Nie przegap
Strona główna / Liga Mistrzów / Do stanu 4:0 żadnych „Viva Ronaldo”!

Do stanu 4:0 żadnych „Viva Ronaldo”!

Pewnej grupie polskich kibiców Manchesteru nie mógłbym ostatnio nie zazdrościć. Wyjazd do Madrytu na pierwszą część najbardziej prestiżowego dwumeczu z naszym udziałem od wielu, wielu lat na pewno był świetnym przeżyciem. Wśród paru multimediów z ich wyprawy natrafiłem na komentarz, który jest wyrazem niezadowolenia ze zbyt rzadkiego chwalenia Ronaldo przez sektor przyjezdnych. I słusznie – pomyślałem.

Po tym, co zrobił dla Manchesteru United ten zawodnik dziwne, by fani Czerwonych Diabłów nie mieli w swej pamięci na stałe zarezerwowanego miejsca dla Portugalczyka. Po kilku latach od odejścia wciąż wielu z nas kibicuje mu w batalii przeciw Messiemu i reszcie na Półwyspie Iberyjskim oraz wysławia jego umiejętności, osiągnięcia i profesjonalizm, za niebyłe przyjmując choćby słowa o byciu niewolnikiem. Trudno, by w takim rzeczy stanie przy okazji pierwszego starcia z United od czasu rozłąki nie słychać było Viva Ronaldo. Ale bez przesady!

Gramy na śmierć i życie z drużyną z najściślejszego światowego topu o coś więcej niż awans do ćwierćfinału Ligi Mistrzów, a Cristiano Ronaldo, choć chcielibyśmy inaczej, jest w obozie wroga. Ba, on nimi dowodzi, walczy w pierwszym rzędzie i tworzy największe spustoszenie ze wszystkich piłkarzy Realu! My mu mamy w takiej chwili śpiewać, dopingować, mamy go hołubić, gdy on szykuje się do zadania morderczego sztychu mizerykordią?

Pewnie przegiąłem, w meczowych emocjach nazywając go „ciulem”, ale przez 90 czy nawet 120 minut nadchodzącej bitwy na Old Trafford fani powinni skłaniać się raczej ku mojej opcji aniżeli do pieśni chwalebnych.

Chyba że wyjdziemy na prowadzenie, powiedzmy, czterobramkowe – wówczas niech docenią nawet zdolności aktorskie Sergio Ramosa.

Przewiń na górę strony