Nie przegap
Strona główna / Inny punkt widzenia / Arsenal vs Chelsea

Arsenal vs Chelsea

Wojna w umyśle fana United - Arsenal vs. Chelsea
Jeśli ktoś liczy, że zajmę się tutaj opisem najbliższego spotkania miedzy tymi dwoma stołecznymi klubami, to niestety się rozczaruje. Osoby, które mają nadzieję na coś innego powinny być zadowolone. Jednak, aby już dalej nie przedłużać, to wszystkich zapraszam do przeczytania. Otóż będzie to pojedynek, pojedynek, jaki odgrywa się w głowie kibica United. Odczucia związane z Arsenalem sprzed kilku lat i obecną Chelsea. Pytanie, który z tych dwóch zespołów jest gorszy do ścierpienia…

Arsenal klub założony w 1886 roku, bla bla bla, bla bla bla, przecież od takich tekstów głowa pęka, suche fakty. Skupmy się na stosunku kibica Manchesteru do dawnego teamu Kanonierów, więcej fantazji. Z tym klubem głównie kojarzy mi się Arsene Wenger i jego sławne kłótnie z Sir Alexem Fergusonem, po prostu stylowe mind games. Choć muszę tutaj przyznać, że Jose jest lepszy, takiej aroganckiej istoty matka natura wcześniej jeszcze nie miała. O tym jednak dużo później.

Wenger 'niezły’ trener, który potrafi ściągnąć mało znanych piłkarzy i zrobić z nich naprawdę super graczy. Thierry Henry, który męczył się w Juventusie na skrzydle, przekwalifikowany na napastnika stał się najlepszy w swoim fachu. Szwed Fredrik Ljungberg, Nwankwo Kanu, Nicolas Anelka i najważniejszy zawodnik – numer 4 – Patrick Vieira. Oj tak, gdybym nie miał swojej kultury, to bym mu epitetów nie szczędził, oj nie. A wszystko przez to, że o ile Ferguson i Wenger toczyli słowne bitwy, które można wytrzymać, to Francuz wraz z Royem Keanem zwykle na murawie zachowywali się jak rycerze na wojnie. A tak, tak dałbyś im miecze, to oni już by wiedzieli, co z nimi zrobić.

Za to zawsze (nie chcę użyć tego słowa, ale muszę) nienawidziłem Arsenal. Sam fakt, iż Vieira chciał równać się z legendą United – Keano – był iście drażniący. Co prawda gadki Wengera też przyprawiały o ból głowy, ale były bardziej znośne niż chociażby chamskie zachowanie Keowna, Winterburna, Boulda, Dixona, Adamsa, po prostu całego bloku defensywnego Kanonierów. Chyba każdy pamięta mecz na Old Trafford, kiedy to w 90. minucie Ruud van Nistelrooy (wówczas bożyszcz wszystkich fanów United) nie wykorzystał jedenastki i okropne zachowanie Keowna, Lehmanna. Potem te śmieszne kary za wręcz ataki na Van The Mana. Zresztą niemiecki bramkarz to z Mourinho do jednego worka…

Mimo ogromu rzeczy, które drażnią mnie w drużynie Arsenalu potrafię docenić ten klub. W końcu kiedyś nie na darmo jego piłkarze byli uważani za mistrzów ataku pozycyjnego. Pewnie i nadal znajdą się ludzie, którzy tak sądzą. Tacy piłkarze jak Henry, Overmars, Bergkamp, Pires potrafili grać z finezją, polotem, naprawdę szybko, ładnie i zgrabnie. Akcje były toczone w dobrym tempie. To się podziwia, po prostu chcesz, czy nie, musisz oddać wrogowi, co mu należne.

Do całej tej poprawy wyglądu zespołu dochodzi jeszcze jedno z zachowań Arsene’a Wengera, o którym może mało kto pamięta. W 1999 roku Arsenal grał w 4 rundzie FA Cup z Sheffield United i wygrał spotkanie, a mimo to Wenger zaproponował, aby pojedynek powtórzyć. Pytanie dlaczego? Otóż zwycięski gol zdobyty przez The Gunners był dosyć kontrowersyjny. Piłkarze Sheffield wybili piłkę za linię boczną, ponieważ jeden z ich kolegów doznał kontuzji i leżał na boisku. Wtedy to Kanu zamiast oddać piłkę rywalom, podał do Overmarsa, a ten ku zaskoczeniu wszystkich popędził i umieścił piłkę w siatce. Menedżer klubu z Londynu natychmiast po końcowym gwizdku sędziego wyszedł z inicjatywą rozegrania potyczki raz jeszcze. W zachowaniu Francuza podoba mi się również to, iż nie boi się postawić na młodych, niedoświadczonych, aczkolwiek zazwyczaj bardzo zdolnych chłopaków.

Arsenal nie taki zły? Teraz czas na Chelsea, ale jak to czasem bywa… autorzy różnych prac lubią płatać figle, a więc…
C.D.N…

Przewiń na górę strony