Nie przegap
Strona główna / Inny punkt widzenia / Ryanie, prowadź nas właściwą drogą

Ryanie, prowadź nas właściwą drogą

Ryan Giggs
Carlos Tevez znów na celowniku kibiców Manchesteru United, nie wiadomo który to już raz. Od czego się zaczęło? Najpierw nie podobało się nikomu, że jest mały i być może trochę gruby. Później wszyscy mieli do niego pretensje, że podczas nieobecności Rooneya (sierpień, wrzesień) nie prezentował wspaniałej formy, którą rzekomo miał zadziwiać wszystkich kibiców. I wreszcie punkt kulminacyjny – pudło w 90. minucie meczu z Manchesterem City, które mogło nam dać jeden punkt. Mecz przegraliśmy, więc kozłem ofiarnym został Tevez. Po sobotnim meczu z Boltonem jest podobnie.

Wszystko za sprawą strzału z 72. minuty, kiedy Argentyńczyk z jednego, czy może dwóch metrów pomylił się i nie trafił w bramkę. Mecz przegraliśmy 1:0, winą zaczęto obwiniać Teveza, bo przecież po raz drugi miał on doskonałą okazję do zdobycia bramki. Nie mam zamiaru tutaj przesadnie bronić Teveza, bo doskonale rozumiem, że napastnik jego pokroju powinien bez problemu pokonać bramkarza rywali w takiej właśnie sytuacji. On tego nie zrobił i doprowadził zdecydowaną większość kibiców „Czerwonych Diabłów” do zdenerwowania. Szkoda tylko, że zapomnieli oni o dwóch kwestiach – w tym meczu cała drużyna zagrała poniżej przeciętnej i tak naprawdę mecz ten przegrany został na własne życzenie. Nie możemy obwiniać Teveza, że zagrał słaby mecz, bo zawodnik ten w tygodniu spędził w samolocie ponad 20 godzin; wrócił do Anglii dzień przed meczem z „Kłusakami” na pewno zmęczony i zły na inny niż w Argentynie czas. To dało się we znaki podczas meczu na Reebok Stadium i z pewnością to przyczyniło się do tego, że zaliczył słaby występ.

Może Tevez ma jakieś problemy prywatne? Nie wiemy tego i prawdopodobnie się nie dowiemy, ale coś mi osobiście nie podoba w ostatnich dniach. Naprawdę coś złego dzieje się z Tevezem. Najpierw mówi, że nie da rady zagrać z Boltonem, gdyż niby jest zmęczony ciągłą grą. Później nakrzyczał na Fergusona, kiedy ten spytał go czy chce usiąść na ławce. Teraz Argentyńczyk zaczyna tematy swojego ukochanego klubu z dzieciństwa, mam tutaj na myśli jego klub, w którym już kiedyś grał – Boca Juniors. Kiedyś spotkałem się z taką wypowiedzią z jego ust, że chce skończyć karierę we wczesnym wieku, teraz jednak dodaje, że mając 28 lat chce wrócić do Argentyny i chce grać w Boca. Każdy ma swój ulubiony klub, każdy sympatyzuje jakiejś drużynie, ale jeśli aktualnie reprezentuje inną ekipę, to powinien przynajmniej o swojej sympatii nie wspominać, z przyzwoitości. Carlos powiedział, że mimo wszystko teraz jest zawodnikiem United i na grze tylko dla tej drużyny chce się teraz skupić. Coś jest jednak nie tak, bo po raz kolejny powtarza o grze dla Boca. Nie możemy więc być pewni tego co mówi. Zwłaszcza, że gdy gorączkowo chciał odejść w lecie z West Hamu, to pokusił się nawet o stwierdzenie, że kocha Inter i chciałby występować w tym klubie. Tevez jako piłkarz jest bez wątpienia wspaniały, ale to co mówi powoduje, że ludzi bardziej od siebie odpycha niż przybliża.

Mimo wszystko, szkoda jest mi niektórych ludzi, zawzięcie komentujących nowe wiadomości na jednej z polskich stron o United. Jeden napisał, że jeśli Tevez będzie marnował takie okazje jak ta w meczu z Boltonem, to może odejść nawet w styczniu. To ja teraz odpowiem temu, co napisał ten komentarz. Pamiętasz mecz chociażby z Chelsea, gdzie piłkarz ten w znacznym stopniu przyczynił się do wygranej? Czy pamiętasz inne mecze, gdzie przy kiepskiej formie reszty kolegów potrafił wzorowo współpracować z Rooneyem i zapewniać kolejne zwycięstwa? Smutne jest to, że większość polskich kibiców nie utożsamia się z drużyną i potrafi wspominać tylko o rzeczach złych, jakby nie chcąc nawet spróbować dostrzegać tych wszystkich pozytywnych, kolorowych, barwnych, dających sens kibicowaniu.

Wróćmy jednak już na ścieżkę piłkarską, a konkretniej do meczu z Boltonem. Sprawa Teveza zamknięta, pora zająć się kimś innym. Cała drużyna zagrała słabo, nawet jeśli jeden z zawodników czasem pokazał umiejętności godne oklasków, to w przeciągu całego spotkania nie zachwycił niczym wielkim i nie wpłynął korzystnie na grę drużyny. I teraz doszliśmy do tego momentu, zapytam – kto zawinił najbardziej? Zawinił zdecydowanie Ryan Giggs. Uwielbiam tego piłkarza, darzę go niesamowitym szacunkiem, zresztą jakbym nie mógł inaczej traktować żywej legendy mojego ulubionego klubu. Spójrzmy jednak prawdzie prosto w oczy. Walijczyk od początku sezonu nie jest tym zawodnikiem co kiedyś. Rozumiem, mówiło się żebyśmy dali mu czas, nie jest już młody i jest mu trudniej znaleźć motywację do gry. Jednak kończy się już listopad, a Giggs jak grał kiepsko, tak gra teraz. Kiedy on się w końcu obudzi? Zdaję sobie sprawę z tego, że często asystuje, ale jego gra jest bezbarwna, taka bezpłciowa. Zrezygnował z występów w kadrze, żeby się skupić na Manchesterze United. Podczas gdy inni piłkarze byli na zgrupowaniach, Ryan brał udział w lżejszych sesjach treningowych z innymi zawodnikami, którzy nie pojechali na kadrę oraz z niewąską grupą juniorów. Liczymy na doświadczenie Walijczyka, bo jest ważne. Często jest tak, że nic nie gra, a nagle jak pada bramka, to po asyście Giggsa. Jednak mimo wszystko wygląda to tak, jakbyśmy grali w „10” i byli pozbawieni jednego skrzydła. Na dzień dzisiejszy większym ryzykiem jest wystawianie Giggsa do pierwszego składu niż Naniego – a wiem, że są tacy, co uważają odwrotnie. I tutaj mój wniosek – Sir Alex Ferguson chyba na siłę chce, by Ryan pobił rekord Bobby’ego Charltona odnośnie liczby występów w United. Przecież i tak wiemy, że to zrobi, ponieważ w klubie spędzi jeszcze co najmniej 1,5 roku, a do wyrównania osiągnięcia Charltona brakuje mu ponad 20 spotkań.

W moim wpisie chciałem przedstawić wszystkim czytającym mój tok myślenia, oczywiście nikt nie musi się ze mną zgadzać. Uważam jednak, że powinniśmy rozważyć to, co się w klubie dzieje na spokojnie, a nie krytykować każdego dookoła. Taka jest prawda, usprawiedliwić Teveza damy radę, ale Giggs powinien mimo wszystko zaprezentować się lepiej od reszty, powinien dowodzić naszą drużyną nie tylko pod kątem opaski kapitana, a nie po raz kolejny tak naprawdę osłabiać naszą drużynę. Może zostanę skrytykowany, ale uważam, że musimy przez pewien czas „olać” Walijczyka i pokazać mu, że jeśli jest słaby to nie gra. Może się w końcu za siebie weźmie, a my przez kilka spotkań pogramy portugalskimi skrzydłami. Niech nas później odrodzony Ryan prowadzi do sukcesów, a to potrafi doskonale.

Przewiń na górę strony