Nie przegap
Strona główna / Naszym okiem / Mike Dean – jedenasty rok psucia Gry na najwyższym poziomie

Mike Dean – jedenasty rok psucia Gry na najwyższym poziomie

Mike dean - jedenasty rok psucia Gry na najwyższym poziomie
Wiele rzeczy mnie dziwi w piłce nożnej. Dziwią mnie nagłe zrywy drużyn, nieprzewidywane porażki, a czasem zwycięstwa; dziwią mnie puchary i niemal stuprocentowa pewność, że nie da się przewidzieć, kto przejdzie do następnej rundy; dziwi mnie Liga Mistrzów, która zawsze aż kipi emocji; dziwią mnie gracze, którzy czasem wzbijają się na wyżyny, a czasem swoją głupotą, rozluźnieniem, czy jednym błędem przekreślają marzenia drużyn, trenerów i milionów fanów na zdobycie trofeów; jest jeszcze zapewne wiele, wiele rzeczy, które mnie dziwią, a zarazem powodują, że futbol tak mnie wciąga, pochłania bez reszty i zatrzymuje przy sobie na długie godziny…

Jest jednak jedna rzecz, jeden fakt, który przekracza moje możliwości rozumowania. Żeby najłatwiej oddać problem, napisałbym „sędziowie”, ale to nie byłaby prawda. Nie „sędziowie”, a „sędzia”, jeden przypadek, niezrozumiały dla mnie błąd w sztuce zwanej piłką angielską, który rujnuje wspaniałe widowiska. Ten błąd jest jak choroba przewlekła – wraca i zwykle w swoich powrotach jest jeszcze gorszy, a jego objawy (w tym wypadku decyzje) wywołują u mnie coraz to gorsze reakcje. Ten błąd nazywa się Michael Leslie Dean.

Merseyside’s Finest

Kim jest Mike Dean. Odpowiedź znów może być podana w oczywisty i mniej oczywisty sposób. Mike Dean to „sędzia” piłkarski, pochodzący z Heswall, małej mieściny na północnym zachodzie Anglii (położonej, nota bene, w metropolitalnym hrabstwie Merseyside). Dean ma ponad 25 lat doświadczenia w „sędziowaniu”, gdyż rozpoczął swoje psucie gry już w 1985 roku. Powoli wspinał się po szczeblach kariery, aż doszedł do Premier League i tam został dostrzeżony przez media, kibiców i piłkarzy. Właśnie! Mike Dean nie jest zwykłym „sędzią” piłkarskim. To najwyższej klasy ignorant, niekonsekwentny w swoich decyzjach, wypaczający wyniki i, jak na przykład w zeszłym sezonie (tak, to on „sędziował” mecz Chelsea – United), decydujący o mistrzostwie Anglii „arbiter”.

Pytań odnośnie osoby Deana jest tysiące. Jak można być ślepym i być dwudziesty szósty rok „sędzią”? Jak można tak uparcie nie uczyć się na własnych błędach? jak można być na tyle bezczelnym, żeby za owe błędy nie przeprosić, nawet po fakcie? Pewnie trzeba być z Merseyside i mieć, jak głosi popularne ostatnio powiedzenie młodzieżowe, „wyj*#ane” na wszystko. Taki jest Dean. Taki z niego luzak. Gwiazdor. Za każdym razem, kiedy widzę, że to ta postać będzie biegała z gwizdkiem podczas meczu United, drżę o wynik bardziej, niż gdyby cała nasza wyjściowa XI złapała na raz wirusa grypy żołądkowej w dzień meczu. Zawsze, kiedy oglądam prowadzony przez niego mecz, który nie jest meczem United ani West Hamu i nie wywołuje we mnie tylu emocji, próbuję znaleźć metodę, jaką posługuje się Gwiazdor w swoim „sędziowaniu”. Jest jednak nieodganiony. Jest mistrzem. Mistrzem darowania punktów drużynom, które na to nie zasługują; mistrzem odbierania punktów zespołom, które harują cały sezon, żeby móc uszczęśliwić miliony fanów zdobyciem tytułu.

Superstar Rock Band

Nie od dziś wiadomo, że sędziowie i „sędziowie”, to zdecydowanie najsłabszy punkt English Premier League. W zasadzie można polemizować, czy niektóre decyzje Football Association nie przebijają swoją „jakością” i „obiektywizmem” tych podejmowanych przez „sędziów”, ale nie pieką one tak bardzo, ponieważ zwykle dowiadujemy się o nich sporo po meczu. „Sędziowie” w EPL to gwiazdy. Niejednokrotnie myślałem, czy to przypadkiem nie grupa niespełnionych performerów, od zawsze marząca o występowaniu przed wielką publicznością, ale niestety nie posiadająca żadnego talentu (no, może oprócz talentu wk*#^iania ludzi). Myślę, że gdyby dobrze poszukać, znalazłoby się skład na dwie grupy The Beatles XXI wieku.

Długo nie myśląc – Webb na perkusji (mimo „sentymentu” polskich kibiców, uważam, że jest jednym z lepszych arbitrów w EPL, ale na pewno daleko mu do bezbłędności), Chris Foy na basie (ma swoje chwile na solówki, jednak jest jeszcze do przeżycia. Z drugiej strony… Do przeżycia byłby w Ekstraklasie, a nie w najlepszej lidze świata), Martin Atkinson na gitarze (tego pana kibicom United nie trzeba przedstawiać. Ileż to razy „zadziwiał” nas swoimi wyjątkowo obiektywnymi i, co zadzwiające, zawsze skutkującymi na niekorzyść United decyzjami) i wreszcie Gwiazdor, bohater tego tekstu, Michaaaeeeeeeeeeeeel Deeeeeeeeeeeeeeeeean na wokalu, jako frontman. Oczywiście czymże byłby zespół gwiazd bez dobrego menadżera? Tę rolę dedykuję Markowi Clattenburgowi (ktoś jeszcze pamięta wspaniale prowadzone the Merseyside derby z października 2007 roku?). Muszę zaznaczyć, że do supergrupy wybrałem samych gwiazdorów, ale na support band też znalazłbym bez problemu skład.

Mike Dean, RETIRE!

Wpadek naszego Gwiazdora jest tyle, że gdybym je chciał wymienić, skończyłbym z brodą do pasa, „tatusiowym” brzuchem i całą eskadrą zmarszczek. Tylko po co? Wszyscy je znamy. Mike Dean rozdaje najwięcej kartek w EPL, dyktuje najwięcej karnych (co oczywiste, najwięcej niesłusznych także), puszcza najwięcej akcji ze spalonych. Czego chcieć więcej, żeby cieszyć się tytułem Gwiazdy? No cóż, trzeba mieć jeszcze „plecy”. Jednak co to dla młodego, ambitnego zawodnika na rynku – Mike, nie wiedzieć czemu, ma plecy, jak mało kto. Jego błędy sa wybaczane i zapominane z prędkością podobną tej, z jaką Ryan Giggs przedzierał się skrzydłem za czasów młodości. Jeśli już całe piłkarskie środowisko się oburzy, Mike musi ponieść konsekwencje. Tak było w zeszłym sezonie – po odebraniu nam tytułu został zdegradowany do „sędziowania” Championship (wraz z towarzyszem – pretendentem do support bandu – Simonem Beckiem)… na tydzień. Widocznie przyjaciele Michaela z FA stwierdzili, że „sędziowanie” jednego meczu w Championship (Bristol City v Swansea) jest wystarczającym poniżeniem dla Gwiazdora. No cóż, jak się ma renomę, doświadczenie i przyjaciół, więcej nie potrzeba.

Gdybym mógł, apelowałbym do FA o odsunięcie tego pana od sędziowania. Gdybym miał taką możliwość, podszedłbym do niego i powiedział „Czas na emeryturę, chłopie”. Nie mogę. Muszę więc przeżywać powtarzającą się chwilę grozy związaną z nawrotem choroby, kiedy widzę na rozpisce pod składami United i ich przeciwników „Referee / Offifical: Mike Dean”; muszę kolejny i kolejny raz kląć, krzyczeć i nadmiernie gestykulować, czy też rwać sobie włosy z głowy za każdym razem, kiedy przychodzi do meczu United sędziowanego… ach, przepraszam – „sędziowanego” przez Gwiazdora. Panie Dean, czas na emeryturę.

Przewiń na górę strony