Nie przegap
Strona główna / United to MY! / United to MY! – Silvan

United to MY! – Silvan

Nie pytaj co Ty możesz zrobić dla swojego klubu(…)

Nie mogłem spać, a zegar wybijał już godzinę bardziej wczesną niż późną, kiedy stwierdziłem, że nie warto marnować czasu na spanie. Słońce oświetliło mój pokój, który odznaczał się tym, że trudno było znaleźć na ścianach miejsce między plakatami zawodników Man United – drużyny która miała w nadchodzącym dniu rozegrać finał Ligi Mistrzów. Zamieniłem sen na wspomnienia tego, jak wyglądał mijający z finałem Ligi Mistrzów sezon w wykonaniu United. Wcześniej miałem szczęście, że koleś, którego ledwo znałem miał Canal+ i nagrał mi finał FA Cup na kasetę VHS (bo DVD było wtedy abstrakcją) i to właśnie scena Rudzielca trzymającego trofeum wraz z Teddym Sheringhamem była motywem wiodącym w mojej głowie…

Tak mógłby wyglądać mój wpis do pamiętnika gdybym pisał go w noc poprzedzającą finał Champions League 98/99. Nie przypuszczałem nawet, że może to być najszczęśliwsza noc w dotychczasowym życiu zamkniętego w sobie 15-latka, dla którego ten klub był światłem w ciemnym tunelu … Nic naprawdę nie cieszyło mnie wtedy w życiu bardziej od zwycięstw Czerwonych Diabłów! Zdarzyło się tak, że w 97 roku straciłem swoją matkę po długiej i wyniszczającej chorobie. I szczerze mówiąc nie radziłem sobie z tym najlepiej… Zagubiłem się i zatraciłem sens wszystkiego. Moja trzynastoletnia psycha potrzebowała potężnego wstrząsu, abym w życiu wyszedł jakoś na prostą. Musiałem chwycić się czegoś znaczącego… To, co wcześniej było zwykłym hobby odkąd zobaczyłem w akcji Erica Cantonę i mecze United w Lidze Mistrzów, stało się z czasem sensem samym dla siebie. W niedługim czasie miałem już koszulkę i szalik Man United. I siedząc przed telewizorem w barwach mojego klubu dostałem lekcję życia od ludzi, którzy w Barcelonie sprawili, że ja w małym polskim mieście na Podkarpaciu ocknąłem się ze złego snu. Zrobili coś, co dla młodego zranionego serducha było duchowym uleczeniem.

„Jeszcze w młodej krwi nadzieja wciąż się tli
w te wszystkie szare dni ona jest moją mocą!
Wciąż daje sok zepsutym owocom
Przynosi sen długim bezsennym nocom
Niech pozytywne myśli złe chwile ozłocą
I górują nad złem będzie dobrze ja to wiem!”

Dla tych którym obcy jest ten cytat niech wystarczy to, że kiedy zgasły światła i usiadłem w swoim pokoju byłem najszczęśliwszym człowiekiem świata!. To właśnie wydarzenia tamtej nocy były dla mnie życiową lekcją. Pojąłem znaczenie słów: „zawsze jest nadzieja” i „nigdy się nie poddawaj”. W tamtej chwili zrozumiałem, że wiara naprawdę czyni cuda, bo zwycięstwo w Barcelonie było dla mnie zwycięstwem światła nad ciemnością i sprawiło że uwierzyłem też w siebie samego. Uderzyło to we mnie tak mocno bo kiedy zegar pokazywał 90tą minutę, a Czerwone Diabły przegrywały nadal 0:1 coś we mnie pękło… i to był mój największy błąd – przestałem wierzyć… Nie widziałem do końca ekranu kiedy Teddy Sheringham wpakował piłkę do siatki po strzale Giggsa… oczy jakby same zaczęły rodzić łzy. Coś co poczułem kiedy piłka wylądowała w siatce określić mogę jako przebudzenie z najgorszego koszmaru, czystą niczym niezmąconą radość połączoną z euforią tak silną, że nawet nie pamiętam jak się cieszyłem. Chociaż wiem że słyszała mnie połowa mojego bloku. Łzy rozpaczy w łzy szczęścia w ciągu sekund… i tekst Szpakowskiego, który znam na pamięć, tuż po drugiej bramce…

„Nikt już proszę państwa nie siedzi na tym stadionie, począwszy od kibiców MANCHESTERUUUU GOOOL !. MANCHESTER MISTRZEM KLUBOWYM !!!”

Nikt nigdy nie odbierze mi tego, co wtedy czułem dzięki United. Przez długi czas tamten dzień pozostawał tym najcudowniejszym w moim życiu i często do niego wracałem choćby po to, aby naładować się energią. Chociaż było to lata temu przesłanie tamtego wydarzenia – niezachwiana wiara i nadzieja do samego końca w to że będzie dobrze jest zawsze moją bronią kiedykolwiek dzieje się źle. Mój ukochany klub przywrócił mnie psychicznie do pionu, dał do ręki najlepszą broń jaką człowiek może mieć na froncie życia – pozytywne nastawienie!

Dziś mam 24 lata, niedawno założyłem rodzinę i urodził mi się cudowny syn. Jest wiele osób i rzeczy, jakie dają mi siłę i pozytywną wibrację w codziennym życiu, ale Manchester United, choć już nie najważniejszy zawsze będzie zajmował w nim ponadczasowe i niezachwiane miejsce! Na szczęście Man United to dla mnie nie tylko historia, ale także teraźniejszość. Moje „ucieczki” do baru na mecze Czerwonych Diabłów to rzecz niemal święta i żona już dawno zrozumiała, że kiedy gra United mnie nie ma. Miałem to szczęście w życiu, że na własne oczy widziałem jak gra United. Do końca życia nie zapomnę sir Alexa Fergusona spacerującego po boisku przed meczem… i Rio Ferdinanda machającego w moją stronę. Ryan Giggs i Garry Neville przechadzali się nie dalej niż 20 metrów ode mnie. Niestety nie był to mecz na Old Trafford, ale na liście rzeczy które muszę zrobić zanim umrę po wybudowaniu domu, spłodzeniu syna (to można odznaczyć :P) i posadzeniu drzewa (to też :P) jest wyprawa na Old Trafford… To więcej niż sport, fascynacja czy nawet pasja! To uczucie, którego nie da się z niczym porównać! Tym właśnie jest miłość!

Glory Glory Man United !
Pozdrowienia dla Prawdziwych Maniaków !

Silvan

Przewiń na górę strony