Nie przegap
Strona główna / Z ostatniej chwili / Pride of the Irish

Pride of the Irish

Irlandia: zielona wyspa słynąca przede wszystkim z wielkiego hartu ducha jej przeważnie rudowłosych i nigdy za kołnierz niewylewających mieszkańców, a także ze względu na to, iż jako jedyni wyspiarze nie dali się ostatecznie podbić Angolom. Naród wesoły i dumny, a przede wszystkim potrafiący bawić się w niesamowity sposób, zarażający optymizmem wszystkich wokół, bardzo licznie przybył do Polski, aby ochoczo dopingować swoją drużynę podczas mistrzostw Europy. Od początku dali się oni poznać Polakom jako sympatyczni i otwarci ludzie, z którymi mimo bariery językowej, nie trudno było znaleźć wspólny język. Miłe jest również to, że Polacy także bardzo miło przyjęli zarówno piłkarzy, jak i samych sympatyków piłki kopanej z Irlandii.

Właśnie ci ostatni podczas wczorajszego meczu Irlandii z Hiszpanią pokazali coś niezwykłego, wręcz wspaniałego, istną kwintesencję dumy narodowej i tego, jak należy wspierać własną reprezentację, jak można pozostać dumnym pomimo widma bezapelacyjnej porażki. Nawet przegrywając aż 0:4 z obecnymi mistrzami Europy, stadion należał do nich. Nie umniejszając niczego kibicom ze słonecznej Hiszpanii, tak, jak ich piłkarze królowali na boisku, tak Irlandczycy władali na trybunach. Zresztą nie wiem, czy na całym tym turnieju jest drugi kraj, który mógłby pochwalić się tak wspaniałymi kibicami. Ich melodyjna i wzniosła ballada o czasach wielkiego głodu w Irlandii „The Fields of Athenry” (dla ścisłości to nie jest hymn!) niosła się z tysięcy gardeł na gdańskiej arenie tak niesamowicie i doniośle, że ciary mieli chyba wszyscy, wliczając w to nawet ich utytułowanych rywali.

Było w tym śpiewie coś wzniosłego i pięknego, nawet moja druga połowa, zwykle nie interesująca się piłką nożną, zajrzała z zainteresowaniem do pokoju. Ostatnie 10 minut tego spotkania siedzieliśmy poruszeni i pełni podziwu, wsłuchując się w słowa tej zacnej Irlandzkiej pieśni ludowej znanej wszystkim Irlandczykom. Czegoś takiego nie widziałem jeszcze nigdy. Zaryzykuję stwierdzenie, że polscy czy jacykolwiek inni kibice siedzieliby już tylko załamani, a może nawet na 10 minut przed końcem zaczynaliby powoli zmierzać w kierunku wyjścia, a niezłomni Irlandczycy roztoczyli prawdziwą magię, która w moim odczuciu zmieniła porażkę w zwycięstwo. Teraz, gdy Irlandii zabraknie w kolejnych fazach turnieju, samą obecnością podczas fazy grupowej nadadzą oni tym mistrzostwom niesamowitego kolorytu i wyrazu. Pod tym względem są oni już bezsprzecznymi i niezrównanymi mistrzami Europy. Podejrzewam, że wielu osobom różnej narodowości najbardziej z tego turnieju w pamięci zapadną nie lepsze i gorsze momenty ich reprezentacji, ale właśnie przejmujący śpiew Irlandzkich kibiców ich The Fields of Athenry!

Edit – komentarz pana Zimocha:

Przewiń na górę strony