Nie przegap
Strona główna / Inny punkt widzenia / Czy przed wyjściem chcesz zapisać stan gry? Tak/Nie

Czy przed wyjściem chcesz zapisać stan gry? Tak/Nie

Czy przed wyjściem chcesz zapisać stan gry? Tak/Nie
Przedzierając się przez kolejne tematy na forum, w oczy rzuciła mi się liczba osób dzielnie walczących o sukcesy na boiskach piłkarskich niemal dzień w dzień. Jedni z nich prowadzą światowej klasy zespoły, wypatrują niedrogie gwiazdy, sklejają drużynę tworząc dzielnie walczący monolit, sięgają po trofea, wprowadzają niszowe zespoły na europejskie salony – jednym słowem: żyją pięknym snem. Inni na boisku biegają więcej niż Gennaro Gattuso, walczą zacięcie, strzelają przepiękne bramki, kapitalnie dryblują a po końcowym gwizdku ocierają pot z czoła i oglądają powtórki strzelonych bramek. Football Manager i Pro Evolution Soccer, bo o nich mowa, zabierają dużej części fanów futbolu pokaźną część życia!

Byłem niegdyś recenzentem jednej ze stron o tematyce konsolowej. Mimo młodego wieku (wówczas było to około 12-13 lat) pisałem dość często recenzje mniej lub bardziej ciekawych gier, nieraz wystawiając im oceny z kosmosu. Przyznaję, granie zabierało mi znacznie więcej czasu niż powinno, pochłaniało również znacznie więcej pieniędzy niż wyznaczałyby to pewne granice normy. Nikogo jednak nie potępiam, mi akurat taki tryb życia nie pasował i dość szybko z niego zrezygnowałem – kwestia jednostki, nie mająca żadnego wpływu na zbiorowość. Mimo wszystko, po dziś dzień w moim domu stoi nowy Xbox, na którym w wolnych chwilach „katuję” Pro Evo Soccer 6, a najczęściej odpalanym programem w moim komputerze jest właśnie wcześniej wspomniany Football Manager 2007.

Choć w powszechnej opinii spędzanie czasu na kontrolowaniu owych pikselowych ludzików i utożsamianiu się z kimś, kim prawdopodobnie nigdy nie będziemy, jest marnotrawstwem, ja nie postrzegam tego w ten sposób. Lubię czasami oderwać się od szarej rzeczywistości, odpalić Football Managera i przynajmniej na chwilę poczuć się jak Alan Curbishley czy David Moyes. Pokrzyczeć na piłkarzy, wywieźć ze Stamford Bridge komplet punktów, wygrać Puchar Anglii – nie, zdecydowanie nie uważam, by było to zwykłe marnowanie czasu, bardziej kojarzy mi się to ze zwykłą rozrywką zabijającą nieco monotonię dnia codziennego.

Gorzej jednak, gdy człowiek, dla którego granie stanowi ogromną część życia, zaczyna mylić świat wirtualny od rzeczywistego. Coraz częściej na przeróżnych forach zauważam ludzi, których opinia na temat światowego futbolu opiera się w dużej mierze na doświadczeniach z gier komputerowych i telewizyjnych. Problem sięga jednak dalej, oto bowiem ów nastolatkom wydaje się, że skoro poprowadzili swój klub w FMie do sukcesów mają prawo dyktować trenerom swoich ulubionych zespołów kolejne transfery i czuć niezadowolenie, jeśli ich prośby nie zostają wysłuchane (tak, jakby Ferguson notorycznie przeglądał komentarze na internetowych stronach poświęconych United, jasne).

Dostrzegam nawet tendencję do minimalizowania zasług prawdziwie zasłużonych legend tego pięknego sportu, a zastępowanie ich pseudotalentami. Praca na boisku często pozostaje niezauważona, a dla fanów piłkarskich większe znaczenie od rzeczywistej formy i umiejętności zawodnika mają cyferki przy poszczególnych cechach, jakie przydzielił im koder jednej z firm produkujących ów gry. Ludzie tacy jak Gary Speed, Ryan Giggs czy (nie daj Boże) Robbie Fowler coraz częściej ustępują swojego chwalebnego miejsca graczom takim jak Rafael van der Vaart, Vincent Kompany czy Nani, których jedyną zasługą na dobrą sprawę jest w chwili obecnej to, że są „utalentowanymi graczami z Football Managera”.

Na całe szczęście, odkąd przeglądam fora internetowe o tematyce piłkarskiej, wpływ gier komputerowych na opinię fanów zdaje się maleć. Coraz częściej zauważam głosy potępienia dla ludzi, których źródło wiedzy stanowią Football Managery, choć w dużej mierze nie sięgają on celu. Co mi bowiem po tym, że dany forumowicz, fan piłki nożnej, znawca od siedmiu boleści powie „ja wcale nie sugeruję się FMem”, skoro w jego postawie widać coś zupełnie odmiennego?

Dlatego nie tyle radzę, co sugeruję Wam, byście przynajmniej na chwilę oderwali się od wirtualnej rzeczywistości, włączyli czasami jakiś meczyk, przeczytali co w trawie piszczy i przyswoili to co widzicie, a nie kierowali się tym, co wpajają wam autorzy gierek. I wcale nie odradzam Wam grania, sam zaraz pewnie odpalę sobie Football Managera i poprowadzę jakąś przeciętną drużynę angielską, nie raz denerwując się po straceniu głupiej bramki, a później poszukam na Xbox Live jakiegoś Anglika, z który pogram w PESa i wymienię poglądy na temat piłki. Grajcie do woli, ale nie dajcie się zwariować!

Peace.

Przewiń na górę strony