Rywalizacja pomiędzy klubami jest trwale zapisana w historii futbolu. Szczególną niechęcią do siebie darzą się zawsze kluby z miast położonych obok siebie, z tej samej miejscowości, bądź walczące nawzajem o najcenniejsze trofea. Nie dziwi mnie to, że kibice i piłkarze przeciwnych sobie drużyn delikatnie mówiąc „nie przepadają za sobą”. Powiem więcej, jestem za tym, żeby tę tradycję podtrzymywać, gdyż – jak każdy zagorzały kibic wie – dodaje to wyjątkowego smaczku względem całych zmagań pomiędzy obiema ekipami. Kto z nas nie lubi tego dreszczyku emocji i adrenaliny przed starciami z Liverpoolem, Chelsea czy derbowymi meczami z City? Na tego typu zdarzenia czekamy zawsze, więc o tyle wtedy bardziej smakuje nam przekomarzanie się z naszymi rywalami, robienie sobie z nich żartów itp. W moim przekonaniu jednak nie powinno być między nami żadnej nienawiści, nie chodzi tu tylko o tę sportową, bo ona jest zjawiskiem bardzo negatywnym w każdej dziedzinie, ale to przede wszystkim na niej chciałbym się dzisiaj skupić.
W Anglii póki co jeszcze nigdy nie miałem okazji być na żadnym stadionie, więc moja ocena może być nieco nieobiektywna, lecz z tego co zauważyłem w Internecie czy telewizji wzajemne niszczenie się wśród ich rodzimego futbolu jest zjawiskiem dosyć powszechnym. Nie wydaje mi się, aby śpiewanie rasistowskich piosenek na kibiców i piłkarzy drugiej drużyny było czymś dobrym, wręcz przeciwnie – nie powinny one mieć w ogóle miejsca, a publikę praktykującą takie przyśpiewki winno się surowo karać. Nie sugeruję, że na meczach nie ma być żadnej oprawy i śpiewów, ostatecznie nie mam też nic przeciwko używaniu wulgaryzmów (jak wiadomo one były i będą obecne w świecie kibiców), ale o wiele bardziej wolę usłyszeć „Glory, glory Man United” i „Take me home, United road”, niż „piosenkę” o Emmanuelu Adebayorze, w której obraża się na raz jego pochodzenie, rodzinę i kolor skóry. Wiem, to jest zabawne, podnosi atmosferę wśród antyfanów reprezentanta Togo, ale zdecydowanie urąga jego godności. Nie lubimy jakiegoś klubu i chcemy się z niego pośmiać? Nie widzę problemu – zaśpiewajmy o tym, że nie mają tradycji, nie osiągają sukcesów, bądź ich piłkarze przekładają swoją gażę nad klubowe barwy.
O ile na Wyspach problem ten występuje tylko na stadionach, tak w Polsce jest on bardziej złożony i niebezpieczny – nawet dla osób postronnych. Wyobraźmy sobie taką sytuację – jesteśmy w jakimś polskim mieście, przechadzamy się wieczorową porą, nie mając świadomości, że dzielnica, na której się znajdujemy „podlega” jakiemuś klubowi i mając pecha, spotyka nas grupka fanatyków-psychopatów kierująca do nas pytanie z serii „Wisła czy Cracovia?”. W razie nie pokrycia się naszej odpowiedzi z tym, co chcą oni usłyszeć możemy zostać pobici, bądź w najlepszym przypadku poniżeni. Niezbyt fajne uczucie, co? Zwłaszcza jeśli dotyka to ludzi, których kompletnie nawet nie interesuje rywalizacja między tymi klubami. Drugą sprawą są, podobnie jak w Anglii, problemy treści okrzyków na trybunach. Tutaj jednak bijemy niekiedy Brytyjczyków na głowę… Jak można w kraju, który tak brutalnie został dotknięty przez eksterminację Żydów i Słowian podczas II W.Ś. śpiewać teksty typu Pasiaki do gazu?
Czy ludzie nie zdają sobie sprawy, co im przechodzi przez usta? Nie poniżają w ten sposób tylko swoich przeciwników, ale wręcz drwią z naszych przodków, którzy byli bestialsko traktowani i zabijani w obozach koncentracyjnych. Co więcej, życzą im w ten sposób z całego serca, aby spotkało ich to samo – dają jawne przyzwolenie i aprobatę na tak przykre praktyki, jakie spotkały nas wtedy… Ciekawe, czy tak pięknie i donośnie skandowaliby tego typu sentencje, gdyby byli świadkami tego typu tragedii? My, Polacy robimy świetne oprawy, jesteśmy znani w każdej dziedzinie sportu z niesamowicie żywego dopingu, jest nas wszędzie pełno. Róbmy więc wszystko, co w naszej mocy, by na świecie utrwalał się właśnie taki obraz polskiego kibica, a nie chuligana i bandyty.
Moim marzeniem jest, by podobnie jak w Anglii ciągle pracowało się nad tym problemem. Na przestrzeni lat byliśmy świadkami fantastycznej i systematycznej poprawy tamtejszych obyczajów stadionowych. Udało im się wyeliminować chuligaństwo, które dotykało normalnego kibica. Jak wielką uciechą jest dla mnie zobaczyć podczas transmisji z angielskich boisk całe rodziny wspierające ze wszystkich sił swoich pupili i jedynym ich zmartwieniem jest to, aby ich ulubieńcy odnieśli zwycięstwo, a nie to, że za kolor swojego szalika mogą mieć naprawdę duże kłopoty…
Reforma stadionowa w Wielkiej Brytanii daje mi wiarę w to, że stopniowo z bandytyzmem wśród kibiców można walczyć, trzeba tylko prawdziwych chęci wśród służb publicznych, rządowych, jak i nas samych.
A Was drodzy kibice wzywam do intensywnego dopingu i wspierania Waszych klubów – tych małych jak i dużych. Pamiętajcie: to Wy tworzycie wizerunek Waszych barw!