Nie przegap
Strona główna / Naszym okiem / Same Old Chelsea…

Same Old Chelsea…

Same Old Chelsea...
Który to już raz z rzędu jedyne, co mogę napisać po meczu przeciwko Chelsea, to „a nie mówiłem”…
Po kolei. W Łodzi mamy takie zacne miejsce, w którym oglądamy mecze. Nazywa się ono Football Pub, jest wielkości małego salonu z mieszkania w bloku, z wszystkimi ścianami, barem, i każdą możliwą powierzchnią płaską pokrytą szalikami piłkarskimi. Z racji rozmiarów miejsce to nie jest najlepsze do oglądania meczów, szczególnie w większym gronie, ale klimat Pubu robi swoje. Piłka nożna wypełnia tam każdy centymetr sześcienny powietrza. Tam też, oczywiście, wybraliśmy się na spotkanie Chelsea – United.

Było nas około trzydziestu osób. Dodając do tego stałych bywalców i przypadkowe osoby, zebrało się ponad czterdzieści głów i ciał spragnionych rozmów o piłce, oglądania piłki, sporów na temat piłki – spragnionych futbolu. Po wejściu niemal natychmiast zacząłem ociekać potem, a o siedzeniu mogłem tylko pomarzyć. Nic to – przecież dziś wielki mecz. Kto sędziuje? pytam. Wracam prosto z pracy i nie mam świeżych informacji. Dostaję odpowiedź od jednego z mniej doświadczonych kibiców angielskiej piłki, że gość, który podyktował najwięcej karnych i dał najwięcej kartek w lidze. Pierwszą moją myśl zapewne wielu z Was może odgadnąć. O KURWA! TYLKO NIE DEAN!.

Atkinson. Mój serdeczny kolega Tomek „Chelsea”, kibicujący londyńczykom już czterdziesty pierwszy rok i znający ligę angielską, jak mało kto ze znanych mi osób, uśmiecha się szyderczo pod nosem. Gdyby nie był trzy razy tęższy ode mnie, pewnie pomyślałbym, żeby coś z tym zrobić. Trudno – znaj proporcje, mocium panie. Poza tym nie bez powodu użyłem słów serdeczny kolega. Rzadko można się tak przyjemnie, miło i wesoło różnić, jak ekipa kibiców Manchesteru z Łodzi i Tomek Chelsea. Tomek dziś jest w formie, a na dodatek pojawiło się kilku nie widzianych wcześniej kibiców Chelsea. Będzie ciekawie.

And we’re off. Mecz rusza, z początku niespiesznie, wręcz źle to wygląda. Jednak 4-4-2, pokazane na ekranie jako 4-3-3 nastraja optymistycznie. Nie przyjechaliśmy po remis. Atmosfera staje się powoli nie do zniesienia. Pojawili się wszyscy, którzy mieli się pojawić, więc już ciężko choćby złapać oddech w Pubie. Wszyscy jednak skupieni są na telewizorze. I przychodzi ten moment – Rooney strzela na 0-1. 3/4 obecnych wyskakuje jednocześnie w górę, wydając z siebie bliżej nieokreślone okrzyki. Tomek stoi z posępną miną. Wie, że nie może powiedzieć niczego, co zepsułoby nam ten moment. Wygrywamy na SB. Jest dobrze.

Dziesięć minut trwała moja radość. Po tych dziesięciu minutach United się cofa, zaczyna grać coraz bardziej strachliwie, ale wciąż do bólu skutecznie. Powietrze przypomina już konsystencją kisiel – przy każdym wdechu jest coraz ciężej. Co więcej, United zaczynają grać, jakby biegali po kolana w kisielu – ciężko, wolno, niepewnie, najmniejszą ilością wysiłku, wydaje się, że grają tylko po to, żeby rozbijać ataki Chelsea. Nie wygląda to dobrze… Przerwa.

20 osób wysypuje się z Pubu, żeby złapać choć haust świeżego powietrza. Śmiechy, pytania o końcowy wynik… „1-1” mówię… Dodając zaraz „jeśli sędzia czegoś nie odj#$ie”. Śmiechy, papierosy, piwo, śmiechy. Dobre nastroje, dobry wieczór. Osiemnastka jednego z naszych kolegów z ekipy kibicowskiej (jeszcze raz najlepszego, Piotrek). No cóż, pora wracać. Żarty, docinki w stronę osób w dziwnych, niebieskich koszulkach i zaczynamy drugą połowę.

Jest spokojnie, gra przebiega bez większych sensacji, więc rozmowy zaczynają schodzić na tematy piłki ogólnie. Nagle dostajemy w pysk. Wspaniały, obiecujący, rewelacyjnie rokujący Luiz zakłada czapkę niewidkę (inaczej nie potrafię wytłumaczyć faktu, że Evra stoi przy dośrodkowaniu 4m od niego) i zupełnie niepilnowany uderza z pierwszej piłki nie do obrony. Piękna bramka. „1-1” mówię, odwracając się do kolegi, który w przerwie pytał o przewidywania końcowego wyniku, opatrując komentarz stosowną do sytuacji miną.

United zaczyna tracić impet w sposób na tyle widoczny, że obraz gry istotnie się zmienia. Mecz zaczyna wyglądać coraz gorzej i tylko dobrze grająca obrona niweluje starania Chelsea. Krzyki – faul – rozłożone ręce sędziego – strzał – nic z tego. Luiz powinien dostać drugą żółtą za faul na Rooneyu. Wszyscy jesteśmy tego samego zdania – przez „wszyscy” rozumiem tych dziwnych panów w niebieskich koszulkach, ludzi postronnych (postronnych, czyli nie kibicujących żadnej z grających drużyn, ale znających się na piłce) i nas, kibiców United. Emocje na chwilę opadają. Rozmowy o słuszności decyzji, bluzgi w stronę Atkinsona i gra toczy się dalej. Zmiany z jednej, zmiany z drugiej. Żirkow. Ileż to meczów w zeszłym sezonie Chelsea wygrała po jego nurkowaniu w polu karnym i jedenastkach rozdawanych z kapelusza niemal przez wszystkich sędziów. First Class Diver rzucam do Tomka. Diver za Divera odpowiada kibic Chelsea, uśmiechając się do mnie i dając do zrozumienia, że nie ma najmniejszej ochoty zaprzeczać moim słowom. Aż tu nagle… przychodzi 78 minuta. Żirkow pada w polu karnym. Sędzia wskazuje na jedenastkę. Nie wierzę! Prawie cały Pub milknie. Lampard – 2-1. Wszyscy, razem z Tomkiem i jemu podobnymi dziwnymi ludźmi, którzy chodzą w niebieskich koszulkach, zgadzamy się, że nie ma mowy o karnym. Ba! Niektórzy z (postronnych) obecnych nie widzą nawet faulu. Kilka minut później mecz się kończy.

I tu pojawia się moje pytanie, zrodzone jak najbardziej (uprzedzę komentarze dziwnych ludzi noszących niebieskie koszulki, oraz koszulki w różnych kolorach, również reprezentujące piłkarzy z Londynu, choć z innej części) z frustracji – Ileż można?!

Dlaczego przeciętny kibic angielskiej piłki wie, że ludzie pokroju Atkinsona czy Deana nie powinni w ogóle wiedzieć, co to jest gwizdek sędziowski, nie wspominając nawet o sędziowaniu meczów, które (po raz kolejny) mogą rozstrzygnąć sprawę mistrzostwa, a FA wciąż tego nie widzi? To już przestało być śmieszne. To już nawet przestało być wrukwiające (nie chciało mi się nawet dołączyć do zaintonowanego przez kolegę „Hollow Hollow Hollow”). To zaczęło być odrażające, odrzucające i zniechęcające. Bo przecież nikt z nas nie chce oglądać Atkinsona czy Deana rozdających mistrzostwa za nic bądź podobnie logicznie je odbierających. Nikt z nas (włączając dziwnych panów w niebieskich koszulkach, jak podejrzewam) nie chce patrzeć, jak po raz kolejny jego drużyna zostaje ograbiona z punktów (tu: punktu), które sobie wywalczyła na trudnym terenie, grając może i niekoniecznie pięknie, ale skutecznie, z zaangażowaniem, wiarą i pasją.

Dlaczego sędziowie nie oglądają po fakcie meczów, które sędziują? Zakładam, że nie oglądają, bo jeśli by to robili, faul na Żirkowie w polu karnym powinien zostać odgwizdany dopiero, jakby urwało mu nogę, pieprzonemu nurkowi. Nie wiem, czy skazany jestem na to, żeby dwa razy do roku po meczach z Chelsea być zmuszonym do pisania takiego tekstu na Redlogu? Chyba tak… Chyba, że wcześniej panowie pokroju Atkinsona tak mnie zniechęcą do futbolu, a w szczególności do tego sygnowanego logiem Football Association, że zupełnie przestanę go oglądać w trosce o moje zdrowie i nerwy. Żenada, po raz kolejny żenada. Brak mi słów, żeby określić moje uczucia, które dopadły mnie w 78 minucie meczu i które towarzyszą mi do teraz…

<<"1-1" mówię... "jeśli sędzia czegoś nie odj#$ie".>>

A nie mówiłem?

Przewiń na górę strony