Kiedy reprezentacja Anglii przegrywa, piłkarscy specjaliści na Wyspach zastanawiają się, w czym tkwi problem. Po odpadnięciu narodowej kadry z Mistrzostw Europy, już na etapie eliminacji, w mediach rozpętała się dyskusja, na temat źródeł kryzysu. O ile dotychczas zadawano sobie tylko pytania i pozostawiano je nierozstrzygnięte, o tyle po meczu z Chorwacją postanowiono w końcu zrobić coś w tej kwestii. Paradoksalnie, w tym samym czasie, drużyny z Premiership zdominowały elitarną Ligę Mistrzów, a w tegorocznym UEFA Country Ranking, na pierwszym miejscu znalazła się właśnie Anglia.
Problem w tym, że o sile wyspiarskich drużyn, coraz częściej decydują cudzoziemcy. W United i Chelsea może nie jest jeszcze tak tragicznie, jak w Arsenalu, jednak łatwo zauważyć tendencję do zatrudniania obcokrajowców. Potem, trudno się dziwić, że Capello nie ma kogo wystawić w reprezentacji. Jeżeli na emeryturę odejdzie obecne pokolenie, Anglikom może być bardzo ciężko skompletować jedenastkę, nie mówiąc już o dwudziestokilkuosobowej kadrze. Na razie nie widać potencjalnych następców Terry’ego, Ferdinanda, czy Gerrarda. Wniosek nasuwa się sam – coś jest nie tak ze szkoleniem młodych piłkarzy.
Z jak poważnym problemem mamy do czynienia?
Większość kibiców zgadza się, że angielscy zawodnicy są z reguły gorzej wyszkoleni technicznie, niż ich rówieśnicy w Ameryce Łacińskiej, czy na południu Europy. W ostatnich latach, liczba Wyspiarzy grających w Premiership, spadła do zaledwie 38%. Raporty statystyków podziałały mobilizująco nie tylko na Football Association, ale również dały do myślenia politykom.
Aby przeciwdziałać tej niepokojącej tendencji, na początek postanowiono zająć się strukturą szkolenia młodzieży. Wszyscy zainteresowani zgodnie twierdzą, że rozgrywki juniorów są zbyt sformalizowane i dorosłe. Trenerzy kładą nacisk przede wszystkim na rezultaty, a presja temu towarzysząca, zwyczajnie zniechęca młodych zawodników do kontynuowania swojej kariery. Ponadto, Anglia jest jedynym krajem w Europie, gdzie już siedmioletnie dzieci uczestniczą w regularnych rozgrywkach ligowych. Ograniczenia związane z liczebnością składu, zmuszają część zawodników do rezygnacji z futbolu i traktowaniu sportu tylko jako hobby.
Gra na pełnowymiarowych boiskach, daje większe szanse dzieciom, które są większe, szybsze, czy potrafią kopnąć piłkę dalej niż inne. Tym słabszym fizycznie, nawet jeśli byliby lepiej wyszkoleni technicznie, trudniej jest znaleźć miejsce w drużynie i powalczyć na murawie z roślejszym przeciwnikiem. A później Anglicy dziwią się, że Wyspiarz jest drewniany, a taki Hiszpan, czy Portugalczyk czaruje techniką.
Młodzi angielscy piłkarze już w wieku 10 lat, grają na pełnowymiarowych boiskach, podczas gdy ich rówieśnicy w innych europejskich krajach, trenują na specjalnie przygotowanych obiektach. To tak, jakby dorosłym zawodnikom kazać grać na boisku o długości 150m i ponad trzymetrowych bramkach.
Kolejną rzeczą, która szwankuje, jest system szkolenia. Większość juniorów pogrywa w szkolnych zespołach, trenowanych przez nauczycieli niemających zielonego pojęcia o piłce nożnej. Niewiele lepiej sytuacja wygląda w klubach, w których, wydawać się mogło, są eksperci i odpowiedni personel. Nawet w drużynach odznaczonych znakiem Charter Standard, sugerującym wysoki poziom treningu, niekiedy nie ma odpowiednio wykwalifikowanych osób do szkolenia młodzieży. Co dopiero mówić o reszcie klubów, które takiego odznaczenia nie posiadają. A warto dodać, że tylko jedna placówka na sześć może poszczycić się licencją Charter Standard.
Holendrzy przyjdą z pomocą?
Jak uczyć się, to od najlepszych. Reporterzy Sky Sports, polecieli z wizytą do Holandii, aby przyjrzeć się tamtejszej fabryce talentów i poznać ją od kuchni. Przewodnikiem po meandrach holenderskiego futbolu był Bert-Jan Heijmans, który przez ponad dekadę trenował angielską drużynę Brandon United FC i starał się wprowadzić w niej niderlandzkie wzorce. Dziennikarze, wraz z Heijmansem udali się do amatorskiego klubu OJC Rosmalen, aby zaobserwować, jak tutaj wygląda praca z młodzieżą.
Pierwsze, co rzuciło się w oczy, to zupełnie inna mentalność i podejście Holendrów do futbolu. Treningi z dziećmi i promowanie młodych piłkarzy to priorytet, a nie, jak w Anglii, zaledwie dodatek do dorosłej piłki.
W drużynie z Rosmalen, najmłodsi piłkarze mają po pięć lat. Podczas sesji treningowych, główny nacisk kładzie się na kontakt z piłką, czy technikę, a wszystko to ma formę zabawy. Młodzież gra na obiektach specjalnie przystosowanych do ich wieku i warunków fizycznych. Opiekunowie juniorskich drużyn mają odpowiednie kwalifikacje i są bardziej piłkarskimi przewodnikami, czy mentorami, niż surowymi trenerami. Ponadto, w Holandii, powszechny jest ośmiostopniowy system szkolenia – aby zostać włączonym do pierwszego zespołu, należy przejść 4 etapy dziecięce, a później, wraz z wiekiem, przechodzi się kolejne 4 etapy dorosłe. Całość programu jest doskonale przystosowana do organizmów zawodników i obciążenie treningowe wzrasta wraz z rozwojem fizycznym. Dla porównania, w Anglii, jest jeden poziom dla juniorów, oraz jeden dla dorosłych sportowców.
To, czego potrzebuje 12-letni zawodnik, znacznie różni się od wymagań 22-letniego piłkarza. Ich organizmy są na zupełnie innym poziomie rozwoju, mają zupełnie inne potrzeby.
W Holandii, w każdym klubie pracuje ekspert od szkolenia młodzieży, tymczasem w Anglii, w wielu zespołach, tą odpowiedzialnością obarczeni są rodzice zawodników. W Niderlandach piłkarskie władze, co miesiąc przeprowadzają kontrole w każdej placówce, a na Wyspach? Rzadko, kto widział pana oddelegowanego z FA. W związku z tym, wielu menedżerów stosuje przestarzałe metody szkolenia. Przykładowo, trening strzelecki wygląda tak, że piłkarze ustawiają futbolówki na linii pola karnego i po kolei uderzają na bramkę. Średnio, każdy zawodnik oddaje jeden strzał na dwie minuty. W Holandii, nikt już nie stosuje takich metod, a zamiast tego, juniorzy więcej czasu poświęcają grze na specjalnie przygotowanym boisku. Podczas symulacji meczu mają znacznie więcej konatktu z piłką, niż podczas takiego treningu strzeleckiego. Który program jest efektywniejszy, chyba nie muszę przekonywać.
Kropla w morzu potrzeb
Football Association postanowiło zadziałać. Ogłoszono program National Game Strategy. Teoretycznie, projekt ma zagwarantować możliwość przejścia specjalnego programu treningowego ponad milionowi zawodników. Środki, jaki przeznaczono na ten cel to ponad £200 mln, więc wydawać się może, że odpowiednio spożytkowane, powinny dać pewne efekty. Niestety to tylko kropla w morzu potrzeb. W cotygodniowe rozgrywki na angielskich boiskach jest zaangażowanych ponad 7 milionów zawodników, 125,000 drużyn, 1700 lig i 400,000 wolontariuszy.
Jeżeli Anglicy wnet niż zmienią obecnych wzorców szkoleniowych i organizacyjnych, mogą niebawem przestać istnieć jako piłkarski naród. Kluby będą opierały się tylko wyłącznie na zawodnikach zagranicznych, a Brytyjczyk na murawie, będzie taką osobliwością, jaką obecnie jest Brazylijczyk w polskiej kadrze narodowej. Na razie, Wyspiarze mogą wiązać nadzieje z projektem ograniczenia liczby cudzoziemców w wyjściowej jedenastce, jednak trzeba też samemu przeciwdziałać temu poważnemu problemowi i reorganizować angielską piłkę, bo potem może być za późno.