Nie przegap
Strona główna / Offtopic / Daleko od Manchesteru, odcinek 5 – Gimmie Five!

Daleko od Manchesteru, odcinek 5 – Gimmie Five!

Selin chodziła struta cały tydzień. Było jej wstyd. Za to, jak zachował się jej chłopak, nie za to, że próbowała pocałować księdza. Kolorowe kobiece pisma jasno piszą, że o swoje szczęście trzeba walczyć i nierzadko mu dopomóc, oraz że każda bariera jest do pokonania.

» Poprzedni odcinek

Nie pisały wprawdzie wprost, że również ta z celibatem, ale warto było spróbować. Natomiast Ariel przesadził. Nie miała nad nim takiej władzy, aby przemówić mu do rozsądku i przekonać go, aby nie szedł z nią oglądać meczu Polaków. A potem, we wtorkowy wieczór, przeżywała katusze i co chwila drżała o życie i zdrowie ojca Łukasza.

Obawiała się teraz powtórki z rozrywki, dlatego już w środę, po bądź co bądź historycznym remisie, zaczęła pokasływać i udawać, że non stop kicha, by móc wiarygodnie udawać chorą, gdy przyjdzie czas ponownego spotkania ze znajomymi ze wsi. Ariel zdawał się jednak nie zauważać pogarszającego się stanu zdrowia swojej dziewczyny i co dzień powtarzał, że jak w sobotę pójdą do tego starego pryka, to znów będzie miał rękę na pulsie.

– Ale wiesz misiu, ja chyba nie dam rady w ten łikend iść do pana Jana na wspólne oglądanie meczu diabłów. Jakoś nie najlepiej się czuję – powiedziała, kaszląc delikatnie w dłonie Selin.
– Co ty gadasz, do soboty będziesz zdrowa jak ryba i pójdziemy tam razem. Już ja dopilnuję, by tym razem siąść koło ojczulka – odpowiedział chłopak, grożąc przy tym placem w powietrzu.
– Ale misiu, przecież Ty nie możesz siedzieć. – zawahała się dziewczyna – Przecież Cię wtedy pogryzł ten zazwyczaj niezwykle spokojny i uroczy…
– Milcz! Poduszkę sę wezmę, nie? Mogę zresztą stać. Toć to tylko dwa razy 45 minut plus 15 minut przerwy, czyli ten no, razem to będzie…
– Razem to może być nawet jakieś 110 minut misiu, bo w tej Anglii to sędzia zawsze sporo dolicza. – powiedziała pewnym głosem Selin.
– Czy ty coś insynuowujesz? Że nie wystoję? Hę? – uniósł się honorem Ariel.
– Nie, nie misiu, Ty byś nie wystał? No jakże śmiałam wątpić. Tylko że ja naprawdę mogę mieć temperaturę i wtedy ani myślę wychodzić z domu.
– Dobra, nie panikuj. Toć widzę, że nic ci nie jest, do soboty będzie git.

Selin jednak za wszelką cenę chciała nie móc iść w łikend do pana Jana, stąd wpadła na pomysł zjedzenia surowego ziemniaka w piątek pod wieczór. Pamiętała z czasów liceum, że koledzy tak robili przed klasówkami z matmy. Prawie zwymiotowała, jedząc kartofla w swoim pokoju, ale ze spokojnym sumieniem położyła się spać.

Sobotni poranek przywitał wieś słońcem i lekkim wiaterkiem. Celinę przywitał bólem brzucha i zawrotami głowy. Zamiast upragnionej gorączki, dziewczyna miała zatrucie pokarmowe. Nie musiała wymyślać pretekstu, by nie wychodzić z domu, bo i tak nie czuła się na siłach, aby się ruszyć choćby z łóżka. Gdy Ariel wpadł około południa, by się umówić na wieczorne wyjście, zastał swoją lubą bladą jak ściana i słabą jak gówno. Machnął tylko ręką i opuścił domostwo.

Selin spała do godziny rozpoczęcia meczu, potem się obudziła i wierciła na łóżku. Trochę żałowała, że nie ma jej ze znajomymi, ale z drugiej strony była wdzięczna losowi, że jej dopomógł uchronić duszpasterza od nieprzewidywalnego, trochę za mocno kochającego ją Ariela. Jakież było jej zdziwienie, gdy kwadrans po 19-stej usłyszała głośne pukanie do drzwi pokoju.

– Szczęść Boże! – huknął od progu ksiądz Łukasz. Tuż za nim rozległo się chóralne „Niech będzie pochwalony” wypowiedziane przez Gertrudę i Jakuba. Oto ta trójka postanowiła w geście dobrej woli odwiedzić dziewczynę, która zaniemogła, w jej własnym domu. Przyniosła ze sobą laptopa ministranta i obwieściła, że pan Jan nie miał absolutnie nic przeciwko, aby zostawili go przed telewizorem („Nie będę oglądał meczu na tym małym nie wiadomo czym! Mój odbiornik to mój odbiornik, mój fotel to mój fotel, mój Brutus to mój pies, ale wy idźcie z Bogiem. Życzcie dziewczynie szybkiego powrotu do zdrowia.”) i przybyli z odsieczą do domu Selin.

Mimo nie najlepszego samopoczucia dziewczyna nie mogła powstrzymać uśmiechu radości, który co rusz wkradał się na usta. Gdy tylko Kuba włączył stream, cała trójka zasiadła na łóżku Selin i kontynuowali oglądanie w najlepsze. Ku kolejnemu zaskoczeniu chorej, po pierwszej połowie Czerwone Diabły prowadziły już 3:0 z tymi Cudakami z Boltonu („A może to Wędrowcy?”, zastanawiała się Selin, ale szybko dała sobie na spokój). Drużyna z Manchesteru dołożyła jeszcze dwie bramki (po tej drugiej, a zarazem ostatniej, Gertruda nie posiadała się z radości – jej ulubieniec ustrzelił coś z czapką. Selin nie do końca rozumiała, co krzyczała jej młodsza koleżanka, ale wyraźnie słyszała słowo ‘hat’). Po zakończeniu spotkania niespodziewani goście życzyli swojej koleżance szybkiego powrotu do zdrowia i rozeszli się do swoich domów, a wniebowzięta Selin usnęła głębokim i spokojnym snem.

Przewiń na górę strony