Gdyby ktoś mu kiedyś powiedział, jak ważną rolę odegra w jednym z najlepszych klubów na świecie, zapewne nigdy by w to nie uwierzył. Czy była to rola, czy jedynie epizod, do dziś pozostaje kwestią dyskusyjną. Bezapelacyjnie zaś nazwisko Sheringhama jest tym, które kibice wspominają częściej, niż wielu innych piłkarzy, grających nawet niegdyś w Manchesterze United przez wiele, wiele lat. I choć po kilku latach zawodowej kariery eksperci wróżyli mu, że będzie diabelsko dobry, ale sukcesów nie osiągnie, to popularnego Teddy’ego do bram raju, a właściwie piekła, doprowadziły zaledwie cztery lata z herbem Czerwonych Diabłów na sercu. No i te dwie akcje w końcówce jednego z meczów, które nieco zmieniły bieg historii futbolu, a zdecydowanie bieg historii Manchesteru United.
Cudowny, piłkarski rok
Rok 1966 był szczególnym nie tylko w przypadku piłki angielskiej. Popularna reklama donośnie przypominała, że w tym roku urodził się Eric Cantona. Miała ona na celu zapewne lekkie zszokowanie opinii publicznej, ponieważ w tym roku dla Anglików zdecydowanie najważniejsze było wywalczenie mistrzostwa świata na Wembley. Drużyna Alfa Ramseya, po prawdopodobnie najbardziej kontrowersyjnym finale w historii, pokonała Niemców 4:2, a wyspiarskim bogiem ustanowiono Geoffa Hursta, który w tym też roku debiutował w kadrze. Cóż, w mniej więcej tym samym czasie w innych zakątkach świata pierwsze niemowlęce okrzyki wydali ci, których nazwiska na plecach nosił później cały świat. W 1966 roku w Rio de Janeiro urodził się Romario de Souza Faria, a nieco bardziej na północny zachód w bajecznym Acapulco, Jorge Campos. George Weah urodził się w gorącej Liberii, a Miguel Angel Nadal na nie mniej słonecznej Majorce. W Irlandii przyszedł na świat przyszły znakomity kadrowicz, Niall Quinn. W samym kraju Albionu poza legendą Arsenalu, Tonym Adamsem, drugi dzień kwietnia był świadkiem narodzin Edwarda „Teddy’ego” Sheringhama.
»Podyskutuj na forum: Legendy klubu z Old Trafford
Ludzie mówili, że jestem podobny do matki, ale jeśli szczególnie zwracają na coś uwagę, to na moje dołki w policzkach. Kiedy byłem dzieciakiem, często podchodziły to mnie starsze panie i złapawszy za policzki mówiły „Jakie masz śliczne dołeczki!”. Cóż, widocznie coś w tym było, ponieważ to samo powtarzały później wszystkie moje dziewczyny.
„Lwia” część sukcesu
Pierwszym klubem Anglika było niesklasyfikowane w żadnej lidze Leytonstone & Ilford. Podczas spotkania z Millwall, Teddy został zauważony przez tamtejszego skauta i zaproponowano mu grę w szeregach Lwów. Tak Sheringham trafił do pierwszej profesjonalnej szkółki piłkarskiej. Tam dał o sobie znać jego instynkt strzelecki – od 1986 do 1991 roku czterokrotnie zostawał najlepszym snajperem w klubie. Dzięki jego bramkom Millwall weszło do angielskiej ekstraklasy i do pewnego momentu nieprzerwanie pięło się w ligowej klasyfikacji.
To był dla nas wszystkich zwariowany i niesamowity czas. W swoim pierwszym sezonie w First Division my, malutkie i niepozorne Millwall, wspinaliśmy się w tabeli aż do marca. Wszyscy mówili, że to nie może trwać w nieskończoność i, rzecz jasna, mieli rację.
Millwall ostatecznie zakończyło sezon na 10. pozycji. Rok później, mimo fantastycznego początku, żegnało się już z najwyższą klasą rozgrywkową i w przeciągu kolejnego sezonu nie zdołało powrócić w jej szeregi. Jednak w tym czasie Sheringham nie zawodził – w sezonie spadkowym miał na koncie 12 bramek, a przez dziesięć meczów musiał pauzować ze względu na kontuzję. Później zaś z 37 bramkami na koncie został królem strzelców, ale jak pokazał czas i to nie zapewniło awansu jego drużynie. Doskonała forma sprawiła, że gwiazda Anglika świeciła na ciemnym niebie Millwall już na tyle jasno, by zainteresował się nim klub z wyższej półki.
Droga do Piekła
Po rozegraniu 220 meczów dla Lwów oraz strzeleniu łącznie 93 bramek, w lipcu 1991 roku Sheringham zasilił Nottingham Forest i grał tam razem z młodziutkim Royem Keane’em. Ukoronowaniem przeciętnego sezonu dla drużyny dwukrotnego zdobywcy Klubowego Pucharu Europy miał być finał Pucharu Ligi, w którym mierzyli się z Manchesterem United. Drużyna sir Alexa Fergusona wygrała wtedy 1:0, a po tym sezonie szczególnie wyróżniono Gary’ego Pallistera jako Piłkarza Roku oraz Ryana Giggsa jako najlepszego Młodego Piłkarza Roku.
Sheringham nie musiał jednak specjalnie rozpaczać. Zagrał w klubie 47 spotkań z czego 14 razy trafiał do bramki przeciwników. I chociaż sezon dla Forest był średnio udany, to Anglik prezentował się na tyle dobrze, by po pierwszym meczu sezonu 1992/1993 uzyskać angaż w Tottenhamie, któremu jako rodowity londyńczyk kibicował od najmłodszych lat. Może właśnie dlatego wcale nie narzekał na zmianę klubu, mimo że The Spurs zajęli sezon wcześniej dopiero 15. miejsce w tabeli.
W drużynie zaaklimatyzował się bardzo szybko, ale trudno się dziwić, skoro na boisku towarzyszyli mu tacy zawodnicy jak na przykład Jurgen Klinsmann. Świetni partnerzy w formacji ofensywnej sprawili, że Teddy kończył swój pierwszy sezon na White Hart Lane z 22 bramkami na koncie. Sami stołeczni poprawili swoją pozycję w tabeli w porównaniu do ubiegłego sezonu o siedem oczek i tylko niewielkie różnice w ligowych statystykach sprawiły, że przed nimi z taką samą ilością punktów znaleźli się Liverpool oraz Sheffield Wednesday. Ten sezon był jednak najbardziej pozytywny nie dla piłkarzy z Londynu, a z Manchesteru. United pod wodzą Fergusona przełamało 26-letnią niemoc i wyprzedziwszy o dziesięć punktów Aston Villę sięgnęło po mistrzostwo Anglii. Swoje trzy grosze do diabelskich akcentów dorzucił były świetny piłkarz United, Lou Macari, pod wodzą którego Stoke City awansowało na zaplecze angielskiej ekstraklasy.
Jeśli po tym sezonie znalazł się ktoś kwestionujący rolę Sheringhama w Tottenhamie, na pewno zmienił zdanie rok później. Drużyna osłabiona brakiem Anglika, któremu grę uniemożliwiła kontuzja, powtórzyła niechlubną lokatę sprzed dwóch lat.
Tym samym Teddy dzięki swojemu instynktowi strzeleckiemu oraz, jak to określił Klinsmann, bardzo inteligentnej grze stał się w latach dziewięćdziesiątych jednym z najlepszych i najbardziej popularnych napastników Premiership. Nie mniej jednak Sheringhamowi czas powoli uciekał, lat przybywało. Przez grę w klubach zwyczajnie za słabych na sięganie po wielkie trofea, kariera Anglika pozostawała w pewnym sensie niedopełniona. Był przecież świetny, ale w pojedynkę nie zawojowałby mistrzostwa Anglii, ani też żadnego z Pucharów.
Welcome in Hell, Teddy bear
Pięć lat w Tottenhamie, czyli 166 występów oraz 76 goli, pomogło przekonać sir Alexa Fergusona co do pozyskania sławnego już napastnika w szeregi Czerwonych Diabłów. W 1997 roku Anglik za kwotę 3,5 miliona funtów dołączył do składu i przez kolejne cztery lata wybiegał na murawę w koszulce z numerem 10. Dla Sheringhama była to wreszcie okazja do sprawdzenia swoich umiejętności na naprawdę najwyższym poziomie, ponieważ po wielkim powrocie z dalekiej podróży Manchester United znów był poważnym kandydatem do powalczenia o tytuł mistrza kraju.
Jego debiut z 10 sierpnia 1997 roku nie należał do najłatwiejszych. Był to mecz przeciwko dotychczasowemu pracodawcy oraz drużynie, której kibicował, rozgrywany na dodatek na White Hart Lane. O zachowaniu kibiców nie trzeba się wiele rozpisywać tym bardziej, że niedawno transferowa historia zatoczyła koło na Dymitarze Berbatowie, tyle że Bułgar nigdy nie zarzucił londyńczykom braku ambicji do osiągania wyższych celów. Przyznał co prawda, że wreszcie chce walczyć o najwyższe trofea, a to możliwe jest tylko z Manchesterem United, ale zrobił to z większym taktem, niż jego poprzednik. Manchester wygrał to spotkanie po golu Giggsa oraz samobójczym trafieniu Vegi. Nie był to jednak debiut udany, ponieważ albo przez zwykłego pecha, albo przez za dużą presję, Sheringham nie trafił rzutu karnego.
Do tego wszystkiego nie były to złe miłego początki. Manchester nie sięgnął w pierwszym sezonie z Teddym w ataku po żadne trofeum ani wśród tych najważniejszych, ani wśród tych mniej prestiżowych. Sama gra Anglika mogła rozczarowywać, zwłaszcza wobec jasno błyszczącej gwiazdy Andy’ego Cole’a, który z 25 bramkami na koncie był najlepszym strzelcem w sezonie 1997/1998. Sheringham zgromadził ich na swoim koncie zaledwie 14. Obaj zawodnicy co prawda grali razem w ataku, ale nigdy za sobą nie przepadali. Sytuacja zaogniła się jeszcze bardziej po meczu z Boltonem, kiedy to boiskowa kłótnia obu panów doprowadziła do tego, że podobno już nigdy więcej ze sobą nie rozmawiali. Tymczasem United przegrało zażarta walkę o mistrzostwo Anglii, ustępując Arsenalowi zaledwie o jeden punkt.
Jak feniks z popiołów
Nie milkły ani głosy krytyki wobec transferowego pudła Fergusona, ani spekulacje odnośnie kolejnego klubu, w którym zagości pechowy Anglik. Atmosferę podgrzało sprowadzenie z Aston Villi Dwighta Yorke’a, który miał grać w ataku z Cole’em. To z kolei ograniczyło szanse Teddy’ego na występy w pierwszym składzie. W inauguracyjnym dla sezonu 1998/1999 meczu z Leicester na Old Trafford, Sheringham zdobył bramkę w 79 minucie. W końcówce meczu gola dołożył Beckham i United zremisowało 2:2. Od 15 sierpnia do 17 kwietnia, a innymi słowy przez czas 12 bramek Yorke’a, Teddy zapomniał, jak smakują gole. Na boisko wybiegł właśnie dopiero w połowie kwietnia i trafił do bramki w wygranym 3:0 meczu z Sheffield Wednesday. Na tym zakończyło się jego ligowe strzelanie. Na boisko gościł jednak na tyle często, aby otrzymać medal za wywalczenie mistrzostwa Anglii, o którym znów zadecydowała różnica zaledwie jednego punktu. 33-latek tydzień później dołożył jeszcze swoją bramkową cegiełkę do wygranej w FA Cup z Newcastle United (na Wembley trafił jeszcze Scholes i było ostatecznie 2:0). Dużo wcześniej pod koniec roku strzelił jeszcze gola w Pucharze Ligi (wtedy Worthington Cup) przeciwko… Tottenhamowi, ale United poległo w tym meczu 1:3 i odpadło z dalszych rozgrywek.
Cztery bramki na koncie na pewno nie uczyniły dumnym takiego snajpera, jak Sheringham. Czy Ferguson był zawiedziony postawą napastnika? Nie wiadomo. Wielu kibiców pukało się jednak w czoło widząc jak manager przy stanie 0:1 w meczu finałowym Ligi Mistrzów przeciwko Bayernowi Monachium wpuszcza na boisko w 67. minucie Sheringhama za Blomqvista. Irytacja wzrosła, gdy stan meczu się nie zmienił. Ostatnią deską ratunku była zmiana wprowadzona w 81. minucie – za Andy’ego Cole’a na boisku pojawił się Ole Gunnar Solskjaer. I – jak wiedzą wszyscy amatorzy futbolu – to właśnie ten duet zmienił bieg całego meczu i z ciężarem gry poradził sobie lepiej, niż fenomenalni w lidze Czarni Bracia. Tym samym w dniu, który byłby 90. rocznicą urodzin sir Matta Busby’ego, Czerwone Diabły dotarły do Ziemi Obiecanej, a paradoksalnie najszczęśliwszymi ludźmi tego wieczoru byli wiecznie niedoceniani super rezerwowi.
Wygranie każdego z trzech trofeów było niesamowite. To był jedenastodniowy czarodziejski czas. Nie zamieniłbym tego doświadczenia na nic innego. Jestem szczęśliwy, że mogłem w tym uczestniczyć i odgrywać ważną rolę.
Stąd też po wywalczeniu Potrójnej Korony i zażegnaniu pewnej klątwy, która jakby odsuwała od zawodnika wszystkie najważniejsze trofea, popularny Teddy bardzo szybko doczekał się piosenki „Oh Teddy Teddy, you joined Man United and you won it all” (Oh Teddy Teddy, przyszedłeś do Man United i wszystko wygrałeś). Równie szybko jego nazwisko zawędrowało do innej piosenki, którą prezentujemy poniżej:
Przebudzenie mistrza
Po tym ogromnym sukcesie i przezwyciężeniu pewnego fatum, Teddy – niczym w pięknym amerykańskim filmie – zyskał uwielbienie tłumów i zamknął usta wszystkim krytykom. Nikt nie wypominał mu strzelenia zaledwie pięciu bramek w sezonie. Zupełnie niespodziewanie nazwisko Sheringhama zagościło w klubowych annałach szybciej, niż inny piłkarz mógłby na to zapracować. Czy słusznie, czy nie, jest kwestią dyskusyjną. W sezonie 1999/2000 Teddy nie był podstawowym piłkarzem w United, ale grał na tyle często, by znów otrzymać medal mistrza Anglii.
Los był dla niego dużo łaskawszy rok później. Choć wielu już zwątpiło w to, że Anglik kiedykolwiek będzie wielkim napastnikiem Manchesteru, ten po raz kolejny utarł nosa krytykantom. Sezon 2000/2001 był najlepszym w diabelskiej karierze Sheringhama i na koniec rozgrywek to właśnie on okazał się najlepszym strzelcem w United. Dzięki temu został także wybrany Piłkarzem Roku.
Kilka lat później w jednym z wywiadów mówił o wadze poszczególnych tytułów:
Gdybyś miał wybrać jeden spośród wszystkich tytułów, jakie zdobyłeś, byłby to medal…
Za zdobycie Pucharu Europy. Może to dziwne i powinienem powiedzieć, że jest to medal z 2001 roku [PFA Player of the Year], ponieważ przyznali mi wszyscy pozostali piłkarze. Mi chodzi jednak o wygraną drużynową, ona mnie satysfakcjonuje. Piłka nożna nie jest gra jednoosobową, ale właśnie drużynową, a ja byłem częścią tej fantastycznej drużyny, której udało się zawojować Europę.
Powrót do przeszłości i futboloholizm
Sheringham związany był z Manchesterem United 4-letnim kontraktem. Gdy zbliżał się termin wygaśnięcia umowy, zaproponowano mu kolejną, tym razem roczną. Jednak wobec przybycia na Old Trafford Ruuda van Nistelrooya, Anglik nie widział sensu, by tam pozostać. Po rozegraniu piekielnych 104 meczów i strzeleniu 31 bramek, napastnik zasilił swój ukochany Tottenham. Tam rezydował od 2001 do 2003 roku.
Czułem, że pomimo mojego wieku nadal mogę dać z siebie wiele na boisku. Dlatego odejście z Tottenhamu było dla mnie rozczarowaniem, ale nie znakiem do zakończenia kariery. Zastanowiłem się jednak dobrze, co chciałbym dalej robić.
Jego późniejszym pracodawcą na okres roku stało się Portsmouth, a następnie na trzy lata zagościł w West Ham United. Karierę piłkarską zakończył w Colchester United w wieku 42 lat. Co ciekawe, przyjaciele Sheringhama myśleli, że po przygodzie z Młotami da on sobie spokój z piłką nożną. Kiedy chcieli go wyciągnąć na wakacje, on odpowiedział, że musi zacząć przygotowania do sezonu. Argumentacja, że przecież Teddy nie gra już w żadnym klubie i nie musi ćwiczyć nic nie dała, bo niedługo później okazało się, że klub właśnie znalazł. Jego pracodawcą stało się właśnie Colchester.
Mój ojciec przekonywał mnie, bym pobił rekord Stanleya Matthewsa grając aż do pięćdziesiątki. Poczułem jednak, że najwyższy czas zakończyć moją długą przygodę z piłką.
Łącznie od czasu odejścia z Manchesteru United rozegrał blisko 200 meczów, w których zdobył 52 gole.
Może zastanawiać, dlaczego Sheringham nie zakończył kariery zaraz po bardzo udanej przygodzie z United. W jednym z wywiadów odpowiedział na podobne pytanie:
Layer Road [stadion Colchester – przyp. red.] to nie Old Trafford…
No nie.
Nie przeszkadza ci to?
Ani trochę. Grywałem i trenowałem w gorszych warunkach, a tych, które panują tutaj, byłem w pełni świadomy podpisując kontrakt.
Czyli obchodzi cię raczej sama gra w piłkę, a nie wyścig o jakieś trofea czy to, co mówią o tobie ludzie.
Tak. Nie interesuje mnie to, co myślą albo mówią o mnie ludzie. W życiu przecież nie chodzi o to, co ludzie o tobie myślą. A mogą mówić co chcą o twoim życiu, dziewczynie, co za różnica? Jeśli nie jesteś szczęśliwy i ciągle trzaskasz drzwiami, jakie to ma znaczenie, czy gadają?
W życiu trzeba robić to, co uszczęśliwia, bo czasu się nie cofnie, ani drugiej szansy nie dostanie.
Z Trzema Lwami na piersi
Doskonały instynkt strzelecki nie pozostał bez echa w kadrze narodowej. W reprezentacji poniżej 21 lat nie poznano się na nim i rozegrał w młodzieżówce zaledwie jedno spotkanie. Do reprezentacji seniorów trafił z kolei stosunkowo późno w wieku 27-lat. To nie przeszkodziło mu w byciu skutecznym. Za Venablesa występował w ataku z Alanem Shearerem, czyli jednym z nielicznych, który odmówił Fergusonowi. Obaj tworzyli doskonały duet napastników, dopasowany zarówno pod względem postury, charakteru jak i techniki oraz stylu gry. Tę doskonałość najbardziej było widać na mistrzostwach Europy z 1996 roku. Zespół wręcz napakowany gwiazdami nie dał rady zajść dalej, niż do półfinału. Mimo to Anglicy nie mieli pretensji do swoich piłkarzy, ponieważ grali oni naprawdę fantastyczny, piękny dla oka futbol. Hoddle, który zastapił Vanablesa, również stawiał na Sheringhama, wprowadzając jednak powoli do gry napastnika nowej generacji, młodziutkiego Michaela Owena. To właśnie bardzo młody zawodnik, a obecnie napastnik Manchesteru United, pokazał staremu wyżeraczowi, że być może najwyższy czas zakończyć karierę reprezentacyjną. Po eliminacjach do Mistrzostw Świata 1998, kolejny selekcjoner, Keegan, nie widział miejsca dla Teddy’ego. Zmieniło się to dopiero za czasów Erikssona, który widział w piłkarzu kogoś zdolnego do zaplanowania mądrej i składnej akcji. Ta inteligencja Sheringhama, o której tyle lat wcześniej wspominał już Klinsmann, dała mu miejsce w kadrze na kolejne mistrzostwa globu, gdzie Anglik rozegrał swój ostatni kadrowy mecz – było to spotkanie ćwierćfinałowe przeciwko Brazylii, przegrane 1:2. Tym samym zagrał dla reprezentacji 51 razy i w ciągu dziewięciu lat zdobył dla swojego kraju jedenaście goli.
Nowy typ legendy
Teddy Sheringham nie spodziewał się na pewno tego, że wygra The Treble z Manchesterem United. Nie spodziewał się także, że to właśnie on otworzy w Czerwonych Diabłach przynajmniej dwa niesamowicie ważne rozdziały.
Pierwszy z nich to „nowożytna” historia United, której z pewnością nie byłoby bez jednej jego bramki oraz asysty. Wiele osób twierdzi, że to właśnie wygrana z Bayernem Monachium stworzyła nowy-stary klub, który do dziś zawsze liczy się w walce o najwyższe trofea krajowe, europejskie, a także światowe. Jednym słowem – gdyby nie było wygranej w tamtym finale, nie byłoby także Manchesteru United jaki wszyscy znają i kochają.
Drugi rozdział wynika poniekąd z pierwszego. Sheringham przez to, jak ważną rolę odegrał w United, stał się jego legendą. Pomimo zaledwie kilku lat w tym klubie i wcale nie rzucającej na kolana ilości strzelonych bramek, otworzył erę legend-bohaterów, którzy nie zostają w jednym klubie przez całe swoje życie. Do tych z kolei będzie można niebawem zapisać jeszcze kilku wybitnych zawodników.
Czy to nie zatrze prawdziwego sensu słowa „legenda”? Tego nie wie nikt, ale czy można odmówić takiego statusu komuś, kto gra w klubie krótko, ale komu zawdzięcza się aż tak wiele? Z tego właśnie powodu obecność Sheringhama wśród legend jest bardzo kontrowersyjna i często kwestionowana. Na szczęście niekwestionowany pozostaje jego wkład w to, że dziś klub z Old Trafford prezentuje taki, a nie inny poziom, a kibice z łezką w oku w nieskończoność mogą oglądać właśnie te akcje, które ponownie otworzyły karty wielkiej historii Manchesteru United.