Już w sobotę, o 13:45 rozpocznie się niezwykle ważny mecz. Liverpool zmierzy się na Anfield Road z Manchesterem United. Dla podopiecznych Sir Alexa Fergusona spotkanie z odwiecznym wrogiem jest naturalne niezwykle ważne, lecz to na Benitezie ciąży ogromna presja ugrania punktów z mistrzami kraju. Wygrana z Manchesterem na pewno umocniłaby jego nieco zachwianą pozycję jako menedżera The Reds.
Dzisiejszego poranka mogliśmy przeczytać w serwisie Sky Sports o powrocie do zdrowia dwóch najważniejszych ogniw Liverpoolu, Stevena Gerrarda i Fernando Torresa. Hiszpan ucierpiał w zremisowanym bezbramkowo meczu z Aston Villą, w związku z czym nie wystąpił też w niedawnych meczach kwalifikacji Mistrzostw Świata 2010, a Gerrard od początku fazy przygotowawczej do sezonu zmagał się z kontuzją pachwiny.
Zawodnicy mają się już coraz lepiej. Mają za sobą lekką sesję treningową. Bardzo potrzebujemy ich w tym spotkaniu, gdyż mogą odmienić jakość naszej gry. Nie jestem zaskoczony, że będą mogli zagrać. Nasz staw medyczny doskonale wykonuje swoją pracę, a piłkarze pracowali niezwykle ciężko, aby wrócić do pełnej sprawności fizycznej.
Rafael Benitez
Tym samym oba zespoły przystąpią do spotkania niemal w najsilniejszych składach. Tradycyjnie można spodziewać się olbrzymiej walki, ale i triumfu jednego z zespołów. W ciągu 10 lat, United remisowali z Liverpoolem zaledwie 4 razy.
Po tym, gdy Everton nie odbudował już nigdy swojej potęgi z lat 80-tych, „Czerwone Diabły” zostały największym rywalem Liverpoolu i mecze tych drużyn cieszą się szczególną popularnością na całym świecie.
Anfield Road czeka już niespełna siedem lat na zwycięstwo swoich ulubieńców przeciwko znienawidzonym Mancs. Amerykański właściciele klubu George Gillett i Tom Hicks muszą wreszcie znaleźć się pod wrażeniem zdolności taktycznych hiszpańskiego menedżera, który nigdy nie pokonał w lidze United, Arsenalu i Chelsea. Należy mieć nadzieję, że ta „imponująca” passa się nie zakończy. Po opuszczeniu Półwyspu Iberyjskiego, Hiszpan zdobywał Ligę Mistrzów i FA Cup, ale nie udało mu się sięgnąć po najcenniejsze trofeum dla angielskich kibiców – Premier League, którego klub nie zdobył od początku istnienia rozgrywek.
W ostatnich latach jedynym zwycięstwem odniesionym przez Liverpool był wygrany mecz piątej rundy FA Cup przed dwoma laty, podczas którego bardzo poważnej kontuzji kontuzji doznał Alan Smith. Na Anfield zespół „The Reds” zwyciężył 1:0 po bramce Petera Croucha, który obecnie strzela gole dla Portsmouth.
W ostatnich latach mecze pomiędzy Manchesterem a Liverpoolem na Anfield były niezwykle dramatyczne. W obu przypadkach trzy punkty inkasowały „Diabły” po szczęśliwych golach Johna O’Shea i Carlosa Teveza. To właśnie podopieczni sir Aleksa Fergusona byli jedynym zespołem, który zwyciężył Liverpool na ich domowym obiekcie w sezonie 2007/08. Liverpool ma jednak doskonałą passę przed własną publicznością i ewentualnie wygrywając jutrzejszy klasyk, triumfowałby już po raz dziesiąty z rzędu w lidze.
Nie ma wątpliwości, że dla szkockiego menedżera United, pokonanie Liverpoolu jest zawsze priorytetem. Zanim legendarny szkoleniowiec pożegna się z fachem, zamierza jeszcze pobić 18 mistrzowskich tytułów Scousers. Jest to praktycznie niemożliwe przy porażkach ze znienawidzonym rywalem. O większą motywację takich piłkarzy jak Wayne Rooney, czy Gary Neville nie trzeba się po prostu martwić. Nienawidzą tego zespołu całym sercem. Ponadto, w przypadku występu, Gary rozegrałby już 350 spotkanie w Premier League.
Miejmy więc nadzieję, że czeka nas nieprawdopodobny mecz, pełen niezapomnianych wrażeń i… cudownej gry Dymitara Berbatowa. Lepszego momentu na debiut wymarzyć sobie nie można. To wielka szansa, aby pokonać LFC po raz czwarty z rzędu na Anfield.