Nie przegap
Strona główna / Inny punkt widzenia / Początek już za nami. Trzeba się bać?

Początek już za nami. Trzeba się bać?

Edwin van der Sar
Gdy miejsce miały mecze przedsezonowe, coś nam nie dawało spokoju. Zwycięstwa nie były nazbyt przekonujące, wyniki z dość słabymi drużynami raczej niezadowalające. Wszyscy mówili, że to przecież drugi skład, młodzicy zaprezentowali się bardzo dobrze, no i koniec końców przecież wygraliśmy to nieoficjalne trofeum Vodacom Cup. Jednak coś nie dawało nam spokoju…

Król jest nagi!

okiem Wiktora Marczyka

Zaczęło się od dobrego spotkania z Aberdeen. Dwie strzelone bramki, czyste konto z tyłu i pewne zwycięstwo. Ok, jest dobrze. Potem pojechaliśmy do Afryki. Remis z Kaizer Chiefs i ledwie jednobramkowe zwycięstwo z Orlando Pirates. Pewnie, grali w większości młodzicy, ale wynik dalej jakoś nie był zadowalający. Potem gładkie, czterobramkowe zwycięstwo ponownie odgoniło ciemne chmury i wlało we mnie więcej optymizmu.

A potem zaczęło się znowu. Trudny mecz z Espanyolem na pożegnanie Solskjaera i wcale nie takie pewne zwycięstwo nad słabym Peterborough. Remis po dość nieciekawym spotkaniu z Juventusem był wystarczającym sygnałem do tego, żebym zaczął się niepokoić. Do tego doszła absencja kilku bardzo ważnych zawodników: Cristiano Ronaldo, Wayne Rooney, Michael Carrick, Owen Hargreaves, Nani

Mecz o Tarczę Dobroczynności był pierwszym sprawdzianem United w oficjalnym meczu. Do bramki wrócił van der Sar, obrona, pomoc i atak została obsadzona silnymi i pewnymi zawodnikami pierwszej drużyny. Jednak nie przyniosło to pożądanego efektu, gdyż po regulaminowym czasie gry na tablicy wyników widniał bezbramkowy remis. To samo było po dogrywce i o wszystkim decydowały rzuty karne. Tak jak się sezon skończył, tak i się zaczął i w strzałach z jedenastu metrów lepsi okazali się gracze Czerwonych Diabłów. Uf, pierwsze trofeum dla nas. 1 down, 6 to go (ang. jedno z głowy, zostało sześć).

Wayne RooneyWyleczył się Wayne Rooney, natomiast kontuzji doznał Ryan Giggs i nasza środkowa linia wyglądała bardzo nieciekawie w perspektywie tak mocno przetrzebionych szeregów. Doszło nawet do tego, że w pierwszym meczu ligowym zagrało aż trzech zawodników rezerw, w tym jeden (Fraizer Campbell) od pierwszej minuty! Jak to się skończyło? Nienajlepiej. Z Newcastle United, z którym w zeszłym sezonie w dwumeczu wygraliśmy 11:1 potrafiliśmy zdobyć tylko jeden punkt po remisie. Powód do niepokoju? Już chyba tak.

Potem nadszedł mecz z The Pompeys. Dwa razy z nimi w tym sezonie wygraliśmy, nie spodziewałem się więc problemu. Jednak gdzieś w głowie miałem wspomnienie poprzedniego sezonu i bolesnej porażki w szóstej rundzie Pucharu Anglii. Może być różnie, pomyślałem.

Mecz nie był majstersztykiem w wykonaniu United. Zwycięstwo okupione sporym wysiłkiem, z wyraźnymi problemami z przodu. Podania, choć płynne, były kierowane w większości w poprzek boiska. Szczęśliwie dla nas, The Pompeys ma beznadziejny początek sezonu i kompletnie nie wie, jak grać. I być może temu zawdzięczamy to dość spokojne, mimo wszystko, zwycięstwo.

W tym momencie zacząłem się naprawdę niepokoić. Chwila, coś jest nie tak! To nie jest United, które zdominowało rok temu Europę. Jasne, nie ma Ronaldo, ale przecież w Europie też nie błyszczał, a jednak graliśmy swoje. Poza tym, Portsmouth nie jest wybitnie silnym zespołem i nie potrzeba super-gwiazd, by je pokonać.

Szalę przechyliła wczorajsza porażka w meczu o Superpuchar Europy z triumfatorem zeszłorocznego Pucharu UEFA, Zenitem Sanki Petersburg. United grało słabo, ospale, bez konceptu. Obrona, chluba zespołu z Old Trafford, monolit, jedno z najlepszych zestawień w tej formacji w Europie, zawodziła na każdym kroku i jeśli nawet nie podarowała przeciwnikowi dwóch bramek (choć jedną na pewno), to dała mu mnóstwo okazji do zagrożenia bramce van der Sara i zasiania niepewności we własnych szeregach.

Z przodu też niewiele się działo. Tevez i Rooney, bardzo silnie pracujący na przedpolu i skrzydłach, nie chcieli wchodzić w pole karne. Król jest nagi! Widać teraz, czemu Ferguson tyle czasu mówił o klasycznym napastniku. Poświęcenie Argentyńczyka i Anglika dla zespołu spowodowało, że popadł on w kłopoty. Rooney, który rozegrał cały mecz, oddał na bramkę tylko jeden strzał. Rezerwowy John O’Shea dwa. To chyba mówi samo za siebie.

Cristiano RonaldoProblem z brakiem Ronaldo nie polega na tym, że nie mamy skrzydłowego, czy kogoś, kto kreowałby grę. Paradoksalnie Portugalczyk jest królem pola karnego. Nie boi się wejść, strzela z obu nóg i każdej pozycji, a przede wszystkim jest wysoki i skoczny. I takiego zawodnika Diabłom brakuje. Ronaldo nie błyszczał w zeszłym sezonie tylko dzięki swojej wielkiej formie. Pokazał to, co pokazał, bo ktoś musiał to zrobić, a nie było w składzie nikogo odpowiedniejszego od niego. Typowego łowcy bramek z parciem do przodu.

Początek po raz kolejny nie jest dobry. United gra słabo, wymagające przygotowania przedsezonowe ponownie dały w kość najważniejszym zawodnikom. Powinno dać to do myślenia specjalistom od przygotowania fizycznego. Mamy w tym momencie kompletnie rozdartą pomoc, a jak wiadomo, we współczesnym footballu jest to najważniejsza formacja.

Teraz kilka słów pocieszenia. Jak powiedział kilka lat temu pewien polski polityk: „Mężczyzny nie poznaje się po tym, jak zaczyna, ale jak kończy”. I Manchester United jest chyba najlepszym na to dowodem (zwłaszcza, że mężczyzn jest tam wielu). Zarówno w niezwykle udanych sezonach 1967/1968 (4 punkty w trzech spotkaniach) oraz 1998/1999 (porażka w Chiarity Shield, dwa remisy w lidze na początek i niezbyt dobry bilans w eliminacjach LM z ŁKS-em Łódź), jak i w ostatnim 2007/2008 (1 punkt w pierwszych trzech spotkaniach z zespołami ze środka tabeli) początki były bardzo trudne i pierwsze mecze nie wskazywały na to, że pod koniec sezonu będziemy się cieszyć z historycznych zwycięstw.

Jest światełko w tunelu. Nikłe i trzeba je podtrzymać kilkoma dobrymi wiadomościami z rynku transferowego i ośrodka treningowego w Carrington. Oczywiście wszystko przed nami i tak naprawdę słaba dyspozycja tylko raz (dzisiaj) faktycznie nam zaszkodziła, ale przed nami tryplet bardzo trudnych spotkań (Liverpool, Villareal, Chelsea) w przeciągu tygodnia. Jeśli United szybko się nie podniesie, może to być jeden z najczarniejszych tygodni ostatnich lat.

Jest cholernie daleko od OK

okiem Łukasza Szoszkiewicza

Obejrzałem mecz z Zenitem i abstrahując od tego, co pokazaliśmy na boisku, nasuwa się kilka refleksji. Po pierwsze, na gwałt potrzebujemy napastnika, takiego z prawdziwego zdarzenia. Obojętnie, czy to będzie Huntelaar, Berbatov czy Pogrebnyak.

Carlos TevezAni Tevez, ani Rooney nie potrafią najlepiej grać głową, co jest oczywiste biorąc pod uwagę warunki fizyczne. Obaj sporo się cofają i kiedy nie idzie próbują ciągnąć grę. Chętnie schodzą do skrzydła, co robi spore zamieszanie w szeregach rywali. No tak, tylko kto pozostaje z przodu? Kto ma strzelać bramki? W spotkaniu z Zenitem, Rooney, który rozegrał całe spotkanie, oddał mniej groźnych strzałów niż wprowadzony w drugiej połowie O’Shea. Oczywiście, można mówić, że Anglik nie grał na 100% możliwości, ba, przespacerował obok spotkania. Jednak nie od dziś wiadomo, że nie jest on typem egzekutora. Okazuje się, że w przypadku kiedy na boisku braknie Ronaldo, nie ma kto zdobywać bramek. Podobnie, w pierwszych kolejkach Premiership, mówiło się, że Manchester United nie miał szczęścia, piłkarze mogli strzelić kilka bramek więcej, bramka Roo w meczu z Portsmouth została zdobyta prawidłowo itd. Wielce prawdopodobne, że gdyby grał Cristiano, wynik byłby zgoła inny, bo Portugalczyk trafiać do siatki potrafi, jak mało kto (szczególnie do siatki NU). Na chwilę obecną, w 4 spotkaniach, gracze United zdobyli 3 bramki – dwie są zasługą Fletchera, jedną strzelił Vidic. Halo, gdzie napastnicy?

Brak Ronaldo nie jest widoczny tylko w strzelanych bramkach. Możliwe, że Portugalczyk mimo swojej obecności na boisku nie trafiałby tak często, jak robił to w poprzednim sezonie, jednak olbrzymim wzmocnieniem dla drużyny byłaby sama jego obecność i ciąg na bramkę, które cechowały Cristiano od zawsze. Przy cofających się napastnikach, zawodnik usposobiony tak ofensywnie jak Ronaldo, jest niemalże niezbędny. Mimo olbrzymich umiejętności naszej dwójki napadziorów, atak nie funkcjonuje na obecną chwilę najlepiej. A pomyślmy, co by było w wypadku ewentualnej kontuzji Teveza (odpukać), który stara się ciągnąć naszą grę? No, przynajmniej Campbell będzie miał okazję się wypromować.

Na dwa dni przed zamknięciem okienka transferowego nie poczyniliśmy żadnego wzmocnienia, a przy tym pozbyliśmy się obiecującego Pique, solidnego Silvestra oraz wiecznie chorego Sahy. Sprzed nosa sprzątnięto nam Ramseya, coraz bardziej wątpliwy wydaje się być również transfer Berbatova i wszystko wskazuje na to, że zostaniemy z niczym. Zgodnie z sentencją mówiącą kto nie idzie naprzód, ten się cofa, możemy oczekiwać w najbliższym czasie ciężkich czasów na Old Trafford.

Carlos QueirozKolejne osłabienie, przez wielu uważane za największe, to ubytek Carlosa Queiroza, dotychczasowego asystenta sir Alexa Fergusona. Portugalczyk uchodził za świetnego taktyka, który wraz z Fergusonem (a nierzadko samemu) potrafił tak ustawić zespół, że ten kroczył od zwycięstwa do zwycięstwa i w zeszłym sezonie ustrzelił dublet. Jak wiemy, sir Alex na własnym podwórku od zawsze radził sobie całkiem dobrze, jednak jeżeli nadchodziły spotkania w europejskich pucharach, sytuacja Czerwonych Diabłów nie zawsze wyglądała kolorowo i stąd sympatycy United musieli tak szybko żegnać się z Ligą Mistrzów (co zmieniło się w końcu dwa lata temu). Teraz nie pozostaje nam nic innego jak czekać na innego, zdolnego trenera, którego stać będzie na asystowanie Fergusonowi i pracę na Old Trafford. Oby szybko znalazł się odpowiedni następca.

Tak jak rok temu, nie wystartowaliśmy najlepiej. Teraz nie pozostaje nam nic innego, jak liczyć na to, że maszyna Fergusona rozkręci się w trakcie sezonu i zakończy rozgrywki Premiership na pierwszym miejscu. Niestety, patrząc w terminarz, trudno być optymistą. W najbliższym czasie będziemy podejmowali Liverpool na Anfield, Villareal u siebie i Chelsea na Stamford Bridge. Z uwagi na formę, w jakiej obecnie znajdują się Diabełki, każde zwycięstwo będzie dla mnie sporą niespodzianką, tym bardziej, że spotkania te będziemy grali w zaledwie 4-dniowych odstępach (13, 17 i 21 września).

Na koniec chciałbym jeszcze udzielić nagany Paulowi Scholesowi za niezwykle głupie zachowanie w spotkaniu z Zenitem. Komu, jak komu, ale Rudemu nie wypada robić takich rzeczy, obojętnie czy to podczas pół-sparingowego spotkania o Superpuchar czy w czasie meczu ligowego. Zawodnik jego pokroju powinien dawać przykład młodszym, a nie bawić się w siatkarza, tym bardziej w momencie, kiedy nie wszytko było jeszcze stracone. Cały czas się zastanawiam, kto zasługuje na miano antybohatera spotkania – Nani czy Scholes. No cóż, zachowanie rudowłosego pomocnika było również cholernie dalekie od OK…

autorzy: Wiktor Marczyk & Łukasz Szoszkiewicz

Przewiń na górę strony