Euro 2012 zbliża się wielkimi krokami. Już za niecały rok trzeba będzie pokazać się z jak najlepszej strony i to nie tylko sportowo, ale i organizacyjnie. Nasza reprezentacja remisuje ostatnio bramkowo z Meksykiem i Niemcami. Wyniki nie są złe, gra naszych piłkarzy też znacznie się poprawiła. Natomiast humory i nastawienie polskich kibiców do reprezentacji wydają się być… coraz gorsze.
Dawno temu w Polsce…
Choć poziom gry polskiej reprezentacji od wielu lat nie był najwyższy i potrafiliśmy koncertowo i wysoko przegrać, na przykład z Hiszpanią, to piłka nożna i reprezentacja miały stałe miejsce w sercach Polaków. Potrafiliśmy przegrywać i mimo wszystko chodzić tłumnie na mecze naszej kadry z uśmiechem na twarzy, śpiewać, bawić się i wspierać naszych piłkarzy. Wyniki, choć ważne dla nas, nie były w stanie odstraszyć kibiców od meczów kadry. Dlaczego zatem teraz, gdy remisujemy z trzecią drużyną świata, kibice na stadionie nie potrafią dobrze się bawić?
Alkoholowe zgrupowania
Wszystko zaczęło się od Peszki oraz Iwańskiego i ich „wyskokowej” imprezy. Nieraz już słyszeliśmy o poczynaniach polskich reprezentantów na zgrupowaniach kadry, nie robiło to na nas wrażenia. Ale gdy nasz kapitan Żewłakow do spółki z Borucem zawtórowali, nie było nam już do śmiechu. Zawsze to Żewłakow interweniował u trenera, tłumacząc piłkarzy, a teraz sam zachował się jak młody piłkarzyk, niezdający sobie sprawy z powagi kadry i nie potrafiący unieść ciężaru polskiego Orzełka na piersi. Morale naszej kadry podupadły. Kibice zaczęli głośno wypowiadać swoje zdanie w Internecie. Żeby uniknąć skandalu, PZPN zaproponował rekordowo niskie ceny na następny mecz kadry z Wybrzeżem Kości Słoniowej. Nasi piłkarze wygrali to spotkanie 3:1. I… nikogo to nie obeszło.
„Rozróba” na Litwie
Kolejnym pociskiem w naszą reprezentację był mecz z Litwą. Polscy pseudokibice wypełnili wszystkie swoje obowiązki. I nie możemy mówić, że to z powodu frustracji, bo z Litwą przegraliśmy 2:0. Zamieszki rozpoczęły się już kilka godzin przed meczem. Efektem było kilkadziesiąt zatrzymań i zakazów stadionowych. Fakt faktem, cała sytuacja została aż nadto rozdmuchana przez polskie media. W Kownie sytuacja nie wyglądała w połowie tak groźnie, jak informowały o tym agencje prasowe, a komentowały stacje telewizyjne. Dzięki pomocy rodzimych mediów, kryzys reprezentacji jeszcze bardziej się pogłębił. Nie chodziło już tylko o alkohol i pseudokibiców, ale też o pensje związkowców, gwiazdorstwo polskich piłkarzy, stan polskich dróg, zły system szkolenia młodzieży, ceny biletów, niewłaściwe posunięcia selekcjonera, problem Piszczka, i tak dalej, i tak dalej, i tak dalej…
PZPN węszy interes
Horrendalne już ceny na mecze polskiej reprezentacji to nie przypadek. Pomimo bojkotu meczu z Francją, PZPN cen biletów nie zmniejszył. I nie zmniejszy, nie oszukujmy się. Związek w tym momencie nie boi się niczego. I do Euro prawdopodobnie nic się nie zmieni. Prezes i spółka zarabiają bowiem nie tylko na nas, ale na całej machinie Euro. Dlatego nasze bojkoty nie na wiele się tu zdadzą. PZPN, kolokwialnie mówiąc, leje na kibiców. Czy przyjdziemy na mecz, czy nie, nie ma to znaczenia. Kasa Związku i tak zostaje systematycznie napychana. Już niedługo nasz Prezes i jego poplecznicy się nią udławią, a ich koniec będzie piękny dla nas wszystkich. Przykre natomiast jest to, że cierpi na tym nasza drużyna, która nie jest winna chciwości, pazerności i niespotykanie głupich posunięć PZPN. Związek natomiast strzela sobie w tym momencie bramkę samobójczą. Za rok, gdy Euro się skończy, skończy się i era pana Laty. No tak, ale za rok… Przez rok można się napchać za całą dekadę!
Jan T.
To, co wyczynia i wygaduje najsłynniejszy bramkarz w naszym kraju, nie jest do opisania. Chodzi tu głównie o problem Smudy, którego Tomaszewski ewidentnie nie znosi. Problem naturalizowania piłkarzy kiedyś nas nie dotyczył, dziś jest jednym z największych w polskiej kadrze. Głosy są różne, dla niektórych to dobry pomysł, dla innych to uwłacza naszej godności. I choć na pewno nie jest to zjawiskiem pozytywnym, że nasi piłkarze nie mogą swobodnie porozumiewać się na boisku, to jednak jest to sprawą tylko i wyłącznie naszą, polską. Przykre natomiast jest to, że pan Tomaszewski z uporem maniaka pogłębia kryzys reprezentacyjny poprzez swoje wypowiedzi dla zagranicznych stacji! Być może w Polsce nikt już nie chce go słuchać, być może w Polsce znamy jego wypowiedzi już na pamięć, ale nie tłumaczy to faktu, że robi z nas pośmiewisko przed całą Europą. Wczoraj w Niemczech premierę miał reportaż, w którym jednym z głównych bohaterów był pan Tomaszewski. I choć sam wie, że Euro zbliża się, a w środowisku reprezentacyjnym nie dzieje się najlepiej, pan Jan ze specyficzną dla siebie egzaltacją wypowiadał się na wiele przykrych dla nas, Polaków, tematów. Na przykład na temat naturalizacji piłkarzy, która, jak twierdzi, jest skandalem. No cóż… Czy jest to temat do dyskusji na arenie europejskiej? Zwłaszcza z sąsiadem, który nie pała do nas miłością? Jaki jest cel takiego zachowania? Na to pytanie wolałabym nie odpowiadać…
Co dzieje się z polską reprezentacją, że kibice systematycznie się od niej odwracają, pomimo chociażby wygranej z Argentyną? Sportowo widać postęp. Choć nie są to może mecze o punkty, nie możemy ich zupełnie lekceważyć. Nasi piłkarze podchodzą do nich „na serio” i grają z meczu na mecz lepiej. Ale źle dzieje się z atmosferą. Coś w nas pękło. Kraj zamiast się jednoczyć, dzieli się. Jest kryzys. Pytanie tylko czy zdołamy z niego wyjść przed Euro…