Nie przegap
Strona główna / Offtopic / Dariusz Szpakowski – fakty i mity

Dariusz Szpakowski – fakty i mity

Dariusz Szpakowski - fakty i mity
W październiku 1990 roku, relacjonując spotkanie ze słynnego Wembley, powitał widzów w taki oto sposób: „Dzień dobry państwu. Ze stadionu Wembley wita Dariusz Ciszewski!„. Choć teraz jest już dziennikarskim wyjadaczem, wciąż zdarzają mu się lapsusy, wpadki i błędy językowe. Mimo tego, dla większości widzów i futbolowych kibiców nadal pozostaje najlepszym sportowym komentatorem. Przed Państwem… Dariusz Szpakowski!

Kariera

Dariusz Szpakowski, urodzony 15 maja 1951 roku w Warszawie, w połowie lat 70. ukończył stołeczną Akademię Wychowania Fizycznego. Co ciekawe, w młodości nie trenował wcale piłki nożnej, a koszykówkę – występował w Legii Warszawa, która święciła wtedy triumfy na krajowych parkietach.

Kiedy zrezygnował z kariery koszykarza, zdecydował się zająć dziennikarstwem sportowym. Swoje pierwsze kroki stawiał w Polskim Radiu, gdzie rozpoczął pracę w 1976 roku. Szpakowski do dzisiaj uważa, że praca w rozgłośni dała mu najlepszą szkołę komentatorstwa i ukształtowała, jako sprawozdawcę sportowego – długie transmisje nauczyły go sprawnego posługiwania się polszczyzną, odpowiedniej intonacji i umiejętnego budowania efektu dramaturgii. W jednym z wywiadów, wspomniał, że podczas pracy w radiu zetknął się z tzw. komórką językową, która szkoliła komentatorów. Pracownicy tejże komórki sprawowali pieczę nad językiem dziennikarskim – dbali, aby relacjonujący poprawnie wymawiali wyrazy, dawali liczne wskazówki dotyczące prowadzenia audycji itp.

Pamiętam, gdy czytałem tekst, a realizator, pan Stanisław Młynarczyk, spytał mnie, czy jestem Anglikiem.
– Jak to? – zapytałem.
– No bo mówi pan jes, a w polskim języku brzmi to jest.

Dariusz Szpakowski

Jak widać, szkolenia językowe, praca nad wymową (nie chodzi tutaj tylko o wymowę nazwisk, bo jak wiemy, z tym jest różnie) i intonacją przyniosła skutki, gdyż Szpakowski komentuje mecze z powodzeniem już od ponad 30 lat. A warto dodać, że wciąż zyskuje nowe rzesze fanów, dla których transmisja bez głosu ulubionego komentatora traci połowę na swojej wartości.

Swoją przygodę z radiem zakończył po sześciu latach. W 1982 roku przeniósł się do Telewizji Polskiej, w której pracuje do dziś, mimo że nie raz proponowano mu przejście do konkurencji. Wśród stacji zainteresowanych zatrudnieniem Szpakowskiego były m.in. Polsat, TVN, a nawet proponowano mu powierzenie funkcji szefa redakcji sportowej Canal+.

Pierwszy poważny zgrzyt podczas pracy w TVP nastąpił dopiero w 2002 roku, kiedy to ówczesny szef sportu, Janusz Basałaj, odsunął dziennikarza od komentowania meczów. Kariera Szpakowskiego w telewizji zatrzymała się na niespełna dwa lata. W tym czasie Basałaj próbował wykreować następcę doświadczonego sprawozdawcy, od czasu do czasu samemu relacjonując piłkarskie spotkania. Wówczas to na Woronicza pojawili się Maciej Iwański i Tomasz Jasina, jednak nie zdołali oni zastąpić Szpakowskiego. Pod koniec 2004 roku, Basałaj zrezygnował z funkcji szefa sportu TVP po krytyce, jaka spadła na niego i innych komentatorów pracujących przy relacjonowaniu Igrzysk Olimpijskich w Atenach. Zanim jednak złożył dymisję, zdążył dogadać się ze Szpakowskim i niebawem, ku uciesze wielu kibiców, legendarny już komentator powrócił do regularnej pracy w telewizji.

Idąc z duchem czasu, Szpakowski w 2006 roku użyczył swojego głosu najnowszej odsłonie piłkarskiej gry z serii FIFA. Wraz z Włodzimierzem Szaranowiczem przez kilkanaście dni nagrywali komentarz do popularnego futbolowego symulatora. Mimo natłoku pracy, sam dziennikarz bardzo miło wspomina tamten okres:

Dariusz SzpakowskiMyślę, że miłe było to, że to właśnie nam zaproponowano wgranie głosu do najpopularniejszej tego typu gry na świecie. To jakaś forma docenienia tego, co w komentatorce osiągnęliśmy. Nagrywamy już piątą edycję. To zupełnie inne wyzwanie niż komentowanie. To taki komentarz wirtualny. Nagrywasz poszczególne sentencje, które w grze wybiera komputer. Nie oglądasz meczu. Siedzisz w radiowym studiu, uruchamiasz wyobraźnię, albo przypominasz sobie prawdziwe piłkarskie spektakle. Nigdy w swojej komentatorskiej karierze nie krzyczałem tyle razy „Gol”, co w tej grze. Trzeba było nagrać trzy tysiące nazwisk razy trzy. Dlaczego razy trzy? Chodzi o różne natężenie głosu, w zależności od miejsca zawodnika na boisku. Na pewno bardzo przydatna w tej przygodzie była praca w radiu.

Dariusz Szpakowski

Choć w młodości uprawiał koszykówkę (później także troszkę komentował), z czasem wyspecjalizował się w piłce nożnej. Poza tym relacjonował również hokej, kolarstwo, pływanie, kajakarstwo i wioślarstwo. Podczas swojej dziennikarskiej kariery ośmiokrotnie był wysłannikiem na piłkarskich Mistrzostwach Świata, od kilku lat regularnie komentuje mecze reprezentacji Polski, a także Ligę Mistrzów (wygląda na to, że niestety od przyszłego sezonu będzie musiał zrezygnować z przyjemności relacjonowania rozgrywek o najcenniejsze klubowe trofeum w Europie). Dzisiaj, po ponad 30 latach pracy jako komentator sportowy, stał się żywą legendą dziennikarstwa sportowego. O jego silnej pozycji i wielkim autorytecie najlepiej świadczy przydomek, jaki nadali mu młodsi koledzy z redakcji TVP – zwracają się do niego „Legendarny”.

Dariusz Szpakowski o kolegach po fachu

Podczas swojej kariery wzorował się na Bogdanie Tuszyńskim, a także Janie Ciszewskim. Jak sam wspomina, kiedy oglądając transmisję z meczu piłkarskiego, za mikrofonem nie było Ciszewskiego, relacja traciła na swojej wartości, niknął gdzieś ten specyficzny, niepowtarzalny klimat. Jeżeli zamiarem Szpakowskiego było naśladowanie w tym względzie legendarnego komentatora, to trzeba przyznać, że mu się to udało. Aktualnie nie ma drugiego dziennikarza, który potrafi tak umiejętnie budować dramaturgię i oddać emocje swoim głosem.

Obecnie, spośród komentatorów piłkarskich, Szpakowski najbardziej ceni sobie Jacka Laskowskiego (Canal+) i Bożydara Iwanowa (Polsat Sport). Do ścisłej czołówki, jego zdaniem, należą także: Mateusz Borek (Polsat Sport, Eurosport), Maciej Iwański (TVP Sport), a także Tomasz Smokowski (Canal+).

Dariusz Szpakowski prywatnie i… filmowo

Najsłynniejszy dziś dziennikarz sportowy prywatnie sympatyzuje z piłkarskim klubem Legią Warszawa, której kibicuje od dzieciństwa. Niestety, pracując w TVP nie ma okazji do komentowania meczów Legionistów. W związku z niezwykle skromną sportową ofertą telewizji publicznej, Szpakowski ma sporo czasu, który stara się zagospodarować na różne sposoby.

Mało kto wie, ale popularny sprawozdawca wystąpił w kilku filmach – zaliczył krótkie epizody w „Piłkarskim Pokerze”, „Pięciu minutach przed gwizdkiem”, a także w mało znanej produkcji „Kżyrzacy 2” (mało znanej dlatego, że obrazu nigdy nie ukończono). Szpakowski najwyraźniej nie ma jednak wybujałych ambicji aktorskich, gdyż we wszystkich tych filmach występował w roli komentatora. Ponadto dziennikarz użyczał swojego głosu w kilku dobrze znanych serialach: „Klanie”, „Samym życiu” i „Złotopolskich”.

W powstawaniu „Złotopolskich” swój udział miała także żona Szpakowskiego – Grażyna Strachota, która jest aktorką teatralną i telewizyjną. Para ma dwie córki – starszą Julię (ur. 1993 r.) oraz młodszą Gabrielę (ur. 1999 r.). Ciekawe, czy dzieci pójdą w ślady ojca? Podczas czatu z internautami, na pytanie dlaczego kobiety nie komentują meczów piłkarskich, popularny dziennikarz odpowiedział „Może trzeba zrobić eksperyment…”. Swoją drogą, pytanie dotyczące kobiet-komentatorek, dało mi do myślenia. Przecież na Redlogu udziela się kilka internautek, które w futbolu są zorientowane lepiej niż niejeden dziennikarz/ekspert sportowy występujący w telewizji.

Mity i fakty, czyli co Szpakowski powiedział naprawdę

Po Internecie krąży mnóstwo śmiesznych cytatów, których autorstwo przypisuje się Szpakowskiemu. Przy okazji różnych wywiadów, dziennikarze często pytają znanego komentatora o lapsusy, jakie popełnia w trakcie transmisji. Jak się okazuje, część z nich ma niewiele wspólnego z prawdą – są wymysłem wybujałej wyobraźni kibiców np. „Włodek Smolarek krąży jak elektron koło jądra Zbyszka Bońka” czy też stwierdzenie „Szewińska ma nieświeżo w kroku” (Szpakowski nie mógł tego powiedzieć, gdyż w swojej karierze nigdy nie komentował lekkiej atletyki).

Komentator już wielokrotnie był pytany w wywiadach o swoje wpadki i, jak sam przyznaje, często mu się one przytrafiają, jednak takie jest ryzyko zawodowe. Podczas relacji, nawet mimo uprzedniego przygotowania, zdarzają się sytuacje, kiedy człowiek daje się ponieść emocjom i zapomina co mówi, gubi sens wypowiedzi czy przekręca nazwiska. W swojej długoletniej karierze, Szpakowski zaliczył kilka spektakularnych pomyłek, które na stałe weszły do kanonu futbolowych powiedzonek. Sam dziennikarz przyznaje, że czytając niektóre swoje wypowiedzi, nie dowierza własnym oczom i śmieje się z własnych błędów. Na koniec więc, chciałbym przytoczyć kilka „kwiatków” komentatorskich, które, jak by nie patrzeć, wzbogacają transmisję ;-).

Klasyki:

  • Jezus Maria Boruc! – kiedy Boruc nie trafił w piłkę, Irlandia Pn. vs. Polska, 28.03.2009, Belfast
  • Grecy przy piłce, a konkretnie Warzycha – podczas spotkania Panathinaikosu Ateny
  • Puścił Bąka lewą stroną – o zagraniu do Jacka Bąka
  • Montenegro Savicević -Szpakowski myślał, że słowo Montenegro (Czarnogórzec – określenie narodowości) jest imieniem zawodnika Dejana Savicevića
  • Mecz Panathinaikosu z Olympiakosem, czyli świetna wojna – zamiast „(…) święta wojna”
  • Podziwiam jego skromne warunki fizyczne.
  • Następuje zmiana w drużynie Juventusu Toruń. Yyy… przepraszam, Dortmund. – podczas spotkania meczu Borussia Dortmund – Juventus Turyn
  • Zawodnik polewa sobie wodę głową.
  • Zizou, jak na drugie imię ma Zidane. – gwoli ścisłości, drugie imię Francuza brzmi Yazid, a Zizou jest jego przydomkiem
  • Halo Warszawa! – ulubione sformułowanie Szpakowskiego, które pada bez względu na to, w jakim mieście znajduje się studio

Z serii poetyckich:

  • Nasi piłkarze muszą bardzo antycypować gdzie spadnie piłka.
  • Riquelme z pietyzmem ustawił piłkę.

Z serii matematycznych:

  • Do końca meczu została godzina, czyli około 60 minut.
  • Do końca pierwszej połowy pozostały sekundy… dokładnie cztery minuty… 360 sekund.

Części cytatów, które zamieściłem pod tekstem, autorstwo przypisuje Dariuszowi Szpakowskiemu, mimo że nie można w żadnych źródłach znaleźć oficjalnego potwierdzenia tych informacji. Jeżeli macie, drodzy Czytelnicy, możliwość weryfikacji zamieszczonych przeze mnie wypowiedzi, byłbym bardzo wdzięczny, gdybyście napisali to w komentarzach. Oczywiście, jeżeli na liście brakuje Wam jakiegoś kultowego stwierdzenia, również dajcie o tym znać w komentarzach, a poszerzymy nasz spis ;-).

Przewiń na górę strony