Nie przegap
Strona główna / Manchester United / Światełko w tunelu

Światełko w tunelu

Manchester United
Saga kryzysu początku sezonu już dawno przyćmiła aferę transferu Cristiano Ronaldo, zakończoną ostatecznie podczas środowego meczu, gdy przy owacji na stojąco Portugalczyk wszedł na boisko. Jednak kryzys trwa dalej i coraz silniej podkopuje solidne dotąd fundamenty drużyny. I choć zarówno kibice jak i prasa rozprzestrzeniają hiobowe wieści, niedaleko od miejsca, w którym jesteśmy, rozbłysnął mały ognik nadziei.

W sześciu meczach United strzeliło zaledwie cztery bramki. Tylko jedną z nich strzelił napastnik. Ba! Jakikolwiek ofensywny zawodnik. Bo nie można Fletchera nazwać graczem stricte ofensywnym. W tym czasie przeciwnicy strzelili nam pięć bramek. Gdyby stawką wszystkich spotkań były punkty, zdobylibyśmy ich tylko 6 (mecz z Portsmouth liczę jako remis, karne to nie wyznacznik dobrej gry). Dużo za mało, zwłaszcza jak na rangę zespołu z Old Trafford.

Obrona wciąż w marazmie. Grę na zero z tyłu zawdzięczamy zazwyczaj złej lub koszmarnej dyspozycji napastników przeciwnika, pracy pomocników lub zwyczajnemu szczęściu. Monolit, który stanowiła ta linia nie jest już tak przekonujący, jak jeszcze niespełna pół roku temu.

Napastnicy to temat na oddzielny tekst. Można napisać wielką tyradę na temat ubogości opcji, którymi dysponujemy w ataku. Tevez i Rooney są świetnymi zawodnikami i nikt temu nie zaprzeczy. I co z tego, skoro nawet grając we dwóch nie strzelają bramek i nie mają asyst? Bo niby komu mają podawać piłkę? Jeśli chodzi o zagrania pomiędzy tymi dwoma zawodnikami, to najczęściej przerzucają sobie piłkę z jednej strony pola karnego na drugi lub wypuszczają się na skrzydła. A w polu karnym nikogo. No, może Fletcher.

Kontuzje ponownie nas nie oszczędzają. Carrick, Scholes, Foster, Berbatow, wcześniej Giggs i Hargreaves. Na początku każdego sezonu odnoszę wrażenie, że przygotowanie fizyczne w Carrington jest nieco zbyt intensywne. Wygląda tak każda inauguracja piłkarskiego roku i za każdym razem przynosi to negatywne skutki. Zdążyłem chyba do tego przywyknąć.

Jakby tego wszystkiego było mało, wciąż czkawką odbija nam się brak Carlosa Queiroza. W składzie jest trzech zawodników, dla których głównym językiem jest portugalski. I są to gracze bardzo ważni dla właściwego funkcjonowania pierwszego składu. Ponadto, Queiroz wspaniale dopełniał się z Alexem Fergusonem, dodając wiele świeżości i innowacyjności. Da się wyczuć, że Szkotowi brakuje wsparcia Carlosa. Na razie do Phelana podchodzę z pewną dozą rezerwy i czekam aż udowodni, że potrafi załatać dziurę po poprzedniku.

Wygląda to wszystko co najmniej nieciekawie. Początek po raz kolejny okazuje się dla nas najgorszą częścią zawodów (już tytułuję go mianem najgorszego, gdyż nie sądzę, aby jakikolwiek cięższy cios spadł na nas w tym sezonie). Przed nami kolejne trudne spotkania, wszystko rysuje się w czarnych barwach i nawet Deco, który, eufemistycznie rzecz ujmując, niewiele wie o stosunkach United – Chelsea, z pewnością siebie mówi o „przepaści między zespołami i zemście za finał Ligi Mistrzów”. Najwidoczniej przeciwnicy Diabła sądzą, że ten ma na tyle stępione widły, że można go ciągnąć za ogon.

Ale chwila, chwila. Słyszycie te pomruki? Jakby groźne warczenie… Hm, mam dziwne przeczucie, że coś się zaraz wydarzy. Chyba Diabeł się budzi. Widły wracają z ostrzenia, rogi z polerowania. Chochliki spieszące do Pana prawie nabiły na nie Villareal. Zabrakło trochę szczęścia i wprawy w używaniu diabelskiej broni. Ale niewiele brakowało. Gdzieś z błękitnej oddali ktoś kpiącym gestem zaprasza Diabła. Ten wstaje, mruczy coś cicho po przebudzeniu, chwyta widły i zakłada rogi, strzepując irytujących pismaków oraz pozostałych krytyków. Wciąż nieco przygarbiony, lecz ponownie dysponujący siłą i wiarą w siebie, idzie w kierunku błękitnego Stamford Bridże, gdzie już jutro zmierzy się z zespołem, z którym od kilku lat prowadzi zaciętą batalię. Kolejna bitwa nie zdecyduje o losach kampanii, ale w kontekście przezwyciężania kryzysu będzie arcyważnym spotkaniem.

Liczymy na przebudzenie giganta, siłę i nieobliczalność (w pozytywnym tego słowa znaczeniu) naszych super-rezerwowych oraz geniusz wszystkich tych, którzy są odpowiedzialni za grę Manchesteru United, zarówno w sztabie, jak i na boisku. Z niecierpliwością czekamy na mecz, który pokaże, czy Diabeł przebudził się z letargu, czy wciąż leczy kaca po majowej fecie, a spotkanie z Villarealem było tylko nerwową reakcją na krytykę i złośliwe szepty.

Przewiń na górę strony