Nie przegap
Strona główna / Z przymrużeniem oka / „Arsenal Londyn 2” – nowy film Wengera komercyjnym gniotem!

„Arsenal Londyn 2” – nowy film Wengera komercyjnym gniotem!

Arsene Wenger oraz sir Alex Ferguson
Niecałe dziesięć lat temu, kiedy Arsene Wenger był jednym z dwóch najlepszych reżyserów w Anglii, mój znajomy stwierdził, że marzy mu się taki scenariusz, w którego finale Arsenal będzie tracił do Manchesteru dwadzieścia punktów. Teraz jest to nie tyle możliwe, co bardzo prawdopodobne. Dlaczego ekipa z Londynu porzuciła kino ambitne, przynoszące jej kolejne nagrody na festiwalach i skupiła się na produkcjach komercyjnych? Kto za tym stoi – reżyser czy producenci?

W latach 70 i 80 Londyńczycy wypuszczali prawie wyłącznie produkcje klasy B. Zwykło się wtedy mówić „nudny, nudny Arsenal”. Receptą na beznadziejny styl i deficyt sukcesów miał okazać się nowy reżyser. Został nim dość egzotyczny człowiek, który co prawda nakręcił najlepszy film – „Nagoya Grampus”, ale… w Japonii! Nikt nie mógł się spodziewać, że „Pan Nikt”, nie do poznania zmieni Arsenal i całą angielską kinematografię…

Arsene Wenger

Już dwa lata później, Francuz cieszył się z drugiego dubletu dla Arsenalu w historii. Zdobył nagrodę za najlepszy film („Premiership 97/98”) oraz reżyserię („FA Cup 97/98”). Od tego momentu, w walce o najwyższe trofea liczył się tylko Arsene Wenger oraz sir Alex Ferguson. Aż do roku 2004…

Wtedy to, w angielskim kinie pojawił się nowy gracz – rosyjski miliarder Roman Abramowicz. Wykupił on podupadłą wytwórnię „Chelsea Londyn”, zatrudnił najbardziej obiecującego reżysera, zdobywcę Oscara za najlepszy europejski film „FC Porto”, Jose Mourinho, oraz skusił perspektywą wielkich pieniędzy i sukcesów, najlepszych aktorów Starego Kontynentu. Arsene Wenger, w przeciwieństwie do sir Alexa Fergusona, nic nie robił sobie z nowych produkcji „Chelsea”. Przekonany o perfekcji swojej filozofii kina, nie zważał na potrzeby akademii. Kiedy wytwórnia „Manchesteru” rosła w siłę i przystosowywała się do nowych trendów światowego kina – produkcjach spokojnych, wspaniale dopracowanych, w których teoretycznie przez dziewięćdziesiąt minut niewiele się działo – „Arsenal” ciągle wypuszczał filmy stylizowane na dzieła sprzed lat.

Arsene Wenger

Nagle okazało się, że to, co przyniosło producentom z Londynu wiele nagród w latach 1997-2004, przestało przekładać się na festiwalowe sukcesy. Jednak ich wytwórnia nadal zbijała ogromną kasę. Producenci Arsenalu, w jednej chwili zrozumieli, że sukces komercyjny można osiągnąć bez wysilania się na ambitne produkcje. Wystarczy być oryginalnym, a widzowie i tak przyjdą do kas po bilety. Ofiarą ich chciwości padł świetny reżyser – Arsene Wenger.

Większość wytwórni, których filmy nie odnoszą sukcesów szybko pozbywa się gasnących reżyserów. W najlepszym wypadku, groźbą wymuszają zmianę stylu i dopasowywanie się do gustów krytyków. W Arsenalu dzieje się inaczej. Francuski reżyser pracuje w spokoju, nikt nie ma do niego pretensji, że wytwórnia, niegdyś niesamowicie ambitna, obecnie nie znaczy nic na światowych festiwalach. Producentom wystarcza to, że cały świat mówi o Arsenalu. Fanów kuszą piękni, młodzi aktorzy, gustowne stroje i styl z lat dziewięćdziesiątych. Wytwórnia zarabia, wydając przy tym grosze. Po co więc ryzykować przegraną na festiwalu, jeśli bardziej opłacalna jest oryginalność. Oryginalność, którą kocha Arsene Wenger. Sukcesy lepiej zostawić celującym w gusta akademii, lizusom z Manchesteru.

Przewiń na górę strony