Nie przegap
Strona główna / Z przymrużeniem oka / They’re going dooooown!

They’re going dooooown!

They're going dooooown!
Szczęśliwym zrządzeniem losu istnieje twór, który w tym sezonie dostarcza nam więcej radości niż nasz Manchester United. Klub, Którego Nazwy Nie Wolno Wymawiać, jakby w odpowiedzi na męczące remisy Diabłów, daje dziś o sobie znać bardziej niż w którychkolwiek ze sławetnych dwudziestu lat, dzielących teraźniejszość od zamierzchłych czasów, w których na świecie chodziły dinozaury, a ekipa z Merseyside radowała się mistrzostwem Anglii. Okazuje się, że owo błogosławieństwo, po raz ostatni objawione na Old Trafford 19. września w postaci słodkiego Stefana cmokającego kamerę w jakości HD, przybiera na sile z każdym dniem. Żadne znaki z nieboskłonu nie wskazują, by ta rajska sytuacja miała się zmienić. O to zadbają oni – Liverpool FC.

»Pośmiejmy się wszyscy z Liverpoolu
»Rafa Benitez zostaje w Liverpoolu!

Bez przerwy czerpiemy uciechę pełnymi wiadrami ze studni usytuowanej w Anfield, dzielnicy portowego miasta. Wypowiedzi zawodników i trenerów (Rafa, tęsknimy!), porażki z beniaminkami, genialne transfery, zdjęcia, filmiki, szydercze komentarze i powtarzające się od lat zapewnienia o rychłym powrocie na tron – są niczym masło do manchesterowego chleba powszedniego, niby dodatkiem, ale mimo wszystko nierozłączną częścią naszego futbolowego świata. My ich najzwyczajniej potrzebujemy! Czy zastanawialiście się, co czulibyśmy, gdyby nagle Liverpool został zmieciony z ziemskiej powierzchni przez, dajmy na to, meteoryt? Właśnie, coś w tych Scouserach po prostu musi być. To coś sprawia, że świata bez nich sobie nie wyobrażamy.

Wyględny profil StefanaPodobną ewentualność możemy powoli brać pod uwagę. The Reds, ku uciesze czerwonej braci z sąsiedniego hrabstwa, okupują 18. (jakże zacne, z takim numerem gra Scholes!) miejsce w strefie spadkowej. Niby po siedmiu kolejkach nie powinniśmy przesądzać o niczyjej przyszłości, tym bardziej, iż Liverpool jest klubem o wielkich ambicjach. W sumie nawet po takim początku wciąż planują, a jakże by inaczej, końcowy triumf w angielskich rozgrywkach. Oczywiście, jeszcze w sierpniu nikt nie wspominał nawet o możliwości okupowania przez podopiecznych, przynajmniej na razie, Roya Hodgsona trzeciej lokaty od końca. Dołóżmy jeszcze hipotetyczne dziewięć ujemnych punktów, którymi pion decyzyjny może obdarować Merseyside. Znając obecną tendencję Scouserów do spełniania naszych kaprysów, nie można wykluczyć i takiej sytuacji, szczególnie podczas okrągłej dwudziestej rocznicy. Tyle, że co za dużo, to i świnia nie zje, a zbytek łaski może nam się odbić niezłą czkawką po imprezie relegacyjnej.

Zachowujemy się niczym chłop z bajki legendarnego Ezopa. Jegomość ów (chłop, nie Ezop), mając w rękach kurę znoszącą codziennie złote jajko, nie wytrzymał z chciwości i ukatrupił Bogu ducha winną przedstawicielkę drobiu, by dostać się do potencjalnego skarbu mieszczącego się wewnątrz jej trzewi. Oczywiście, nie znalazł nic i dalej prowadził życie gołodupca. Widzimy podobieństwo?

Jednak niektórzy z nas tak kochają wygłupy chłopaków (tak, mam na myśli również Ferdka T.) z Anfield Road, iż nie chcą rozstać się z nimi choćby na jeden, jedyny sezon. Poczucie bliskości The Reds oraz długie oczekiwanie na te dwa niemal uświęcone bezpośrednie pojedynki powodują wstrzemięźliwość w kwestii pobożnych życzeń płynących w kierunku zachodnim z Manchesteru. Są nawet tacy, co chętnie widzieliby Gerrarda i spółkę nieco poniżej miejsc gwarantujących niezwykle elitarną Ligę Europejską. Istnieje też problem osobowości Premier League – bez nich, podobnie jak w przypadku Newcastle, to już nie to samo.

Sztab LFCDla rzeczonych ichmościów mam parę słów otuchy. Liverpool FC należy do kategorii specjalnej, innej niż Sroki z północy, lądowanie awaryjne w Championship nie byłoby zatem niczym strasznym. Stracone zostałyby tylko dwie okazje do przypomnienia, skąd wyrastają scousowe nogi, bo po niecałym roku zapewne sytuacja wróciłaby do normy. Zawsze można by trafić na nich w jakimś pucharze, o ile wcześniej znów nie wylosowaliby jakichś genialnych czwartoligowców. Rzeczywiście, brak niemal codziennych zapewnień o marszu po majstra mógłby okazać się dołujący. Mimo to, nie obraziłbym się na takowy prezent przy akompaniamencie majowego strącenia Liverpoolu z ich pieprzonej grzędy.

W Gazecie Wyborczej nie pracuję, przyszłości nie znam. Wiadomo natomiast, że duma Merseyside będzie trwać. Nieważne, czy będą występować w Premier League, czy klasę niżej; mało istotne, czy wciąż obowiązki kapitana pełnić będzie słodki Stefan – za ciągłe uwalnianie endorfin do naszych mózgów będziemy ich zawsze uwielbiać.


Czy chciałbyś, aby Liverpool zleciał z Premier League?

Pokaż wyniki

Loading ... Loading ...

Przewiń na górę strony