Od czterech dni oczy wielu kibiców zwrócone są na Londyn. Nieśmiałe sugestie jakoby Luiz Felipe Scolari mógł stracić posadę menedżera Chelsea sprawdziły się chyba szybciej, niż ktokolwiek oczekiwał. Teraz wiemy już, że do końca sezonu miejsce „Big Phila” zajmie Guus Hiddink. Śmiem jednak twierdzić, że władze londyńskiego klubu popełniły przy tej operacji zasadniczy błąd: albo wybrały sobie niewłaściwego strażaka do gaszenia pożaru, albo niepotrzebnie określają Holendra mianem „trenera tymczasowego”.
Gdy pierwszy raz przeczytałem doniesienie wspominające o możliwości przybycia Hiddinka na Stamford Bridge, przez moją głowę przemknęła myśl zdecydowanie zbyt niecenzuralna, by ją tutaj przytaczać. Chwilę potem szepnąłem sam do siebie: „Houston, mamy problem…”. Moja reakcja wynikała z opinii, jaką mam o holenderskim szkoleniowcu. Krótko mówiąc – sądzę, że to jeden z najlepszych trenerów (choć w zasadzie powinienem używać terminu „menedżer”) świata, a może nawet ten najznakomitszy. W ustach kibica klubu prowadzonego przez sir Alexa Fergusona takie stwierdzenie może wydać się dziwne. Sądzę jednak, że nie jest ono bezpodstawne.
Hiddink należy chyba do grona tych menedżerów, których sądzi się niejako „podwójnymi standardami”. Z jednej strony, ma w swojej karierze szereg ciekawych i udanych epizodów. Z drugiej natomiast, nie osiągał jak dotąd sukcesów z najmocniejszymi drużynami, i dlatego wielu kibiców powie o nim: „nie nadaje się na ten poziom”. Mimo tego, uważam, że w ciągu kilku ostatnich lat człowiek ten dał pokaz ogromnych umiejętności w prowadzeniu drużyn, zarówno klubowych jak i narodowych. Przypomnijmy sobie pokrótce, co takiego osiągnął.
Reprezentację Korei Południowej z egzotycznej ciekawostki przekształcił w solidną, grającą nowoczesny futbol maszynę. Można się spierać, czy gospodarze zasłużyli na półfinał, ale trudno zaprzeczyć, że pod wodzą Hiddinka poczynili ogromne postępy. Z drużyną narodową Australii Holender awansował (bodaj po raz pierwszy w jej historii) do mistrzostw świata. „The Socceroos” nie zrobili może w Niemczech takiej furory, jak Korea 4 lata wcześniej na swoich boiskach, ale zaprezentowali się całkiem dobrze. Awans do 1/8 spokojnie uznać można za sukces. Co do efektów pracy Hiddinka w PSV trudno mieć chyba jakiekolwiek wątpliwości. Klub ten był zdolny seryjnie wygrywać mistrzostwa kraju, ale w Lidze Mistrzów nie przebijał się zazwyczaj w ogóle do fazy pucharowej. Po roku pracy Guusa, ten sam klub szturmem wdarł się do półfinału, gdzie minimalnie i absolutnie niezasłużenie uległ Milanowi. W dodatku uczynił to w rewelacyjnym stylu – oglądałem ich grę z wielką przyjemnością. Natomiast ostatni rozdział w karierze Hiddinka wszyscy chyba dobrze pamiętamy: Rosji w półfinale mistrzostw Europy mało kto się spodziewał. Arszawin, Pawlyuczenko, Żirkow – jeśli ktoś nie zauważył wcześniej ich świetnych występów w klubach, po EURO 2008 znał ich cały Stary Kontynent.
Wróćmy jednak do dnia dzisiejszego. Tego samego Hiddinka Roman Abramowicz sprowadza w roli strażaka mającego zażegnać największe problemy i doprowadzić drużynę w jako takim stanie do końca sezonu. Ale co potem? W tej chwili mówi się (a nawet władze klubu stwierdziły tak w oficjalnym oświadczeniu), że Holender jest „tymczasowym trenerem”. Po pierwsze, niezbyt miło jest usłyszeć na wstępie, że jest się gdzieś zatrudnionym tylko chwilowo – nawet, jeśli takie są na obecną chwilę intencje obu stron. Po drugie, jeśli nowy szkoleniowiec będzie działał skutecznie, zwalnianie go po zakończeniu sezonu będzie kosmicznie głupim posunięciem ze strony Abramowicza. Najpierw udaje mu się nakłonić fantastycznego fachowca, by trenował jego drużynę, a za chwilę ma z niego zrezygnować? To tak, jakby PZPN zwolnił Beenhakkera po pierwszym, przegranym meczu eliminacji EURO 2008…
Moim zdaniem, Hiddink jest stanowczo zbyt dobrym szkoleniowcem, by sięgać po niego tylko „na chwilę”. Jeśli więc Abramowicz, Kenyon i spółka od początku definitywnie założyli, że człowiek, którego sprowadzą teraz, musi odejść po zakończeniu sezonu, to wybrali sobie najgorszego z możliwych kandydata na strażaka. Takiego człowieka nie marnuje się na zlecanie mu doraźnych napraw – jemu poleca się zbudowanie wspaniałego gmachu od początku do końca. Przy takich założeniach, do Hiddinka powinni zwrócić się dopiero po tym sezonie, gdy będą wybierać „docelowego” (cokolwiek miałoby to znaczyć) menedżera.
Oczywiście musimy wziąć pod uwagę sytuację obu stron. Były menedżer PSV jest teraz związany kontraktem z federacją rosyjską i z pewnością czuwający nad wszystkim Kreml nie chce, by ich nadworny piłkarski cudotwórca nadmiernie trwonił swoją energię gdzie indziej. Czy włodarze rosyjskiego futbolu byliby skłonni zachować się bardziej tolerancyjnie, niż Grzegorz Lato wobec Leo? Nie wiem – choć sam Hiddink pokazał już raz, że potrafi łączyć posady selekcjonera i menedżera klubowego bez uszczerbku dla żadnej ze stron. A może on sam nie chce wiązać się ze Stamford Bridge na dłużej? Taka opcja także nie jest wykluczona, lecz i tu znajdzie się odwrotny argument: stołek w Londynie to jednak bardzo kusząca propozycja.
Siłą rzeczy, pojawiły się dyskusje na temat tego, co w ciągu trzech miesięcy może zrobić Holender, by „wyciągnąć Chelsea z dołka”. Przede wszystkim zastanowiłbym się, czy faktycznie można mówić o jakimś kryzysie tej drużyny? Na pewno zatraciła ona regularność, którą prezentowała pod wodzą Mourinho i Granta, a która pozwalała jej walczyć o mistrzostwo Anglii i zostawiać za plecami wszystkich z wyjątkiem Man Utd konkurentów. Ale też nie jestem do końca przekonany, czy słabsza postawa dająca się zauważyć ostatnio zakrawała aż na trwałe, znaczące obniżenie poziomu. Może po prostu chwilowy spadek formy? Fakt – za Mourinho takowe się nie zdarzały. Ale w końcu „The Chosen One” jest tylko jeden…
Czy kryzys faktycznie jest czy też nie, Hiddink musi naprawić kilka rzeczy. Po to ściągano go do Londynu. Większość z nas zgadza się jednak chyba, że w obecnym sezonie trudno mu będzie zdziałać jakieś cuda i, dajmy na to, wygrać dublet. Na chwilę obecną „The Blues” mogą jeszcze postraszyć konkurentów do drugiego miejsca w lidze, a przy odrobinie szczęścia nawet i lidera. Tu jednak Manchester jest w o tyle komfortowej sytuacji, że wszystko leży w nogach naszych ulubieńców i tylko ich słabsza postawa pozwoliłaby Chelsea walczyć o mistrzostwo. Realnie patrząc na sprawę, myślę, że od Hiddinka można oczekiwać pewnego osadzenia Londyńczyków w pierwszej czwórce, a z czasem wspinania się na co najmniej trzecią pozycję.
Dla mnie najistotniejsze jest nie to, co będzie się działo teraz, lecz to, co stanie się w czerwcu. Jeśli Abramowicz ulegnie tendencji do niecierpliwego, nerwowego poszukiwania natychmiastowego sukcesu, może łatwo nie zauważyć tego, jak dobrego specjalistę udało mu się teraz pozyskać, i jak wiele mogłaby osiągnąć jego ekipa, gdyby Hiddink dostał możliwość kontynuowania pracy na SB – oczywiście zakładając, że byłby takim rozwiązaniem zainteresowany. Wielu z naszych czytelników komentujących ostatnie wydarzenia wokół Chelsea pisało o zgubnym wpływie ogromnej presji na wyniki. Być może więc rosyjski bogacz ma przed sobą poważny egzamin sportowej dojrzałości.