Nie przegap
Strona główna / Ogólne / Wpadło? Nie wpadło?

Wpadło? Nie wpadło?

Wpadło? Nie wpadło?
FIFA po raz ostatni o wprowadzeniu nowych technologii w meczach piłkarskich, rozmawiała na swoim zjeździe w Zurychu, w marcu. Dzisiaj o tych zmianach to ja chciałbym się wypowiedzieć po raz ostatni. Chcę uzewnętrznić moje pretensje i żale, by następnie zamknąć ten bolesny temat i nie wracać do niego już więcej, ponieważ nie wierze, że nawet wydarzenia mające miejsce na Mundialu w RPA mogą cokolwiek zmienić w podejściu światowej federacji do zreformowania piłki nożnej, a obecną, przedłużającą się sytuacją jestem zarówno zażenowany jak i znudzony, i zmęczony. Zmęczony tym jak głęboko w dupie Sepp Blatter ma głos milionów kibiców, dla których przecież rozwój i dobro piłki nożnej są kwestiami największej wagi.

Na zjeździe FIFA w marcu jak zwykle nic nie postanowiono. Tfu! Wróć! Postanowiono, że żadnych zmian nie będzie, bo powtórki spowodowałyby niepotrzebne przerwy w grze, a poza tym pomyłki sędziowskie są integralną częścią footballu i nie mogą istnieć oddzielnie. Po prawdzie grać w piłkę da się także bez wpadek arbitrów, ale w trosce o przyszłość jeszcze nie podjętych kuriozalnych decyzji, zdecydowano się wykluczyć możliwość wprowadzenia nowinek technicznych na stadiony.

FIFA v Reszta Świata, 1:0

Tym sposobem FIFA wygrała, pozostaje jej tylko pogratulować. Jako organizacja mająca monopol na Mistrzostwa Świata – może wszystko. Jakby chciała, mogłaby, ot tak, dla kaprysu, odwołać półfinały. Na finał i tak sprzedałyby się wszystkie bilety, a miliony ludzi oglądałoby go przed telewizorami z wypiekami na twarzy. Za 20 lat w statystykach triumfator figurowałby jako mistrz jak każdy inny, a o tym, że finalistów wyłoniono w drodze losowania dziennikarze wspominaliby jako o ciekawostce, jak o „ręce boga” Maradony.

Musimy jednak pamiętać, że FIFA bardzo nas kocha i wszystko co robi, czyni dla naszego dobra. Ze zmian w przepisach nigdy jeszcze nic dobrego nie wyniknęło, dlatego Fédération Internationale de Football Association musi, czy nam się to podoba, czy nie, chronić nas samych przez niszczycielskim wypływem technologii, za wprowadzeniem której wielu się opowiada.

Bo co, tak naprawdę, zawdzięczamy ewolucji przepisów? Kiedyś zabroniono goalkeeperom łapać piłki zagrane przez własnych obrońców i teraz nieszczęśni bramkarze muszą, raz za razem, wyciągać je z siatki. Narzekano też na skórzane futbolówki, które nasiąkały wodą tak, że nie dało się nimi kopać, tylko po to, aby dziś przeklinać Jabulani, która spełnia najbardziej rygorystyczne normy. Cóż dobrego zatem mogłoby wyniknąć z wprowadzenia chipów?

Tak bogiem a prawdą, wyeliminowanie wszystkich nieprawidłowości i niesprawiedliwości miałoby dla naszej ukochanej dziedziny sportu niewyobrażalne konsekwencje. Całkowicie zmieniłby się obraz footballu. Oczywiście na gorsze.

Samo kopnięcie piłki w pobliże linii bramkowej nie wystarczałoby do zmiany wyniku, a napastnicy rzeczywiście musieliby brać pod uwagę czy znajdują się na spalonym czy nie. Na zdobycie każdej bramki byłoby trzeba zapracować w równym stopniu. Nie można by było liczyć na pomoc arbitra w momencie, gdy gra się nie układa. W takich warunkach dzisiejsi mistrzowie mogliby wcale nie okazać się mistrzami! Przez co dla piłkarzy takie, pozornie dobre, zmiany okazują się zupełnie niepraktyczne i najprawdopodobniej zabiłyby one piękno gry.

Piękny „element ludzki” gry

Bo przecież piękno gry, polega na tym, że pokonani czują się oszukanymi, a bogu ducha winnym zwycięzcom przypina się łatkę „kanciarzy”. Piłkę nożną zawsze kochałem, bo odnajdywałem w niej niczym nieskażoną prawdę i prostotę. Widać, myliłem się. Na szczęście osoby na najważniejszych stanowiskach w światowym footballu lansują inną, bardziej właściwą wizję, w której piękno odkrywają w kłamstwie i perfidnym łajdactwie.

Mistrzem więc nie jest ta drużyna, która lepiej kopie w piłkę i potrafi strzelić o tą jedną bramkę więcej. W footballu XXI w. zwycięzcami są ci, którym uda się stworzyć pozory, że są najlepsi. To czy padł gol nie zależy od tego, czy piłka wpadła do siatki, a od tego jaką decyzję podejmie sędzia. Właściwie zawsze tak było, ale FIFA zamierza do ostatniego tchu walczyć o to, aby w piłce nożnej wciąż żywym pozostał „element ludzki”.

Blatter prezentuje opinię jakoby jedynie błędne decyzje arbitrów były tym, co pozwala zachować footballowi „ludzką twarz”. Co z tego, że drużyny piłkarskie składają się z jedenastu zawodników, skoro wszyscy piłkarze są pozbawionymi odruchów robotami? Jedyne co jest w stanie stworzyć gorącą atmosferę na murawie, to właśnie wpadki sędziów. Zwody, rajdy, akcje składające się z miliona podań, crossowe przerzuty piłki na drugą stronę boiska, wślizgi, główki, zagrania piętą, strzały, robinsonady i gole – to wszystko dla kibiców nic nie znaczy. To wszystko nie jest „elementem ludzkim” piłki nożnej. To nie po to kibice przychodzą na stadiony. Ludzie pragną oglądać mylących się arbitrów i właśnie dzięki nim piłka nożna jest tak popularna na całym świecie.

Międzynarodowy Federacja Związków Piłkarskich upiera się, że „element ludzki”, czyli nie wiedzieć czemu tak źle oceniane przez kibiców pomyłki sędziowskie, jest w footballu potrzebny. Po co w ogóle eliminować błędy arbitrów? Po co ułatwiać sędziom podejmowanie decyzji? Po co równe linie wyznaczające koniec boiska? Po co arbitrom gwizdki i zegarki? Nie potrafię znaleźć odpowiedzi na te pytania, ale skoro FIFA twierdzi, że nie można na stadiony dopuścić technologii, bo piłka nożna dla wszystkich na całym świecie powinna być taka sama, to niech Mistrzostwa Świata odbywają się, w takim razie na kartofliskach. Albo na asfaltowych boiskach przy szkole, na których zbierają się kilkumetrowe kałuże, a znad bramki wystaje kosz, a za linią boczną jest płot i ruchliwa ulica.

Poza tym władze FIFA przekonują nas, że dobry smak jest melodią przeszłości i nie powinien być brany pod uwagę, bo dobry smak – jest zły! Należy się go pozbyć i być wyzutym z moralności. Gest Garrinchy to chyba najgorsze co się tylko mogło piłce przytrafić. Decyzje sędziego są niepodważalne i skoro arbiter nie przerwał zawodów, to nie tylko Brazylijczyk powinien kontynuować akcję, ale także zawodnik, który leżał na boisku nie był kontuzjowany i wcale nie potrzebował pomocy. To sędzia jest od tego, aby decydować czy interwencja fizjoterapeuty jest potrzebna i czy wykazać się „ludzkim odruchem”. Nie rolą piłkarzy jest zastanawiać się: Czy ktoś leży kontuzjowany na boisku? Czy piłka przekroczyła linię? Nie, oni są wyłącznie od kopania futbolówki.

Takie są zasady tej gry i lepiej dla nas, kibiców, będzie, jeżeli przystosujemy się do panujących reguł.

Co z tą piłką nożną?

Nie mam pretensji o to, że w przeszłości uznawane były gole, które zostały zdobyte z naruszeniem przepisów. Sto, pięćdziesiąt, dwadzieścia pięć lat temu nie było takiej technologii jak dziś, żeby pomóc sędziemu podjąć jedyną, słuszną decyzję. Nie czuję żalu, że w 1966 roku w finale na Wembley uznano gola Anglikom, ponieważ wtedy nie istniały takie możliwości jak dzisiaj, a arbiter zrobił co w jego mocy by nie wypaczyć wyniku spotkania. Chciałbym jednak, aby w dzisiejszych czasach takie sytuacje nie miały prawa bytu. Niestety mają, a żadne znaki na niebie i ziemi nie wskazują, żeby to się miało szybko zmienić.

Chciałbym więc zwrócić uwagę na jedną prawidłowość. Jeżeli liczba osób poszkodowanych w wypadkach samochodowych była stosunkowo wysoka, to ustawodawca zdecydował się wymuszać na producentach aut zastosowanie najnowszej, aktualnie dostępnej technologii do poprawienia bezpieczeństwa na drogach. Podobnie sytuacja ma się z wytwarzaniem łóżek. Statystycznie łóżko wyprodukowane obecnie, jest, dzięki zastosowaniu nowych możliwości, wygodniejsze, niż te, które liczą sobie kilkanaście – kilkadziesiąt lat. Dlaczego więc nie wykorzystać wiedzy jaką dysponujemy do polepszenia jakości piłki nożnej? Czy ludzie odpowiedzialni za przyszłość piłki kopanej chcą w ogóle wyeliminować z gry te patologiczne elementy, których chyba nikt sobie podczas meczów nie życzy. Czy w przyszłości możemy się spodziewać, że mecze nie będą wypaczane przez błędy, których dało się uniknąć?

Nie sądzę.

Jeśli Wam to nie odpowiada, to macie kilka możliwości. Możecie zrezygnować z footballu, ale wiem, że to niedorzeczne. Możecie spróbować coś zmienić, jednak wydaje mi się, że FIFA jest organizmem tak chorym i skostniałym, że nie ma już dla niej ratunku. Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że, tak jak w przypadku PZPN, jedynym skutecznym rozwiązaniem byłoby „wyrwanie chwastu” i zaczęcie wszystkiego od nowa. Nie chcę jednak namawiać Was do jakichś radykalnych posunięć, dlatego proponuje jednak zaakceptować, że to nie my ustalamy zasady gry i jesteśmy bezsilni wobec tej wielkiej, bezlitosnej machiny. Szkoda więc naszych nerwów i naszego czasu, byśmy rozwodzili się nad kwestiami, na które nie mamy wpływu.

Kluczem do spokojniejszego oglądania meczy jest świadomość tego, że lepszy nie zawsze zwycięża, a nie pozbawiony wad, system, choć czasem więcej zabiera niż daje, myli się w obie strony. Marnym pocieszeniem jest, że przez oporność Blattera i spółki, nasza drużyna kiedyś też odniesie korzyść kosztem rywali, ale możemy przynajmniej wierzyć, że o tym kto w dniu meczu zostanie oszukany, decyduje jedynie przypadek – przez co zawsze na boisku oba zespoły mają teoretycznie równe szanse.

Pocieszające jest również, że ludzie nie zapominają i zwycięstwa osiągnięte dzięki niedoskonałości ludzkiego oka nie będą powszechnie tak gloryfikowane jak te, dokonane wyłącznie dzięki przewadze udowodnionej na boisku. Chociaż w statystykach nie jest uwzględnione w jaki sposób mistrzowie pokonali swoich przeciwników – my będziemy pamiętać!

Przewiń na górę strony