Nie przegap
Strona główna / Manchester United / Pozostała duma i wiara

Pozostała duma i wiara

Pierwszą fazą jest zawsze szok i zaprzeczenie. To niemożliwe, to się nie stało, to jakiś zły sen. Przez tę fazę w różnych momentach swojego życia każdy musi przejść. Kibice Manchesteru United przechodzą ją 8. maja 2013 roku. Faza zaprzeczenia nie trwa jednak długo, po czasie musimy przyznać, że to prawda. Sir Alex Ferguson odchodzi na emeryturę. Tym razem raczej już nie odwiedzie go od tego żona Cathy ani nikt inny. Teraz ten koszmar każdego fana United staje się faktem. Gdy już dopuścimy do głowy tę informację, do głosu dochodzą głębsze emocje. Z nimi każdy wierny fan tego wspaniałego zespołu musi sobie jakoś poradzić. W moim wypadku w tym celu najlepiej sprawdza się pisanie.

Parę miesięcy temu, we wrześniu 2012 roku, miałem zaszczyt kreślić słowa, które później stały się wstępem do wydawanej w Polsce biografii sir Alexa Fergusona pt. „Futbol cholera jasna!”. Jeszcze nieświadom tego, jak złym będę prorokiem, poświęciłem sporą część tamtego tekstu chwili, o której wiedziałem, że w końcu musi nadejść, chwili, w której na ławce trenerskiej Manchesteru United zabraknie sir Alexa Fergusona. Wtedy, mimo że jak każdy z nas wiedziałem, że z każdym rokiem ten moment zbliża się nieubłaganie, to jednocześnie była to dla mnie sytuacja tak abstrakcyjna, że aż nieomal niewyobrażalna. Wtedy słowa, które wychodziły spod moich palców brzmiały niczym fantastyka popularno-naukowa. Bo w końcu to nie może stać się teraz, prawda? Za dwa lata, trzy, może pięć, a może jeszcze więcej, no, ale nie teraz. Jednak TO dzieje się właśnie teraz. Wtedy, o dzisiejszym dniu pisałem tak:

Mówi się, że nie ma osoby ważniejszej niż klub. To prawda. Piłkarze przemijają, trenerzy również, jedyne co trwa to klub i to ku niemu powinna być skierowana wierność kibiców. Jednak dla mnie, jako osoby, przez której całe życie u steru drużyny z Manchesteru stał jeden Szkot, Sir Alex Ferguson to Manchester United, a Manchester United to Sir Alex Ferguson. Wiem też, że w swojej opinii nie jestem odosobniony wśród sympatyków tego klubu. My, kibice United z przełomu wieków, nie znamy świata bez jego zaczerwienionej z emocji twarzy na ławce rezerwowych, bez szczęki nieustannie żującej gumę, bez osławionej suszarki, bez grymasu złości i zaciśniętych pięści, kiedy drużyna gra źle, ale także wybuchów radości po golach. Bez szalonych i krytykowanych, a w ostateczności genialnych transferów, bez tak zwanych „mind games” z innymi trenerami, bez nieustannej krytyki sędziów, a nawet bez wielu kontrowersyjnych decyzji takich jak rzucenie butem w Davida Beckhama, a także bez wielu, wielu innych małych i wielkich rzeczy, które robił, a które mógłbym wymieniać jeszcze długo. Przeraża nas i paraliżuje wizja tego, że kiedyś przecież Szkot przejdzie w końcu na zasłużoną emeryturę. Dla kibica United ten nieuchronny scenariusz to najgorszy koszmar, który śni mu się po nocach. Trudno się dziwić, odchodzili od nas najwięksi piłkarze: Cantona, Beckham, Nistelrooy, Ronaldo, a jednak zespół trwał nienaruszony i z każdym odejściem stawał się silniejszy. Na odejście Cantony odpowiedział „The Treble”, na odejście Beckhama Pucharem Anglii, po Nistelrooyu przyszły 3 tytuły mistrzowskie z rzędu i Liga Mistrzów, a po Ronaldo mistrzostwo Anglii i finał Ligi Mistrzów. Tym, który to umożliwiał, który spajał drużynę w jedność mimo wykruszania się najmocniejszych ogniw był jej trener. Dobry kowal przekuje nawet najbardziej uszkodzony łańcuch w nowy, jeszcze wytrzymalszy, co jednak jeśli zabraknie kowala? Czy klub utrzyma się na szczycie, kiedy na ławce nie będzie już Fergusona? Oczywiście każdy ma taką nadzieje, jednak ciężko zapomnieć, co stało się po odejściu równie legendarnego trenera, prowadzącego United przez 25 lat sir Matta Busby’ego. To właśnie historia klubu w latach 70 ubiegłego wieku łatwo tłumaczy, dlaczego tak paraliżująca jest wizja zmiany trenera. Jednak sir Alex zapowiada, że nie zostawi drużyny nieprzygotowanej i odejdzie tylko, jeśli będzie miał pewność, że zostawia następcy najmocniejszą drużynę, jaką stworzył. Jeśli mu się to uda, będzie to kolejny przyczynek do jego, jakże już rozbudowanej, legendy. Z drugiej strony to nie tylko troska o dobro klubu powoduje, że drżymy na myśl o tym dniu. My go przecież kochamy! Kochamy tak samo, jak kochamy ten klub, gdy on odejdzie, klub będzie trwał, ale w kibicach coś umrze na zawsze.

Dziwnie czyta się te słowa dziś, w dniu, gdy właśnie coś umiera w nas na zawsze. Okazuje się jednak, że na pogorzelisku emocji coś również zostaje. Te dwa uczucia to duma i wiara. Duma, bo żyliśmy w czasach tak wielkiej osobistości, bo mieliśmy okazję kibicować zespołowi kierowanemu przez największego trenera w dziejach. Duma, która w moim przypadku ma szczególne znaczenie, bo kilkukrotnie udało mi się zobaczyć Wielkiego Szkota z bliska, bo siedziałem jak zauroczony w Teatrze Marzeń, słuchając jego przemowy i podziękowań, które wygłosił na koniec mistrzowskiego sezonu 2010/2011, duma, bo mogłem oglądać z trybun kilku różnych stadionów drużynę przez niego stworzoną. To są przeżycia, o których opowiadać będziemy wnukom i to są emocje, których prawdopodobnie nie przeżyją przyszli kibice United, to my jesteśmy tymi, którym oni będą zazdrościć życia w Jego czasach. Dlatego powinniśmy odrzucić smutek i tęsknotę i przekuć te uczucia w dumę. Jeśli kiedyś zapytają się ciebie, co czułeś, kiedy na emeryturę przechodził sir Alex, to odpowiedź może być tylko jedna: dumę, cholerną dumę.

Bo powinniśmy być dumni, a także powinniśmy wierzyć. Wierzyć, że będzie dobrze, że musi być, bo jak może być inaczej? Mnie również przeraża pytanie: co dalej? Nie chcę nawet myśleć o tym, kto zostanie następcą, jak to wydarzenie wpłynie na klub, ani rozważać, jak dziwnie będą wyglądały teraz mecze bez sędziwego Szkota na ławce trenerskiej. Posiadam silną wiarę i jej się trzymam. Jest to wiara w jedynego prawdziwego Boga Futbolu, sir Alexa Fergusona. Bo przecież obiecał mi, że nie odejdzie, jeśli drużyna nie będzie na to przygotowana, że zostawi w rękach swojego następcy naoliwioną maszynkę do wygrywania trofeów. I chociaż można mieć pewne racjonalne wątpliwości, czy ta drużyna jest najlepszą, jaką Szkot stworzył, to racjonalność nie ma tu nic do gadania, liczy się wiara. W końcu przecież On nie odchodzi całkowicie, a jedynie usuwa się w cień, dając pole do popisu młodszym. Nie będzie jednak przypatrywał się bezczynnie, zachowa stanowisko dyrektora, które pozwoli mu posterować klubem jeszcze przez kilka lat na tyle, aby turbulencje powstałe po tej zmianie warty nie były zbyt dotkliwe. Stary pilot przekazuje ster młodemu, ale samolot leci dalej. Scenariusz, którego doświadczył ten klub po odejściu poprzedniego trenera-legendy, sir Matta Busby’ego nie powtórzy się, bo nie może, nie ma takiej możliwości. Taka jest moja wiara, a to jej wyznanie.

Jeśli więc, podobnie do mnie, również walczycie teraz z myślami i emocjami i chcecie sobie to wszystko jakoś uporządkować, to pamiętajcie o jednym. Pewna era przemija, ale pozostaje duma i wiara. Bo w końcu Man United will never die”.

 

Autor: Łukasz Lamparski

Przewiń na górę strony