Nie przegap
Strona główna / Liga Mistrzów / Niespełniony Roman

Niespełniony Roman

Niespełniony Roman
Dzisiejsza piłka nożna jest już nie tylko walką między zawodnikami na boisku, trenerami na ławkach czy kibicami na trybunach. W ciągu ostatnich lat stała się ona swego rodzaju areną, na którą właściciele wysyłają drużyny swoich gladiatorów, chcąc siebie i ich okryć wieczną sławą. A wszystko prawdopodobnie zapoczątkował Roman Abramowicz – przedsiębiorca, polityk, jeden z najbogatszych ludzi w Rosji i na świecie.

Burzliwe początki

Kiedy w 2003 roku zakupił on londyńską Chelsea, wszyscy już dobrze wiedzieli, czego się spodziewać. Klub, który wcześniej nie miał większych szans na walkę o największe trofea, zarówno z angielskimi jak i europejskimi potentatami, w ciągu kilku sezonów miał stać się zespołem niezrównanym, łamiącym wszelkie bariery i bijącym kolejne rekordy. Roman inwestował we wszystko, począwszy od piłkarzy, skończywszy na szkółce młodzieżowej. Efekty przyszły zaskakująco szybko, bo już w pierwszym sezonie po przejęciu klubu przez Rosjanina. Zespół pod wodzą Claudio Ranieriego poległ dopiero w półfinale Ligi Mistrzów z AS Monaco, a w Premier League zajął ostatecznie drugie miejsce, za niepokonanym w tamtym roku Arsenalem. Ale ambicje Abramowicza sięgały znacznie wyżej, chciał nie tylko walczyć, chciał również wygrywać. Gwarantem tego wydawał mu się wtedy młody, ambitny i odnoszący sukcesy trener z Portugalii.

Era Jose

Marzenia i zamiary Romana zaczęły się powoli spełniać. Zespół wypełniony gwiazdami sterowanymi przez charyzmatycznego Mourinho zaczął odnosić sukcesy. W sezonie 2004/05 klub sięga po mistrzostwo kraju, świętując przy okazji 100-lecie swojego istnienia. Sukces udaje się powtórzyć również w roku następnym. Wszystko idzie ku lepszemu, ale na horyzoncie pojawia się niemały problem – zespół Abramowicza nie potrafi wygrać Ligi Mistrzów. Najpierw w półfinałach eliminuje go Monaco, później po niesamowicie emocjonującym dwumeczu Liverpool, następnie Barcelona. Nieudany sezon 2006/07 był dla Portugalczyka gwoździem do trumny. Z ligowej „grzędy” Chelsea została zrzucona przez Manchester United, w LM kolejny raz poległa w starciu z Liverpoolem, a wygrana w Pucharze Anglii to przecież na taki klub niewiele. Tak pewnie wydawało się Romanowi, bo właśnie po tym sezonie rozwiązano za porozumieniem stron umowę z Mourinho.

Trenerski kolaż

Po odejściu Jose w zespole zapanowała atmosfera buntu. Piłkarze otwarcie lekceważyli trenera, którym został pochodzący z Izraela Avram Grant. Ale problemy nie przeszkodziły temu, aby w sezonie 2007/08 zespół praktycznie do końca walczył z United o mistrzostwo kraju, a w Lidze Mistrzów był bliżej zwycięstwa niż kiedykolwiek wcześniej. Moskiewski finał zakończył się jednak porażką, do której walnie przyczynił się John „Niebieskie Serce” Terry, nie strzelając decydującego karnego. Izraelczyka szybko zwolniono, zatrudniając na jego miejsce Luiza Felipe Scolariego. Brazylijczyk jednak zupełnie nie radził sobie ze swoimi zadaniami, a upragniona wygrana w Lidze Mistrzów oddalała się coraz bardziej. Aby uniknąć katastrofy, praktycznie w połowie sezonu Abramowicz dokonał zmiany na ławce trenerskiej, tymczasowo powierzając zespół swojemu dobremu znajomemu – Guusowi Hiddinkowi. Decyzja była moim zdaniem trafna. Chelsea zaczęła grać o wiele lepiej i pomimo dopiero 3. miejsca w lidze oraz minimalnej przegranej w półfinale LM z Barceloną, Holender naprawdę dobrze się spisał, wyciągając zespół z dużego „dołka”. Na osłodę ciężkiego sezonu zdobył z zespołem Puchar Anglii. Jednak pomimo usilnych starań Romana i zawodników, Hiddink zgodnie z zapowiedzią zrezygnował z posady. Abramowicz nie tracąc czasu, postanowił sięgnąć po trenera, który osiąganie sukcesów miał we krwi. Na początku czerwca 2009 roku umowę z Chelsea podpisał Carlo Ancelotti. W pierwszym sezonie udało mu się poprowadzić zespół do mistrzostwa kraju i zwycięstwa w Pucharze Anglii. Jednak brak sukcesów w Lidze Mistrzów i zakończony totalną porażką na wszystkich frontach ostatni rok zmusił Romana do rozglądania się za nowym trenerem.

Idzie nowe

Nadchodzący sezon będzie niewątpliwie wielką próbą dla drużyny i jej właściciela. Od środy nowym trenerem Chelsea jest André Villas-Boas – okrzyknięty ostatnimi czasy następcą Mourinho. Sama drużyna prosi się również o niemałe odmłodzenie, ponieważ Lampard, Terry czy Drogba mają już swoje lata na karku i niemożliwym jest, żeby mogli kiedykolwiek grać na tak wysokim poziomie jak kilka sezonów temu. Czy Abramowiczowi starczy na to wszystko sił, czasu i pieniędzy? Czy wygra kiedykolwiek upragnioną Ligę Mistrzów? Jedno jest pewne – przez te wszystkie lata prób, przez odniesione sukcesy i doznane porażki, jego apetyt z roku na rok rośnie. A doświadczenia zebrane przez niemal dekadę muszą kiedyś zaprocentować.

Przewiń na górę strony