Nie przegap
Strona główna / Z przymrużeniem oka / Niemożliwe nie istnieje?

Niemożliwe nie istnieje?

Niemożliwe nie istnieje?
Przypadek, szczęście i pech to nieodłącznie elementy każdego sportu. Są takie momenty w piłce nożnej, gdy nam kibicom pozostaje tylko złapać się za głowę oglądając nieporadność naszych ulubieńców. Niektórzy jednak nie przebierają w środkach i dlatego słyszymy później o dantejskich scenach, które rozgrywają się, nie tylko w domach fanów. Media donoszą nawet o korkach latających w stronę zawodników, i to nie na stadionach ale w klubowych szatniach!

Oczywiście najłatwiej jest wygodnie rozsiąść się w fotelu i narzekać na niedyspozycję sportowców. Często w takich sytuacjach mówimy: „moja babcia by to lepiej zrobiła”. Zawodników można jeszcze jako tako wytłumaczyć w boiskowych sytuacjach, gdy napastnik staje sam na sam z bramkarzem i nie trafia do siatki. Wtedy najczęściej o niepowodzeniu akcji ofensywnego gracza decyduje błyskotliwa interwencja golkipera. Niestety dla doświadczających tego zawodników, albo za to z korzyścią dla dramaturgii widowiska, pewne momenty gry nie znajdują logicznego wyjaśnienia. Komentatorzy wtedy już krzyczą GOOOOOOOOOOL!!!, a kibice cieszą się (lub martwią) ze strzelonego gola. Jednak, jak to mówią, życie pisze najlepsze scenariusze i ostatecznie piłka lądują wszędzie, tylko nie w bramce. Jak wytłumaczyć to, że piłkarz nie trafia do pustej bramki stojąc 5 metrów przed nią? Tego nie wiedzą nawet sami bohaterowie. Zawodników o wyjątkowo dużym parciu na szkło można by posądzić nawet o umyślność spudłowania. Dlaczego? Jeszcze tego samego dnia, większość stacji telewizyjnych pokaże nieszczęśnika, który nie umieścił piłki w siatce w niewiarygodnej sytuacji. Musicie przyznać, że to dosyć osobliwa forma zyskania rozgłosu. Co ciekawe zawodnicy strzelają niekiedy niesamowite gole, których fenomenu także nie da się wyjaśni ot tak. Niestety raz na wozie, raz pod wozem. Gdy w 99 roku Ryan Giggs okiwał połowę zespołu Arsenalu w półfinale FA CUP i zdobył bramkę po najbardziej niesamowitej akcji jaką kiedykolwiek widziałem, pewnie nie przypuszczał, że za 4 lata nie trafi do pustej bramki Kanonierów. W wyniku furii jaka ogarnęła później Fergusona, David Beckham został trafiony korkiem kopniętym właśnie przez naszego menedżera.

Mówią, że piłka nożna jest niesprawiedliwa i okrutna. Postaram się polemizować z tą tezą. W myśl zasady, iż niewykorzystane sytuacje się mszczą należy stwierdzić, iż przeważający zespół stwarzający sobie mnóstwo sytuacji podbramkowych, których jednak nie zamienia na gole, jeśli przegrywa robi to na własne życzenie! Wracając do środowego meczu z Chelsea – w pierwszej połowie zdecydowanie przeważaliśmy, wyszliśmy prowadzenie ale nie potrafiliśmy zamienić kolejnych, niemalże stuprocentowych akcji na bramkę. Pech chciał, iż potem straciliśmy głupiego gola w 45? minucie. W drugiej połowie, Niebiescy zdominowali grę, nas ratowały słupek i poprzeczka (cóż za analogia do finału z 99′), ale to wciąż były pudła, które w konsekwencji przełożyły się chyba na to iż, to Manchester United zdobył Puchar Europy. Przy okazji należy także wspomnieć ostatni mecz United w Pucharze Anglii, który zakończył się tym, iż Portsmouth wyeliminowało nas z tych najstarszych rozgrywek na świecie. Cóż z tego, iż Diabły przytłaczały rywala swoją ofensywną grą przez większą część spotkania, skoro nie potrafiły przełożyć tego na bramkę? Rio Ferdinand po finale Ligi Mistrzów wyraził niedosyt związany z tym, nie udało się zdobyć Potrójnej Korony:

„Największym rozczarowaniem tego sezonu jest niewywalczenie potrójnej korony. Może wydawać się, że jestem chciwy, ale Portsmouth miało jeden strzał na bramkę, a my zagroziliśmy ich bramkarzowi kilka razy. Ale taki już urok piłki nożnej, nie można mieć wszystkiego”.

No właśnie, miejmy nadzieję, iż nauczka z tamtego spotkania nie pójdzie w las. A pudło Giggsa i wiele innych niesamowitych przestrzelonych setek możecie obejrzeć na poniższym video:

Niektórzy obserwatorzy niedawnego widowiska pomiędzy United a Chelsea podnoszą straszne lamenty jakoby zespołowi z Manchesteru dopisywało w finale 'Diabelskie szczęście’. Najwidoczniej zapominają o pierwszym półfinale The Blues z Liverpoolem. Jestem przekonany, że gdyby nie piękny szczupak Johna Arne Risse w ostatniej minucie meczu, w finale rywalizowalibyśmy z The Reds.

Let’s all laugh at Liverpool [Risee]:

Samobóje na swoim koncie mają także najlepsi piłkarze na świecie. Wystarczy wymienić tutaj np. Rio Ferdinanda, którzy w poprzednim sezonie 'strzelił’ gola dla Portsmouth. Takie bramki są niejednokrotnie punktami zwrotnymi w meczu. Wróćmy pamięcią do pamiętnego spotkania z Evertonem na Goodison Park. Gospodarze prowadzą z liderem Premier League 2:0 i zanosi się na wielką niespodziankę. O’Shea strzela szczęśliwie na 2:1. Jednak, po zamieszaniu w polu karnym piłkę do własnej bramki kieruje kapitan Evertonu, Phil Neville i tym samym wyrównuje stan meczu! Diabły dostają wiatru w żagle i ostatecznie zwyciężają 4:2.

Nawet sam wielki Johan Cruyff nie oszukał przeznaczenia i do jego dorobku można dopisać samobójczą bramkę. 20 sierpnia 1972 roku Ajax grał z FC Amsterdam. Latający Holender cofnął się na własne pole karne, aby wspomóc zespół w defensywie. Koledzy już chyba nigdy później nie prosili go o pomoc w obronie, gdyż Johan trafił do własnej bramki. Ta sytuacja podziała tylko mobilizująco na napastnika Pomarańczowych – tydzień później wbił 4 gole Go Ahead Eagles, a Ajax wygrał 6:0. Obejrzyjcie poniższe video i przy okazji zobaczcie co prezentował na boisku wybitny Holender. Bramka samobójcza pojawia się dokładnie w 1:01 min.

Laik może powiedzieć, że nie ma nic prostszego od strzelenia bramki z rzutu karnego – bramka ma ponad 7 metrów długo i nic tylko trafić w piłkę z odpowiednią siłą przy słupku. Fakt, taki strzał jest nie do obrony. Życie weryfikuje jednak wszystkie 'oczywiste oczywistości’. Serie rzutów karnych decydujące o wyeliminowaniu danego zespołu z rozgrywek pucharowych to praktycznie loteria. Towarzysząca im presja i napięcie paraliżują zawodników i nawet najlepsi nie dają sobie z tym rady. O jedenastkach Beckhama można by napisać poemat, najlepiej tragiczny. Czasami na pierwszy rzut oka widać, że piłka nie znajdzie się w siatce. Oglądając drugi półfinał Pucharu UEFA, odniosłem wrażenie, iż podchodzący do wykonania jedenastki Christian Vieri jest obrażony na cały świat, a jego twarz zdradzała totalny brak pewności siebie. Od razu wiedziałem, że nie strzeli. I co? Pudło!

W poprzednim sezonie etatowym wykonawcą rzutów karnych był Louis Saha, jeśli grał oczywiście. W tym roku, Francuz występował od wielkiego święta i tę rolę przejął od niego Cristiano Ronaldo. Portugalczyk zazwyczaj radził sobie bardzo dobrze. Zazwyczaj, bo spotkaniu z West Hamem spudłował. Tamten rzut karny uznałbym raczej za czysty wypadek przy pracy. W Lidze Mistrzów, moim zdaniem, po prostu przekombinował. Na Camp Nou chciał strzeli prosto w okienko i rozkoszować się leżącym na ziemi Valdesem, minimalnie jednak chybił. Finał, to już znany karny na dwa tempa, na co Cech nie dał się nabrać. Niektórzy zawistni kibice wypominają mu, iż w ważnych spotkaniach się spala i nie potrafi udźwignąć presji jaka na nim ciąży. Jako przykład podają dwa, wspomniane wyżej karne z rozgrywek o Puchar Europy. Najwidoczniej zapominają jak ich ulubieńcy –Lampard i Gerrard nie zdołali pokonać Ricardo w ćwierćfinale Mundialu w Niemczech.

Mój ojciec zawsze powtarza, że najlepszym wykonawcą 'jedenastek’ był Antonin Panenka. W finale Mistrzostw Europy 76′ pomiędzy Niemcami i Czechosłowacją, wykonywał decydujący rzut karny przy stanie 4:3 dla naszych południowych sąsiadów. Czech zmylił Seppa Maiera i posłał piłkę w środek bramki z prędkością 1 mili na godzinę!. Od tamtej pory ten styl ma swoich, lepszych lub gorszych naśladowców. Podobna idea przyświecała widocznie również Pawłowi Brożkowi w meczu z Legią:

Są jednak takie sytuacje, których nie poradziłaby sobie nawet nasza babka. W sporcie wiele osób i rzeczy może mieć wpływ na boiskowe niepowodzenia. Historia zna przypadki przestrzelonych jedenastek przez źle ustawioną piłkę czy też nieszczęsny kępek trawy. Jeżeli grasz wyjazdowy mecz, możesz też liczyć na 'wsparcie’ miejscowych kibiców, którzy zrobią wszystko aby cię zdekoncentrować. Ale jak można samemu przyczynić się do straty gola przez ukochany zespół? Odpowiedz znają tylko fani Manchesteru City. W 4. Rundzie Pucharu Anglii, Sheffield United zmierzyło się na własnym boisku z The Citizens. W 12. minucie gospodarze ruszyli z kontrą na bramkę przeciwników. Piłka po dośrodkowaniu z lewego skrzydła odbiła się od 2 baloników, wskutek czego Michael Ball nie był w stanie jej wybić i futbolówkę bramki skierował napastnik Sheffield:

Barry Hatch, który wniósł balony na stadion Sheffield United w rozmowie ze Sky Sports powiedział, że jako kibic Niebieskich i członek fanklubu, od 5 lat wnosił balony na stadion jako cześć oprawy meczowej.

„Zazwyczaj przynosimy ok. 200-300 balonów na mecz, ale wczoraj zabrałem 1500”
„Mówiono mi od kilku lat, że to w końcu stworzy akcje podbramkową i będzie nas kosztować gola i niestety wczoraj tak się stało.”

No cóż, w końcu się chłop doigrał!

Przed nami EURO 2008. Prawdziwa piłkarska uczta, w dodatku z udziałem polskiej reprezentacji. Jestem przekonany, iż w głowach kibiców po turnieju w Austrii i Szwajcarii pozostaną niezapomniane bramki i zwroty akcji ale także niesamowite pudła, przestrzelone karne oraz gole samobójcze. Nie przewiduje jedynie, aby w głównej roli wystąpiły baloniki ;-). Niemożliwe nie istnieje? Piłkarze udowadniają, że jednak istnieje.

Przewiń na górę strony