Nie przegap
Strona główna / Naszym okiem / Naszym okiem: United – Reading

Naszym okiem: United – Reading

Cristiano Ronaldo - Manchester United vs. Reading
Wielkie rozczarowanie i falstart. Rozpoczęcie tego sezonu ligowego nie należy do tych z serii udane. Oczywiście, United zasługiwało na zwycięstwo, ale na tym koniec. Strzałów i sytuacji podbramkowych bez liku. Brakowało tylko wykończenia. Uraz Rooneya to najgorsze co mogło się stać. Manchester został na boisku bez napastnika. Tak, nie usprawiedliwia to innych piłkarzy, chociażby Ronaldo i Giggsa. Druga połowa – murowanie bramki przez Reading. Spotkanie po przerwie bardzo przypominało marcowy mecz z Blackburn rozegrany na Old Trafford, a ściślej mówiąc jego drugą część. Jednak tam padały bramki, dzisiaj ich nie ujrzeliśmy.

Pierwsze 15 minut spotkania zostało przeze mnie przegapione. Powód jest prosty. Cyfra+ nie działała. Potem mogłem już spokojnie oglądać pojedynek. Reading starało się atakować, grać agresywnie. I tak minęło nie całe 300 sekund. Po owym czasie inicjatywę przejął Manchester, co dziwić nie może. Akcje były bardzo szarpane, zresztą jak i przez większość meczu. Piłkarze grali zrywami, czy to Giggs, Ronaldo, Rooney. Ten ostatni bardzo się starał, jak zwykle walczył. A najlepszy piłkarz Premiership poprzedniego sezonu zaangażował się w grę obronną. Wykonał nawet raz imponujący jak na niego wślizg. Odniosłem wrażenie, że chce być takim prawdziwym liderem, co nie do końca się udało.

Bardzo mało widoczny Scholes, powiedziałbym wręcz, że Paul spał. Przyczajony, poruszający się blisko Vidica. Co innego Michael Carrick, który wykazywał dużą aktywność. Para stoperów ustawiona w bardzo dużej odległości od siebie. Ferdinand przemykał sobie niemal przy samej linii bocznej, a w pewnych momentach sam wprowadzał piłkę do ataku, zatrzymując się dopiero na 30 metrze od bramki przeciwnika. Można byłoby wziąć go za rozgrywającego. Brown ustawiony bardzo wysoko, niczym prawoskrzydłowy. Wynikało to wszystko z zepchnięcia do defensywy Reading. Ahh, byłbym zapomniał. Silvestre, który grał dobrze, aczkolwiek bez błysku. Wielu cieszy na pewno, że nie popełnił żadnych rażących błędów do czego potrafił przyzwyczaić. Powrót do składu innych zawodników ograniczy oczywiście występy Francuza.

Druga połowa, na boisku pojawił się Nani za Rooneya. Chciałem już napisać debiut portugalskiego skrzydłowego, ale zdążyłem ugryźć się w język, a dokładnie w palec. Zapomniałem kompletnie o spotkaniu z Chelsea. Więc debiut Naniego w Premiership i wszystko jest poprawnie. Czerwone Diabły starały się za wszelką cenę strzelić bramkę i za to im chwała. Tylko, że obrona Reading grała mądrze a na bramce stał nie byle kto – Hahnemann. Wiem, wiem, że nie znane szerzej nazwisko, no ale trudno. Nie może on się równać z Jerzym D. jeśli chodzi o medialność.

United robiło dużo szumu, lecz zbyt wiele składnych akcji nie było. Jak już wspomniałem gra była szarpana. To, co mnie bolało to obecność na boisku zbyt wielu liderów – Ronaldo, Nani, Scholes, Carrick, Giggs. Nie mam na myśli tego, żeby zdjąć kilku z nich, jednak powinni grać razem. Brakowało wspólnych akcji, oczywiście takie się zdarzały, lecz było ich zbyt mało. Częściej jeden piłkarz próbował sam rozstrzygnąć losy spotkania i przedryblować chociażby dwóch rywali. A jak wiadomo, siła złego na jednego. Brak tutaj takiego jednego piłkarza, który jasno dałby do zrozumienia: ja jestem liderem, ja rozgrywam. Pewien rudowłosy piłkarz powinien to zrobić. I nie mam tutaj na myśli Dave’a Kitsona, który na boisku 2 minut nie spędził. Poza tym wielu zawodników było bardzo wszędobylskich. Jakby brak przypisanych pozycji. I to raczej nie tędy droga. Wymienność pozycji, rozumiem, ale wszystko ma swoje granice.

Cóż zrobić, jeden punkt to jak porażka i czołówka odskoczyła już po pierwszej kolejce. W poprzednich rozgrywkach United zaliczyło świetny start i liczyłem na powtórzenie tego wyczynu. Teraz trzeba gonić. Czekam na jedno. Duet napastników to jest to. Pod koniec na szpicy wystąpił John O’Shea, trochę to takie z serii, śmiać się, czy płakać. Jestem pewien tylko jednego, szybko muszę zakupić jakiś worek bokserski do odreagowywania po spotkaniach Diabłów. Szkoda niszczyć fotel, pilot, łóżko i ściany…

Przewiń na górę strony