Nie przegap
Strona główna / Liga Mistrzów / United coraz bliżej półfinału, sensacja w Stambule

United coraz bliżej półfinału, sensacja w Stambule

Liga Mistrzów
Za nami pierwsze pojedynki ćwierćfinałów tegorocznej Ligi Mistrzów. Za największą niespodziankę można uznać porażkę Chelsea z mistrzem Turcji Fenerbahce. Wyśmienity wynik wywalczyły za to „Czerwone Diabły” w Rzymie w meczu z miejscową Romą i przybliżyły się do półfinału z Barceloną, która nie bez problemów pokonała Schalke.
Dyskusja na forum

Mecz w stolicy Włoch do łatwych wyzwań nie należał, więc wynik wywalczony na wyjeździe można uznać za rewelację. Był to ogromny krok ku 1/2 tych elitarnych rozgrywek. Gospodarze zagrali dobre spotkanie, lecz mimo tego, stracili dwie bramki i w rewanżu na Old Trafford musiałby zdarzyć się cud, aby Roma odrobiła straty. Bez swojego przywódcy Tottiego, rzymianie chcieli pokazać, że są zespołem złożonym z innych wielkich piłkarzy, którzy są w stanie zastąpić „Il Grande Capitano”. Takich graczy było jednak na próżno szukać, gdyż nikt nie wziął na siebie ciężaru gry. Wiara piłkarzy Spallettiego na pewno została zachwiana w 39. minucie, kiedy to cudownym, być może nawet najładniejszym trafieniem w tej edycji, popisał się Cristiano Ronaldo. Portugalczyk po doskonałym podaniu Paula Scholesa wykończył znakomity atak United.

Tym samym, nasz najskuteczniejszy piłkarz po raz kolejny udowodnił, że nie ma reguły i że nie strzela bramek wyłącznie w meczach o „pietruszkę”. Przepiękna główka grającego tego dnia w ataku Latynosa dała nam duży komfort psychiczny przed drugą połową. Bramka zdobyta na wyjeździe na pewno mocno wpłynęła na taktykę gry wicelidera Serie A, który wcześniej zamierzał to spotkanie rozstrzygnąć na swoją korzyść. Naszym rywalom zabrakło w drugich 45-minutach impetu i zdaje się, że wiary w końcowy sukces. Rzecz jasna, skrzętnie z tego skorzystaliśmy.

Należy przyznać, że pierwsze minuty były w wykonaniu United bardzo nerwowe i nawet przez myśl przyszła mi powtórka sprzed roku, czyli znów ewentualna porażka z wymarzonym golem na wyjeździe. Było jednak z każdym momentem coraz lepiej, sytuacja została opanowana, a misternego planu Sir Aleksa nie zburzył nawet uraz Nemanji Vidicia. Nem po jednym ze starć w powietrzu niefortunnie spadł na ziemie i musiał opuścić boisko. Jego zmiennik John O’Shea spisał się bardzo, bardzo poprawnie. Już teraz wiadomo, że Serb nie zagra w rewanżu na Old Trafford, gdyż będzie pauzował 2-3 tygodnie. Dobrze, że nie stało mu się nic poważniejszego. Myślę, że poradzimy sobie z jego absencją.

Przeciwnika w 66. minucie dobił Wayne Rooney po sporym zamieszaniu w polu karnym i nieudanym chwycie piłki przez Brazylijczyka Doniego. Golkiper rzymian wystawił Anglikowi piłkę jak na tacy i młody napastnik, rodem z Merseyside, dopełnił dzieła zniszczenia rywala. Ogromne zasługi w tej akcji miał Park, gdyż to właśnie jego uderzenie głową sprawiło tyle problemów bramkarzowi Romy. Wówczas, pewne już było, że Manchesterowi nic złego tego wieczoru przydarzyć się nie może. Awans można było przypieczętować w kilkunastu następnych minutach, lecz Ronaldo trafił w słupek, a Michael Carrick minimalnie chybił obok bramki Doniego.

Zwycięstwo na włoskich boiskach jest zawsze dużym sukcesem, gdyż mało kto znajduje sposób na znakomite formacje defensywne drużyn z Italii w Champions League. Udało się w tym roku Arsenalowi zdobyć twierdzę San Siro. United nie mogli być gorsi i podbili Stadio Olimpico. Półfinał jest już na wyciągnięcie ręki. Roma nie może pogodzić się z porażką, czego dowodem są choćby wypowiedzi Davida Pizzaro, czy Franco Contiego, którzy skrytykowali Ronaldo za to, że ten ośmieszał ich na boisku. Gratuluję „poczucia” humoru, panowie. Ludzie kupują bilety, żeby widzieć widowisko, doskonałe zagrania, a nie szachy. Portugalczyk ma możliwości, których nie posiada żaden piłkarz rzymskiego klubu.

Czy jest więc coś dziwnego w dryblowaniu i kompromitowaniu obrońców rywala? Ależ nie, to doskonały show, który rozjusza publikę. Prawda jest taka, że na Półwyspie Apenińskim takich zagrań próżno szukać, gdzie przy wyniku 2:0, wszyscy odliczają już czas upływający do końcowego gwizdka arbitra. Nie mam wątpliwości, że jest to lament przegranych. A za obietnice mówiące, Pizzaro i jego partnerzy z zespołu wyrównają rachunki w niezbyt sportowy sposób, należy się Chilijczykowi zawieszenie. Z drugiej jednak strony, to może dać Ronaldo większą ochronę od sędziego w tym meczu. Przynajmniej tak mi się wydaje, gdyż takie występki nie przystoją profesjonalnym piłkarzom i należy bardziej przypatrywać się zachowaniom na murawie i winnych brutalnych fauli, karać kartonikami. Liczę na powtórzenie rezultatu na Old Trafford. Wyśmienicie byłoby ujrzeć kompromitację włoskich pyszałków po raz kolejny na naszym stadionie.

W drugim spotkaniu rozegranym tego wtorku, Schalke 04 przegrało 0:1 z Barceloną, która wydaje się być bardzo prawdopodobnym przeciwnikiem na naszej drodze do zdobycia głównego trofeum. Jeśli Katalończykom nie przydarzy się kataklizm w rewanżu na Camp Nou, Frank Rijkaard zyska ostatnią szansę na wygranie… czegokolwiek w tym sezonie. Praca wykonywana przez Holendra w hiszpańskim klubie od roku jest wielkim pasmem niepowodzeń i być może to ostatnia szansa, aby odejść z klubu z twarzą. Koniec przygody byłej legendy holenderskiej piłki z klubem jest już niemal przesądzony, lecz dopóki Barca liczy się w LM, trudno powiedzieć, czy plotki znajdą pokrycie w rzeczywistości. Niemniej jednak, warto dodać, że kandydatem na jego miejsce jest Jose Mourinho.

„Blaugrana” nie zagrał wielkiej piłki i wygrała niezwykle szczęśliwie po trafieniu młodziana Bojana Krkicia, który skorzystał z podania Thierry’ego Henry i wepchnął piłkę z bliskiej odległości do siatki. Niemcy nie poddawali się i sprawili sporo kłopotów Valdesowi i niepewnej obronie wicemistrza Hiszpanii i aż dziw bierze, że jednej z nich nie udało się Schalke wykorzystać. Zawiódł najlepszy napastnik klubu z Veltins Arena – Kevin Kuranyi, który jeszcze w ostatnich minutach miał doskonałą szansę zdobycia wyrównującego trafienia, lecz chybił nieznacznie obok słupka. Trudno spodziewać się sensacji w rewanżu, lecz obecna Barcelona nie jest gwarantem zwycięstw. Zaliczka z pierwszego meczu może jednak okazać się nie do odrobienia dla podopiecznych Mirko Slomki. Obie drużyny rozczarowują w tym roku w ligowych rozgrywkach, więc ewentualny sukces w LM byłby powetowaniem dość przeciętnego sezonu. Spodziewam się, że po wyeliminowaniu Romy, zagramy właśnie z piłkarzami Rijkaarda, którzy na pewno są w naszym zasięgu.

24 godziny później, do rywalizacji stanęły kolejne dwa zespoły. Angielski pojedynek Arsenal – Liverpool wzbudził sporo emocji, choć nie był to mecz z wieloma bramkowymi sytuacjami i pięknych akcji, lecz głównie wielkiej walki. Mimo to, spotkanie mogło się podobać, choć zwycięzca nie został wyłoniony. Takowym może się już czuć – choć nie powinien i raczej się nie czuje ;) – Liverpool, gdyż zremisował bramkowo na wyjeździe, co jest świetną zaliczką przed rewanżem. Remis 0:0 na Anfield Road dałby „The Reds” awans do półfinału. Droga jest jednak daleka, gdyż wystarczy chwila nieuwagi, by „Kanonierzy” skrzętnie wykorzystali okazję. Bramkę dla piłkarzy Wengera zdobył Adebayor, który od pewnego czasu nie trafia do siatki w Premiership. Stało się tak odkąd… ściął sobie włosy. Tymczasem, w Lidze Mistrzów trafiał zarówno z Milanem, jak i wczoraj ze Scousers. Piłkarze Beniteza wykonali swój plan i natychmiastowo, po zaledwie trzech minutach, odrobili straty. Wielką robotę wykonał Steven Gerrard, który po minięciu dwóch rywali, wystawił piłkę do Kuyta, a Holender uderzył do „pustaka”. Rewanż zapowiada się bardzo ciekawie, na pewno Arsenal nie złoży broni i od początku zaatakuje, bo tylko gol może dać im przepustkę do walki o ten niezwykle prestiżowy tytuł.

Na koniec pozostaje mecz pomiędzy Fenerbahce, a Chelsea. Dwaj wielcy reprezentanci swoich krajów stworzyli znakomite widowisko, a niespodziewanie jako przegrani boisko musieli opuszczać „The Blues”. Przyjezdni mieli kilka dogodnych okazji do uzyskania prowadzenia, lecz musiał wyręczyć ich najskuteczniejszy piłkarz tureckiego zespołu – Deivid, który strzelił samobójczego gola.

Podopieczni Avrama Granta powinni wykorzystać przynajmniej jeszcze jedną sytuację przy prowadzeniu 0:1, lecz duet Drogba-Lampard nie miał swojego dnia i żaden z dwójki tych znakomitych piłkarzy, nie znalazł drogi do siatki. W grze wicelidera angielskiej ligi zabrakło konsekwencji i ci po przerwie oddali pole gry zawodnikom legendarnego Zico. Fenerbahce zagrało znakomitą piłkę, co tylko potwierdza, że tego rywala nie można lekceważyć. Osobiście… nie chciałem bardzo trafić na będących w „gazie” Turków na tym etapie rozgrywek.

Do zwycięstwa poprowadził ich nie kto inny, jak Deivid, pechowy strzelec bramki dla Chelsea. Przedtem, do remisu doprowadził jednak Colin Kazim-Richards lub po prostu Kazim Kazim, jak nazywany jest w Turcji. Młody reprezentant kraju znad Bosforu i były zawodnik Sheffield United i Brighton pojawił się na boisku dopiero w drugich 45 minutach i dał piękny sygnał swoim partnerom do ataku. Jego perfekcyjny strzał w sytuacji jeden na jednego z Cudicinim dawał remis Fenerbahce. Gola na wagę zwycięstwa zdobył zaś wspomniany Brazylijczyk i razem z bramką zdobytą przez Cristiano Ronaldo, zdecydowanie wywarł na mnie największe wrażenie w pierwszych ćwierćfinałowych pojedynkach.

Te trafienia powinny pretendować do miana najpiękniejszych goli Ligi Mistrzów w sezonie 2007/08. Piekielnie silne uderzenie byłego napastnika Paris Saint-Germain zatrzepotało w siatce w 80. minucie meczu i niespodziewanie zwycięstwo nad Chelsea stało się faktem. Turcy dokonali wielkich rzeczy, lecz czeka ich niezwykle trudny rewanż na Stamford Bridge.

Pora pokusić się o pewne prognozy przed rewanżami. W meczu United, jak już wspomniałem, nie przewiduję niespodzianek, lecz pewnego awansu naszego zespołu, który zaprezentował bardzo inteligentny futbol w Rzymie. Musielibyśmy polec 0:3, co wydaje się mało realne, gdy przychodzi mi spojrzeć na obecną dyspozycję zespołu. Pod znakiem zapytania ponownie stoi występ Tottiego, którego wyraźnie zabrakło w pierwszym spotkaniu. Bardzo wątpię, aby Schalke mogło wyeliminować Barcelonę w meczu na Camp Nou. Bądź co bądź, Katalończycy to zespół własnego sezonu i ich bolączką od początku sezonu jest rywalizacja na obiektach swoich rywali.

Ma się to zarówno do ligi, jak i do Champions League. Liverpool podejdzie zaś w bardziej komfortowej sytuacji do rewanżu, lecz dla mnie to Arsenal nadal jest faworytem. „The Reds” na pewno zagrają zdyscyplinowaną piłkę, zakładam, że ich gra będzie opierała się głównie na kontratakach. Jeśli się mylę, a nie ma ludzi nieomylnych… widowisko może tylko na tym zyskać. Dobrze byłoby widzieć typową, otwartą grę angielskich zespołów.

Chelsea ma nóż na gardle, lecz specjalnie nie łudzę się, że nie wygra na Stamford Bridge. Własny stadion to twierdza wielkich zespołów. Old Trafford, Camp Nou, SB, Emirates. Tam bardzo trudno o zwycięstwo nad gospodarzami aren, a biorąc pod uwagę rekord ligowych gier bez porażki „The Blues”, podtrzymanie znakomitej passy jest możliwe. Nawet jeśli trenerem jest ktoś, którego kompetencje nie są wystarczające na kierowanie zespołem tego kalibru

Tak widziałbym pary półfinałowe:

Arsenal – Chelsea; Manchester United – FC Barcelona

A jaka jest Wasza opinia?

Przewiń na górę strony