nasza polska odmiana wiedzie tryb osiadły. Jej ewentualne migracje związane są tylko ze zmianą żerowiska i odbywają się wyłącznie w obrębie niewielkiego terytorium (ulubiona trasa przelotu: związek sportowy lub klub – władze samorządowe lub centralne). Potwierdzone przypadki mówią o nietypowej zygzakowatej trajektorii lotu (można powiedzieć – nieekonomicznej). Ubarwienie zmienne (ewolucja tak szybko nie działa a przydałyby się barwy w kolorze zielonym). Występowanie: głównie duże skupiska pieniędzy publicznych, których wydatkowanie nie jest kontrolowane. Według ostatnich doniesień wydaje się niemal pewnym, iż nasz rodowity gatunek, stoi na drabinie pokarmowej znacznie wyżej niż takie podrzędne gatunki jak sportowcy i trenerzy (świadczy o tym chociażby zdjęcie pokładu pewnego samolotu). Jednocześnie potwierdza się teza, iż te gatunki potrzebne są naszej szarańczy, a życie owada w jakiś dziwny sposób jest od tych ostatnich uzależnione. Domniemywa się istnienia pasożytnictwa stałego. Cytując wikipedię „śmierć żywiciela powoduje również śmierć pasożytów, które tracą dostęp do pokarmu”. Nazwa proponowana: Locusta im. Polonae

Dobra koniec żartów, kondycja naszego sportu jaka jest każdy widzi. Polska wysyłająca na IO jedną z najliczniejszych kadr zdobywa ledwo dziesięć medali. Na kondycję polskiej piłki nożnej spuśćmy zasłonę wstydliwego milczenia. Polski sport wije się w konwulsjach i tylko szybka interwencja może go uratować. Interwencja bardzo trudna i bolesna, śmiertelna dla tytułowych owadów. Spójrzmy na przyczyny choroby w dwóch największych organizmach.

Nagrodzeni odznaczeniami państwowymi działacze sportowiOpera mydlana pod tytułem „kruszenie betonu” w PZPN, trwa już dobrych kilka lat bez większej szansy na pozytywne zakończenie. Człowiek honoru raz odchodzi ze stanowiska by potem ogłosić, że niestety odejść nie może (dla dobra polskiego futbolu ma się rozumieć). Członkowie innych władz często nawet nie wiedzą jaką treść mają podejmowane przez nich uchwały. Piłka nożna przeżarta jest korupcją. Poziom jest żałośnie niski, infrastruktura przypomina czasem opuszczony Czarnobyl, szerzy się nepotyzm. Marzeniem wielu piłkarzy jest jak najszybszy transfer na ławkę do drużyn grających w Bundeslidze. Polska myśl szkoleniowa, tak opiewana przez kilku nażelowanych komentatorów, wypuściła do tej pory istnych tytanów myśli taktycznej, jeden tytan jeździł samochodem w Warszawie w stanie wskazującym po torach tramwajowych. O ich usługi zabijają się renomowane kluby z zagranicy, tylko nie wiadomo której. Oczywiście, jeśli chodzi o trenerów uogólniam, bo jest kilku świetnych ludzi. A spasiona szarańcza w garniturach co jakiś czas szczerzy się do kamer pokazujących kolejne zjazdy. Czym się zajmuje? Tego nie wiem. Z czego żyje? Z Naszych pieniędzy, zarówno z tych które każdego miesiąca są Nam zabierane (podatki) jak i z tych, które wydajemy potem na bilety czy kablówkę. I nie wierzcie tym, którzy zapewniają Nas, że będzie lepiej gdy miejsce starych zajmą młodzi. Gatunek ten sam a jeść trzeba. Apeluję o opryski.

Sam zarząd PZPN to trzydziestu pięciu herosów walczących o lepsze jutro polskiej piłki, otoczonych przez wierne falangi zasłużonych (pamiętacie Smolenia? Idę, patrzę a-leją zasłużonych). Na ich czele stoi mityczny prezes, który niczym Leonidas własną piersią chroni polski futbol i to co w nim piękne. Samych wydziałów PZPN liczy dwadzieścia osiem. Każdy po około dziesięć owadów.

Porównajmy z mało heroicznymi anglikami. W skład zarządu Football Association wchodzi dwanaście osób. Oczywiście nie są one działaczami – żaden klub liczący każdego wydanego pensa nie zgodziłby się na utrzymywanie darmozjadów. Pięciu z nich to dyrektorzy wykonawczy klubów dla których członkostwo w zarządzie to tylko dodatkowe zajęcie (np. David Gill), kolejna piątka reprezentuje interesy pięciu „okręgowych związków” (w naszej olbrzymiej ojczyźnie nad którą słońce nigdy nie zachodzi, mamy ich szesnaście), do tego dochodzi dyrektor wykonawczy i prezes związku – Lord Triesman. Polecam zajrzeć w wikipedię by poznać kompetencje tego człowieka. I porównać…choć w sumie nie ma do czego. Podkreślenia wymaga całkowita niezależność F.A. od władz angielskich, jedynym powiązaniem było to, iż każdorazowy prezes związku wywodził się z Rodziny Królewskiej. Wraz z nominacją obecnego szefa związku ta jedyna nić podporządkowania została zerwana. Ta wąska grupa ludzi sprawuje władzę nad związkiem, który w samym 2007 roku przyniósł dochód w wysokości 237 milinów funtów. Oczywiście nie uwzględniając dochodów poszczególnych klubów. Taka suma w zeszłym roku zasiliła angielską piłkę nożną u jej podstaw. A pisząc podstawy mam na myśli :

  • 7 milionów osób uprawiających ten sport, plus 5 milionów w szkołach
  • 500,000 piłkarzy amatorów
  • 37,500 klubów, w tym 9,000 klubów młodzieżowych
  • 2,000 różnego rodzaju zawodów i turniejów
  • 32,000 współpracujących szkół
  • 30,000 profesjonalnych trenerów
  • 27,000 sędziów
  • 45,000 boisk (21,000 innych ośrodków)

Część pieniędzy została przeznaczona na spłatę budowy Nowego Wembley. Anglicy uznali, że jeden stadion „narodowy” w zupełności wystarczy, choć i nawet w tym przypadku pojawiają się głosy krytyczne, gdyż stadion nie jest rentowny. Aby poratować budżet organizuje się koncerty, które niestety niszczą murawę. Dla porządku – wydziałów Ci tchórze mają tylko siedem. Czasem żałuję, że w Polsce nie ma w zwyczaju dokonywana rytualnego samobójstwa…

U nas oczywiście jest po naszemu, w myśl „cała Polska buduje swoją Stolycę”, naród składa się na Stadion Narodowy, który na co dzień będzie stał pusty, dodatkowo Warszawiacy wyłożą ze swoich kieszeni około 400 mln złotych na postawienie stadionu panom z pewnego koncernu. W końcu co dwa stadiony to nie jeden. Czy tak się prowadzi normalne interesy? To ma być zdrowy fundament polskiej piłki nożnej? Czy Davidowi Gillowi przyszło by kiedyś do głowy budować nowe Old Trafford za pieniądze mieszkańców Manchesteru? Nie, chociażby dlatego, że część z nich kibicuje City i Anglikowi z zasadami, takie coś nie przyszło by nawet do głowy. To nie tylko problem Warszawy, w innych klubach jest podobnie, w końcu kadencje są krótkie a dobra decyzja urzędnika gwarantuje mu ciepłą posadkę w klubie. Zrozumcie, że to nie ilość pieniędzy decyduje o sukcesach waszych klubów ale sposób w jaki się je zdobywa. Taki system finansowania zawsze będzie chory niezależnie od tego ile pieniędzy się w niego wpompuje. Bo o sukcesie drużyny nie będzie decydować poziom sportowy, znakomite zaplecze treningowe, dobry scouting, marketing, ilość kibiców na spotkaniu czy nowoczesny stadion. Istnienie drużyny będzie zależało od decyzji urzędnika wyższego lub niższego stopnia i tylko tu skupi się uwaga władz klubu, a wy drodzy kibice będziecie jak piąte koło u wozu. To właśnie przerabiamy, może pora z tym skończyć? Może pora wziąć przykład z Anglików, skończyć z przepływem pieniędzy z budżetów samorządowych i kazać czy pozwolić działać klubom w normalny sposób?

Po części sprawozdawczo – wyborczej nastąpiła miła uroczystość wręczenia odznaczeń państwowych zasłużonym działaczom sportowym z Podlasia. Podzielono się także opłatkiem życząc sobie pomyślności na Święta Bożego Narodzenia i Nowy Rok. W PKOL’u jest również ciekawie. Czy wiecie ilu członków zarządu liczy amerykański komitet olimpijski (ten który zapewnił warunki do zdobycia 110 medali)? Jedenastu. A weźcie pod uwagę, że związki sportowe które pośrednio wchodzą w jego skład to potężne organizacje, takie jak chociażby MBL, NFL czy NHL. Pośrednio? Dokładnie tak, żaden ze związków nie ma swojego przedstawiciela w tych władzach. Dla przykładu wszystkie związki koszykarskie (a jest ich piętnaście w tym: NBA, NCAA, WNBA) tworzą jedno stowarzyszenie (w tym przypadku US Basketball) i dopiero ono samo jest członkiem USOC, co i tak nie oznacza, że wywodzi się z niego członek zarządu (u nas byłoby ich już piętnastu). W skład United States Olympic Committee wchodzi również pięć komisji. Jak to jest w Polsce? Zarząd PKOL liczy…. sześćdziesiąt siedem osób, komisji naliczyłem piętnaście. Jak ta struktura jest w stanie podjąć jakąkolwiek decyzję?

Dziennikarze Przeglądu Sportowego policzyli, że na same przygotowania Olimpijskie w latach 2005-08 wydano 186 milionów złotych. Gdzie przepadła ta góra pieniędzy? Spytajcie szarańczy. Wiemy za to gdzie te pieniądze nie trafiły.

Aneta KoniecznaNie miałam z klubu żadnej pomocy. Nawet kajak, na którym trenowałam, był mój prywatny. Gdy poprosiłam w klubie o nowy, usłyszałam, że nie ma pieniędzy. Wiosła używam już piąty sezon. Był problem ze skorzystaniem z klubowej siłowni.

Aneta Konieczna (srebrna medalistka)

Kupiliśmy Anecie cały karton odzieży, żeby miała w czym trenować.

Wojciech Zalewski.Rzecznik Prasowy, Wyższa Szkoła Logistyki

Śmiać się nie wypada, płakać też nie ma nad czym, jedyne co przychodzi mi do głowy to gniew. Czym się szarańczo zajmowałaś? Sam związek kajakarski dostał 37,5 mln złotych, nie udało się niestety z tej sumy wygospodarować odrobiny na ubrania. Dobrze, że nasza reprezentantka nie musiała korzystać z usług lumpeksów i że nie połamała wiosła przed olimpiadą. Trener, który dwa lata pracował za darmo, nie dostał nawet złamanego grosza. Czy ktoś za to odpowie? Raczej nie, sprawa niedługo rozejdzie się po kościach. A przecież to nie wszystko. Zawsze wydawało mi się, że na Igrzyska Olimpijskie jadą sportowcy, trenerzy i lekarze. Ale my jesteśmy krok przed światem i wysyłamy szarańczę ( że też samolotów starczyło). Dla niej trzeba tworzyć fikcyjne stanowiska, lub naciskać na olimpijczyków by nie zabierali ze sobą rodzin (do czego mają prawo). Szarańcza oczywiście jest na tyle butna, że zamiast siedzieć cicho i zachwycać się panoramą Pekinu, musi naszym sportowcom pomóc. Bokserom pokazano jak się bić, szermierkom w celu lepszej mobilizacji nie pozwalano spać, a jedna bidula myślała, że jest też konkurencja w piciu….i chciała dać przykład.

Piotr NurowskiDumny Piotr Nurowski ogłosił Igrzyska w Pekinie wielkim sukcesem i ani w głowie mu rezygnacja ze stanowiska. „Idziemy w jakość a nie w ilość” to jego hasło przewodnie (zagadnienia propagandy ma w małym placu). Na mój gust powinien się ze wstydu nie pokazywać nam na oczy. O nim też warto poczytać w Wikipedii.

Ostatnio pojawiło się światełko w tunelu, ostre represje zapowiedział minister sportu Pan Drzewiecki, ma oczyścić, zmienić, przykręcić kurek, ustawowo wprowadzić zarządzanie menadżerskie, w skrócie będzie lepiej i weselej. Nie tędy droga proszę Pana. Nikt jeszcze nie wprowadził ustawowo zarządzania menadżerskiego, żeby coś było zarządzane jak firma musi działać jak firma. Ustawowo to możemy nawet ogłosić, że w Polsce nie pada deszcz. Kurek to należy zamknąć raz na zawsze, a nie przykręcić, a „struktury” rozbić, a nie oczyszczać, bo za jakiś czas pobrudzą się znowu, taki jest ich urok i natura. Mała podpowiedź od której struktury najlepiej zacząć, ano od tej, która potrzebuje kilku osób (zarówno w Warszawie jak i w Pekinie) by policzyć zdobyte przez Polaków medale, od tej której Pan Drzewiecki jest szefem. Bo jest ona do niczego niepotrzebna. I wcale nie głoszę herezji, że wrócę do tych nieszczęsnych Stanów…

Czy w Stanach Zjednoczonych działa ministerstwo sportu lub jakiś jego odpowiednik?

Nie, przy Prezydencie działa ciało doradcze, które zajmuje się kulturą fizyczną i sportem, jednak działanie jego ma na celu promocję zdrowego trybu życia, bez możliwości jakiejkolwiek ingerencji w zorganizowany sport. Okazuję się, że do wyszukania talentów, wykształcenia genialnych sportowców, stworzenia im kosmicznej bazy treningowej, doprowadzenia wielu dyscyplin do poziomu wręcz nieosiągalnego gdzie indziej na świecie, nie potrzeba żadnych ministerstw, ministrów i stad szarańczy….wystarczy nie przeszkadzać.

Gdyby za Phelpsa wziął się PKOL, specjalna wydzielona komisja, delegaci od liczenia medali (w Warszawie i w Pekinie) minister sportu i jego 126 urzędników…to dopiero byłby sukces. Tylko musiałby pamiętać o kąpielówkach…

Ile jeszcze do cholery…?

Przewiń na górę strony