Kilka dni temu odbyłem uprzejmą pogawędkę z moim przyjacielem na temat futbolu. Zapytałem go, jak w trzech słowach scharakteryzowałby piłkarski światek XXI wieku. Ku mojemu zdziwieniu jego odpowiedź padła błyskawicznie, jakby machinalnie – „Kasa, kasa.. kasa!” Ten incydent skłonił mnie do krótkich przemyśleń nad polityką Manchesteru United pod kątem współczesnych realiów.
Jak zdefiniować współczesne realia? Nie trzeba daleko szukać – wystarczy spojrzeć na tegoroczne okienko transferowe. Praktycznie codziennie słyszmy o nowych celach transferowych Realu Madryt i Manchesteru City. Któż z nas nie czuł zniesmaczenia, gdy podczas oglądania jakiegokolwiek dziennika najpierw słyszeliśmy o pogłębiającym się światowym kryzysie, a po chwili o astronomicznych kwotach, którymi szastają zamożni właściciele klubów.
Kilka lat temu za krezusa futbolu uważany był Roman Abramowicz, który wielkie pieniądze zainwestował w Chelsea. Wiele słów krytyki padło pod adresem Rosjanina, ale cóż z tego… Przy obecnej sytuacji Abramowicz wydaje się być zwykłym pionkiem. Jego osoba zeszła na drugi plan, gdy do wkroczyli kolejni bogacze, którzy bez skrupułów podwajali stawki. Stawki i tak już uważane za skandaliczne.
Nie ma się co oszukiwać. Współczesnym futbolem rządzi pieniądz, a coraz większa liczba osób związana z nim zaczyna działać tak, jakby grała w Football Managera. Taki Florentino Perez czy szejkowie z Manchesteru w każdej chwili mogą ściągnąć, kogo im się tylko zamarzy. Sytuacja naszego rywala zza miedzy jest o tyle trudniejsza, że ich uboga historia i brak osiągnięć stanowią problem dla potencjalnych celów transferów… Ujmując to inaczej – przechodząc do City nie możemy się obronić tekstem: „ten klub ma ogromną renomę, każdy chce grać w City” i środowisko po prostu czarno na białym ma dowód na to, że dla takiego piłkarza liczy się tylko kasa.
Do czego jednak zmierzam? Chciałbym skupić się na stronie sportowej zaistniałej sytuacji, pozostawiając w tyle kontrowersje związane z takimi działaniami. Przejdźmy teraz do Manchesteru United. W tym przypadku o polityce drużyny z Old Trafford niejednokrotnie informował nas David Gill czy sam sir Alex Ferguson – nie wydajemy dużych pieniędzy na zawodników powyżej 26. roku życia, odpuszczamy okienko transferowe, gdyż nie będziemy przepłacać, dajemy szansę młodzieży.
Tak wcale nie musiało być. W końcu Malcolm Glazer dał Fergusonowi wolną rękę i ten, tak naprawdę, mógł szastać pieniędzmi na lewo i prawo. Szkot postanowił jednak działać po swojemu; w sposób, który przez tyle lat sprawdzał się doskonale. Jest to z pewnością postawa godna podziwu i powinno się ją uważać jako przykład. Przykład tego, że pieniądze to nie wszystko.
Niby wszystko pięknie, ale nie zapominajmy, że czasy się zmieniają… Pieniądz nigdy nie stanowił takiej siły, jaką stanowi obecnie, a wygląda na to, iż z roku na rok będzie tylko gorzej. Polityka Manchesteru United z pewnością jest dowodem na to, że można kierować się ważniejszymi wartościami, ale pojawia się pytanie… Jak długo będzie ona gwarantem sukcesu?
W obecnym okienku transferowym straciliśmy już najlepszego piłkarza świata – Cristiano Ronaldo – oraz solidnego gracza, jakim jest Carlos Tevez. Starzeją się tacy zawodnicy jak Paul Scholes czy Ryan Giggs. Wielu z nas spodziewało się spektakularnych transferów, lecz Fergie, nie pierwszy raz z resztą, dał nam pstryczka w nos i sięgnął po młodych, perspektywicznych graczy – Antonio Valencię i Gabriela Obertana. Szkot ściągnął także Michaela Owena, który według powszechnej opinii ma już najlepsze lata za sobą i stanowi jedną wielką niewiadomą. Na dodatek ważną częścią zespołu mają być zawodnicy pokroju 17-letniego Federico Machedy czy bracia Da Silva, Johnny Evans, Danny Welbeck oraz Darron Gibson.
Wielu kibiców obawia się, że polityka tak „intensywnego” odmładzania może skończyć się podobnie jak w przypadku Arsenalu. Drużyna z Londynu już od paru lat brak sukcesów tłumaczy wiekiem drużyny. Co prawda trzeba oddać im, że ich styl gry czasami naprawdę zapiera dech w piersiach, ale tu właśnie pojawia się problem złego zbalansowania zespołu. Młodość rządzi się swoimi prawami i nieraz, będąc pod presją, prowadzi do wielu wpadek, na które drużyna walcząca o najwyższe cele pozwolić sobie nie może.
Na szczęście w naszych szeregach mamy sir Alexa Fergusona – fachowca, który do takiej spirali z pewnością nie dopuści. Na dodatek nie możemy zapominać o tym, że drużyna z Old Trafford jest w fazie przebudowy od dłuższego czasu. To, że zdołaliśmy osiągnąć w tym czasie tak wiele świadczy tylko o tym, jaki mamy potencjał na przyszłość. Nie zmienia to jednak faktu, że budowa nowej potęgi będzie trwała w najlepsze. Wygląda na to, że Szkot postawił to sobie jako główny cel przed przejściem nad emeryturę – zbudować nową potęgę, która po jego odejściu będzie dzielić i rządzić na Starym Kontynencie.
Nie zapominajmy, że już raz byliśmy świadkami takich narodzin. Wystarczy cofnąć się do okna transferowego w 1995, w którym sir Alex Ferguson również podjął się ogromnego ryzyka. Sprzedał kluczowych piłkarzy i postanowił postawić na młodych wychowanków (bracia Neville, Paul Scholes czy David Beckham). Taka zagrywka nie została miło przyjęta przez kibiców i Szkot musiał się nasłuchać wielu słów krytyki i pogardy. Co było dalej? Chyba nie muszę nikomu przypominać. Sir Alex Ferguson zbudował potęgę zaczynając praktycznie od samego początku.
Powiem szczerze – w tym momencie czuję się dumny za to, że jestem kibicem Czerwonych Diabłów. Cieszę się, że klub, któremu kibicuję od dziecka od wielu lat udowadnia światu swoją wielkość stawiając na swoje juniorskie zaplecze, a nie wydając fortunę na transfery. Cieszę się, że jako jedni z nielicznych nie podążamy za regułami współczesnego świata i nadal wierzymy w słuszność i skuteczność swojej polityki.
Mimo to w głowie rodzą się wątpliwości, bo ciężko nam przezwyciężyć niepewność póki nie ujrzymy dowodów na boisku. Czy historia zatoczy koło i na nowo przeżyjemy erę „złotych dzieci Fergusona”? Czy ci młodzi piłkarze będą w stanie stawić czoła zespołom przepełnionymi gwiazdami? Odpowiedź poznamy już wkrótce, a Was zapraszam do dyskusji.