Nie przegap
Strona główna / Ogólne / Być kibicem – duma czy wstyd?

Być kibicem – duma czy wstyd?

Stretford End - Manchester United
Płakałem kiedy Peter Schmeichel wznosił puchar Ligi Mistrzów, płakałem kiedy Solskajer kończył karierę. Płaczę wspominając tragedię w Monachium i śmierć George’a Besta… Łzy są nieodłączną częścią życia każdego kibica. Towarzyszą nam zawsze, choć w skrajnie różnych sytuacjach. Zależnie od okoliczności są to łzy zwycięstwa, lub bólu i rozgoryczenia.

Więź łącząca mnie z Manchesterem United sprawia, że czuję się częścią diabelskiej wspólnoty i myślę, że mogę nazwać się prawdziwym kibicem. Zapewne wielu z Was, Czytelnicy odczuwa podobnie. Ale czy zastanawialiście się kiedyś, kim tak właściwie jest prawdziwy kibic? Czym w ogóle jest kibicowanie? I wreszcie, czy bycie kibicem to zaszczyt, czy może wstyd?

Duma

Aby odpowiedzieć na pytanie, czym w istocie jest kibicowanie posłużę się prostym przykładem. Wyobraźmy sobie, że właśnie trwa mecz, którego wynik zadecyduje komu przypadnie miano najlepszego w Premiership. Manchester United prowadzi z Arsenalem, zbliża się koniec spotkania. Pozostał już tylko doliczony czas gry… Jeszcze minuta… Ostatni gwizdek! Jeeeeest! Neville biegnie przez boisko i wznosząc wysoko ręce w geście triumfu daje wszystkim fanom znak do świętowania.

FergieCzerwone Diabły zdobywają trofeum. Rozpiera mnie duma. Mój klub, MY zdobyliśmy puchar. Znowu okazaliśmy się najlepsi. Piłkarze biegną wokół stadionu pozdrawiając kibiców. Oddają ukłony w stronę tych, którzy wierzyli w ich końcowy sukces. Dziękują za wsparcie w trudnych chwilach. Dziękują swoim kibicom. Dziękują NAM. Widząc dekorację zwycięzców, czuję się jakbym wznosił puchar razem z Sir Alexem i zawodnikami. Skaczę z radości. Po twarzy spływają mi łzy. Łzy zwycięstwa. Całuję diabełka na piersi. Wieszam za oknem szalik w dumnych, diabelsko czerwonych barwach. Czasem odnoszę wrażenie, że cieszę się z tego triumfu bardziej niż zawodnicy na murawie. No ale w końcu to też MÓJ sukces. Sukces wszystkich kibiców. Prawdziwych kibiców.

W sercu mam malutkie Old Trafford

Wydarzenia dotyczące ekipy z Old Trafford rozgrywają się również we mnie. W moim umyśle, w mojej duszy, w moim sercu. Może brzmi to górnolotnie, ale trudno inaczej określić tą szczególną więź łączącą mnie z drużyną Czerwonych Diabłów. Razem z Sir Alexem zastanawiam się nad skompletowaniem składu. Wspólnie z Gillem przeżywałem dylemat sprzedaży klubu. Udzielają mi się emocje piłkarzy podczas meczu. Brakuje jeszcze tylko tego, abym chwytał się za portfel przed kupnem kolejnego zawodnika. Na szczęście Glazer mnie do tego nie zmusza.

Codziennie muszę przeczytać odpowiednią porcję informacji o United. Jest to dla mnie tak oczywiste jak zjedzenie obiadu. Wracając ze szkoły siadam przed komputerem, klikam w link i po chwili przenoszę się do wirtualnego piekiełka, które co dzień dostarcza mi wieści z Old Trafford. Nigdy nie przechodzę obojętnie obok spraw związanych z klubem. Równie trudno przychodzi mi zignorować wypowiedź nieodpowiedzialnego internauty, który obraża Red Devils.

Szacunek

Kiedy czytam komentarze, w których ktoś obraża takich ludzi jak Sir Matt Busby, Sir Bobby Charlton, czy Sir Alex Ferguson nie wiem czy śmiać się z bezmyślności i niewiedzy autora, czy też na swój sposób dać mu w pysk. Dużo częściej skłaniam się ku tej drugiej opcji i w kilku dosadnych słowach tłumaczę delikwentowi co o nim myślę. Następnie podaję link do wikipedii, aby ignorant mógł przeczytać jak olbrzymi wkład włożyli tacy ludzie w rozwój nie tylko klubu, ale również całej światowej piłki. W końcu nie każdy otrzymuje tytuł sir, nieprawdaż?

Uważam, że szacunek należy oddawać każdemu zawodnikowi, który osiągnął status legendy we własnym klubie, czy reprezentacji swojego kraju. Wielu ludzi straciło sympatię do Zidane’a, kiedy ten został usunięty z boiska w finale Mistrzostw Świata w 2006 roku. Dla mnie Francuz zawsze był i pozostanie niekwestionowaną legendą piłki nożnej. Najlepszym piłkarzem moich czasów. Jest ideałem zawodnika w każdym calu. Nie mogłem ścierpieć, kiedy internauci pisali po tym pamiętnym meczu, jakim to Zidane jest miernotą, słabeuszem i w ogóle zerem. Zidane jest legendą i koniec.

Pamięć

Monachium 1958. Pierwsza data, która przychodzi mi na myśl, kiedy myślę o ważnej rocznicy związanej z United. Nie sposób nie pamiętać tej tragedii. Ludzie, którzy tworzyli klub, jego historię oraz potęgę – odeszli. W mgnieniu oka. W jednej chwili… My, jako kibice MU musimy o tym pamiętać i oddać cześć poległym w katastrofie. Jako, że rocznica tego tragicznego wydarzenia zbliża się wielkimi krokami, kibice oraz władze Czerwonych Diabłów czynią w tym celu przygotowania.

MonachiumNiedawno przeczytałem w Internecie informację, że podczas najbliższych derbów Manchesteru ofiary monachijskiej katastrofy mają zostać uczczone minutą ciszy. Po pewnym czasie pojawiła się druga wiadomość, w której zarząd klubu The Citizens wyraził obawę, że ich fani mogą nie uszanować tej decyzji i wyszedł z propozycją, aby zamiast tego oklaskiwano zmarłych piłkarzy. Ludzie, którzy uważają się za kibiców swojego klubu, a co za tym idzie także całej piłki nożnej nie potrafią okazać szacunku ofiarom tragedii? To co, że zawodnicy, którzy wówczas zginęli grali w czerwonych trykotach? Oprócz tego, że byli piłkarzami, byli również ludźmi i należy im się szacunek oraz pamięć całego piłkarskiego świata za wkład, jaki włożyli w rozwój tej dyscypliny. Katastrofa nie dotyczyła tylko United lecz wszystkich osób związanych z piłką nożną. Taka tragedia mogła wydarzyć się wszędzie, a zginąć mogli zupełni inni ludzie. Jednak niezależnie od barw klubu, jakie reprezentowali należy o nich pamiętać i okazać im szacunek. Człowiek, który nie potrafi tego zrozumieć, w mojej opinii nie może nazywać się piłkarskim kibicem.

Kibic – czasem się tego wstydzę

Kibice?Bywają momenty, kiedy słowo kibic nabiera negatywnego znaczenia. Ludzie często nazywają stadionowych chuliganów kibicami. To lekkomyślne stwierdzenie głęboko rani moją dumę kibica. Nie chcę być stawiany w jednym rzędzie z wandalami! Dla mnie piłka nożna to coś więcej niż wywijanie baseballem i wyrywanie krzesełek. Nie przychodzę na mecz w celu grillowania (spotkanie z kolegami z przeciwnej drużyny, bynajmniej nie chodzi o pieczenie kiełbasek). Wchodząc na stadion, obojętnie czy jest to Old Trafford, czy obiekt rywali chcę delektować się pięknem futbolu i wspierać dopingiem swoją drużynę. A jak tutaj wstać z uniesionym w geście zwycięstwa szalikiem i celebrować bramkę, kiedy nad głowami latają kawałki ogrodzenia, kamienie a ostatnio zauważyłem nawet bułki ze stadionowego barku. Co więcej, następnego dnia z gazet dowiaduję się, że kibice rozrabiali. Pytam się, jacy kibice?!

W 1985 r. na brukselskim stadionie Heysel odbył się finał Ligi Mistrzów. O trofeum miały rywalizować ekipy Liverpoolu i Juventusu. Zapowiadało się fascynujące spotkanie… Jednak belgijski obiekt nie został zapamiętany jako arena sportowych zmagań. Do dzisiaj w kręgach kibiców pozostaje synonimem śmierci i tragedii. Wydarzenia, jakie rozegrały się przed meczem na trybunach wstrząsnęły całym, nie tylko piłkarskim światem. Sportowe widowisko znalazło się w cieniu dramatu tysięcy ludzi, którzy rozpaczliwie szukając ucieczki, ginęli zadeptani przez spanikowany tłum. Prasa pisała: Dzień, w którym futbol umarł.

Jednym z kibiców, który miał zagrzewać swoją drużynę do walki był dziesięcioletni chłopiec, fan Juventusu. Przyjechał na mecz z tatą, mieli oglądać triumf Włochów na żywo. Zamiast tego widzieli śmierć. Przyszło im walczyć o życie. Szukali rozpaczliwie drogi ucieczki. Ojcu się udało, chłopiec nie miał tyle szczęścia. Zginął na stadionie. Był najmłodszą z 39 ofiar tragedii.

Pamiętam chłopaka, który klęcząc błagał o litość… – Giampietro Donamigo, kibic Juventusu

Media podały, że winni tragedii są fani Liverpoolu. Nieprawda. Ludzie, którzy zaatakowali nie byli kibicami, nie ma mowy. Czy kibic niesie ze sobą śmierć? Zabija z zimną krwią? Nie można nazywać morderców kibicami. Czy fakt, iż przebywali wówczas na stadionie, oznacza, ze można ich podpiąć pod społeczność fanów? Trzeba dać takim ludziom jasno do zrozumienia, że nie ma dla nich miejsca w piłkarskiej kulturze. My, prawdziwi kibice nie chcemy, aby ktokolwiek ginął za klub. Nie chcemy widzieć śmierci na stadionach. Przychodzimy, aby oglądać sportową rywalizację. Nie walkę o życie.

Kibic = chuligan?

Kiedy dziennikarze podają, że za zamieszki odpowiadają kibice czuję wstyd. W społeczeństwie powszechny jest stereotyp kibica-chuligana, który przychodzi na mecz tylko po to, aby wywołać bijatykę. Taka opinia jest dla mnie, prawdziwego kibica, niezwykle krzywdząca. Chcąc ją zmienić, musimy wyeliminować ze stadionów zjawisko chuligaństwa i pokazać ludziom, jak bawią się prawdziwi kibice. Spróbujmy ukształtować w świadomości społeczeństwa inny, pozytywny obraz fana. Zacznijmy od tego, że przestaniemy nazywać wandali kibicami.

Podsumowując, prawdziwy kibic to taki, który kocha swój klub, lecz równocześnie darzy szacunkiem rywali. Ponadto współtworzy kulturę tego przepięknego sportu, dba o jej nieustanny rozwój oraz wizerunek w oczach reszty społeczeństwa. Niestety nie każdy potrafi zrozumieć istotę i sens kibicowania. Przez ludzi ze stadionowego marginesu, którzy ponad sportowe widowisko stawiają efektowną rozróbę, muszą cierpieć rzesze prawdziwych fanów. Grupa chuliganów sprawia, że ze świadomości kibiców nie może na stałe zniknąć słowo wstyd.

Przewiń na górę strony