Nie przegap
Strona główna / Z przymrużeniem oka / Miłość niejedno ma imię…

Miłość niejedno ma imię…

Miłość niejedno ma imię
Zakochałam się, naprawdę się zakochałam. Pamiętacie moje zażalenia? Pamiętacie, co przeżywałam? Pamiętacie?! Nie! Zupełnie o mnie zapomnieliście! Histeria lubi się powtarzać. Marzycie o tym, bym wpadła do Siatki, bo to dzięki mnie krzyczycie „gol, gol”, czyż nie? Czy każda piłka na tym świecie musi mieć tak przekopane życie? Nie chcę spotykać się z Siatką, on jest totalnie nudny, bezuczuciowy! Wpadam w jego ramiona, a on mnie nawet nie obejmie, nie przytuli… Odbijam się od niego jak od ściany. Naprawdę nie oczekuję wiele, jednak brak miłości w moim życiu sprawia, że wychodzi ze mnie powietrze. Nie zamierzam cały czas narzekać, bo to, że miliony oczu przenikają moje ciało, zapominając o tym, co mogę czuć, już do mnie dotarło. Jest mi z tym źle. Przepraszam za emocje, ale naprawdę mam już dość. Wiem, że poprzednim razem, gdy do Was pisałam, miałam o niebo lepsze samopoczucie, ale niestety ten świetny humor wyparował i ciężko będzie go „dopompować”. Dziś święto zakochanych, dlatego pomyślałam sobie, że może mimo wszystko będę mogła się Wam wyżalić? Mogę? Naprawdę?! Dziękuję…

Ostatnio koleżanka po fachu, piłka Grażynka, zarzuciła mi, że za bardzo wyczekuję idealnego partnera. Zapominam, że czekając na ideał, całe moje życie stanie się swego rodzaju poczekalnią. Kochać i być kochanym to tak, jakby z obu stron grzało nas słońce, dlatego każdego dnia jest mi tak strasznie zimno. Boli mnie to, że nie ma mnie nawet kto przytulić. Jesteście egoistami! Myślicie tylko o jednym, męskie szowinistyczne świnie! Patrzycie na moje ciało, ale kto z was pomyśli o głębi? Kto z Was pomyśli o moim sercu!? Dzięki mnie, Wasze życie ma wartość, bo to właśnie ja przyciągam do telewizorów miliony, sprawiając, że czujecie się jak w niebie, ale co z tego? Dostrzegacie ten absurd? Jestem rozpoznawana na całym świecie, znają mnie już najmłodsi, a jestem tak obrzydliwie samotna… Nie zasługuję na miłość? Pytają czy trzeba kochać. Oto nie należy pytać, to trzeba czuć. Ja tego nie czuję i owa świadomość niszczy mnie.

Chciałam się zakochać, ja naprawdę miałam dobre chęci. Słupek kilka razy zaprosił mnie nawet na spacer, ale wymigiwał się za każdym razem, że nie może wyjść z pracy, że jest zajęty – wiecznie perfidne wymówki. Co za drań. Chciałam mu zaufać, a on tak strasznie mnie oszukał. Bezczelny egoista! Myśli tylko o sobie. Jest tak zapatrzony w siebie, że nawet nie rusza się z miejsca. Nie wyobrażam sobie być z kimś, kto nie ma dla mnie czasu! Chcę pokochać całą sobą, czy to źle? Słupek jest przystojny, fakt. Ma idealne ciało, jego tyłeczek jest po prostu fantastyczny, chociaż czasem wydaje mi się zbyt płaski. Kto wymyślił te durne Walentynki? Czy ten ktoś nie przewidział, że taki dzień może ranić!? Wieczorem, gdy kładę się spać, zadaję sobie pytanie: „dlaczego akurat ja?”. Grażynka powiedziała mi nawet ostatnio, że im dłużej pozwala się kobiecie tęsknić, tym bardziej rośnie miłość. Moja miłość w takim razie będzie większa od stadionu Old Trafford. Może ta praca mnie niszczy? Dopiero dostalibyście po tyłkach, gdyby to każda piłka na świecie zaczęła strajkować! My ewidentnie nie mamy czasu dla siebie, nie wspominając już o pompowaniu (czyt. Sex). Tak myślę sobie znowu o Słupku… Przecież nikt nie wydaje się bardziej obcy niż ktoś, kogo się kiedyś kochało. Właśnie, czy ja Go kochałam? Jak Wam się wydaje? Już nie rozumiem samej siebie.

Mam dołka, naprawdę nie mam ochoty na nic. Walentynki, piękny dzień zakochanych, a ja tu dosłownie wegetuję. Wiecie, co jest najlepsze? O 16 grają moje kochane Diabełki… z kim? Arsenalem. Przecież to gorzej niż pogrzeb mojej ciotki Franki. Przyjadą wielkie gwiazdeczki. Takie młode dupy, a wydaje się im, że pozjadały wszystkie rozumy. Oj nie, nie… przeliczą się. Tym dzieciom naprawdę wydaje się, że mogą mieć każdą, ale kiedy patrzę na zawodników Arsenalu, dostaję zatwardzenia. Słyszałam, że Fabiański zagra w pierwszym składzie, to będzie istny cyrk. Jego fantastyczna grzyweczka intryguje mnie najbardziej. Fabiański… ta jego grzyweczka… Żeby chociaż Boruc mnie objął… O tak! To by było coś! Ale taki Fabiański… Ciekawe swoją drogą kto jest jego stylistą? Pewnie niewidomy Romuś z Chelsea. Jeśli oni męskość mają wielkości swojego IQ to współczuję ich partnerkom. Przepraszam, przesadzam, ale oni działają mi na nerwy. Gdybym miała tam pracować to chyba zapiłabym się na śmierć, powietrze wyszłoby ze mnie po tygodniu, a emeryturę musieliby przydzielić mi po góra 6 miesiącach pracy. Dość, wystarczy! Narzekam na brak życiowego partnera, ale tak naprawdę, powiedzcie mi… gdzie ci prawdziwi mężczyźni? Eh… być kobietą, być kobietą. To naprawdę trudna rola, każdego dnia musimy egzystować obok tej bandy egoistów – facetów. Chyba zaczynam doceniać Słupka. On jest taki spokojniutki, skromny, ale czy ja właśnie kogoś takiego szukam? Mam jeszcze trochę czasu, zanim na Old Trafford zawitają dziewczyny Arsenalu, tylko jak to wykorzystać? Jestem rozdrażniona. Może brakuje mi seksu? Sama nie wiem, już nic nie wiem! Mimo wszystko spróbuję być optymistką. Dziękuję Bogu za to, że dał mi pracę z tak fantastycznymi ludźmi. Fakt, mają oni swoje za uszami, jakieś podboje erotyczne, prostytutki, ale cóż… Nie zapominajmy, że to tylko faceci.

Dziękuję Bogu za to, ponieważ to naprawdę ciekawi mężczyźni. Criso może przesadza z żelem, mógłby darować sobie też ten brylancik wielkości jądra afroamerykanina. Cóż, Ronalduś wygląda jak wygląda. Mimo wszystko naprawdę ich lubię i przede wszystkim cenię za wkład pracy. Powiem Wam coś w sekrecie. Najbardziej rajcuje mnie Evra. Ten Francuz jest niesamowity. Na poziomie, skromny, męski, ciekawy… idealny dla mnie! Oj, głupia jestem. Utopia mnie zniszczy. Zejdźmy na ziemię. Muszę zapomnieć o Słupku, koniecznie muszę o nim zapomnieć. Tylko jak? Błagam, pomóżcie mi. Chociaż w porównaniu do zawodników z Arsenalu, Słupek jest drugim Iglesiasem.

Posiadamy dar kochania, lecz także dar cierpienia i o tym zapomnieć nie mogę. Może właśnie dzięki osobom samotnym ludzie umieją docenić Święto Zakochanych? Może to dzięki mnie Grażynka docenia swojego męża, który jedynie porusza pilotem i przełyka piwo? Nie wiem jaka jest prawda, ale czuję, że jestem nieszczęśliwa. Chcę kochać i być kochaną. Przyznam się Wam szczerze. Sport mnie męczy. Już czuję się nim znużona, może dlatego, że z każdym problem jestem tak naprawdę sama. Inni tylko oczekują, krzyczą przed telewizorem „jeszcze jeden”, gdy ja nie mam już sił, a łzy lecą mi policzkach. Nigdy nie wpadlibyście na myśl, że czasem mogę mieć dość, na myśl, że chcę budować szczęście, ale własne. Własne, rozumiecie?! Zależy mi na Waszym szczęściu, zapominając o swoim, dlatego w te Walentynki jestem sama…

Miłość trzeba budować, odkryć ją to za mało. Miłość musi narodzić się we mnie, jednak nikt jej do tego nie zmusi. Marzę o takich narodzinach. Na początku pisałam o Siatce, prawda? Stwierdziłam, że jest bezuczuciowy i nudny. Z tego względu, że mam z nim naprawdę bliski kontakt, Bóg chce żebym z nim była? Może tak właśnie jest? Może to rzeczywiście moja szansa, a ja idiotka wiecznie narzekam czekając z założonymi rękoma. Może Siatka jest kimś dla mnie? Patrząc na to z drugiej strony, on naprawdę czasami świetnie przytula, a gdy jesteśmy razem wśród ludzi wywołuje to wiele emocji. Razem z nim naprawdę się liczę. Może warto spróbować? Może Siatka i ja stworzylibyśmy udany związek? W jego ramionach mogłabym czuć się bezpiecznie, z kolei Słupek jest sztywniakiem, nie potrafi być czuły. Może nareszcie będę umiała o nim zapomnieć.

Nie ma maski, która by mogła długo ukryć miłość tam, gdzie ona jest, ani udawać ją tam, gdzie jej nie ma. Dziś Walentynki stąd moje skrajne poglądy na wiele spraw. Wierzę w to, że następne moje przemówienie będzie przesiąknięte szczęściem… Wyobraźcie sobie, że nawet odrobiną szczęścia, którą posiadam, nie mam z kim dzielić. Nie przeraża Was to? Już dłużej tak nie chcę. Wiem, wiem… mówię tylko o sobie, wiecznie „ja, ja, ja” – przepraszam Was. Narzekam na ogólny egoizm, a sama zachowuję się tak samo. Może dlatego, że jestem zdesperowana? Może i Wy macie podobne problemy? Tylko martwi nie mają problemów, to fakt… ale jak pokonać miłość? Sport ma moc absolutną. Może łączyć i dzielić. Podobnie jest z miłością… Każdego dnia walczą ze sobą dwa zespoły: dobro i zło. Czasem wynik jest bardzo wyrównany, czasem skrajnie przesądzony. Trenerem Dobra jest sam Bóg dlatego mamy pewność, że pod koniec sezonu w tabeli Dobro będzie na miejscu pierwszym. Są to dwie niepowtarzalne drużyny o wielkiej sile, wielkim potencjale. Miłość również zwycięży, bo przecież miłość to dobro idealne…

Przewiń na górę strony