Nie przegap
Strona główna / Trudne tematy / Opluta 'legenda’

Opluta 'legenda’

Opluta 'legenda'
Od dłuższego czasu zastanawiam się dlaczego my, istoty jakże specyficzne, coraz częściej piłkarską sferę sacrum traktujemy powierzchownie, plując na nią bardzo często nieświadomie. Zastanawiam się dlaczego słowo 'legenda’ obok pojęcia 'kryzys’ zaczęły budzić we mnie odruch wymiotny. Dlaczego są nadużywane… Kiedy futbol staje się religią, kiedy kibice chłoną rzeczywistość piłkarską niczym bibuła wodę, odnoszę wrażenie, że bardzo często potrafimy zagalopować się w swych osądach. To właśnie my jesteśmy bibułą, która chłonie wszystko, żółć ciemnej strony futbolu przede wszystkim.

Spoglądając na rzeczy, które dzieją się pod słońcem postanowiłem podzielić się z Wami swoimi nowymi przemyśleniami w tej dziedzinie i zaktualizować wpis „I’m legend?”, który napisałem wraz z moim redakcyjnym kolegą, Michałem Juroszkiem, już ponad rok temu.

Legenda. Czy to słowo nie jest piękne? Czy nie brzmi dumnie? Wydaje się, że w dziedzinie legend kłótni być nie powinno, mimo to już niedługo sami przekonacie się o tym, że znaczenia słowa, które padać będzie tutaj najczęściej, może być rozumiane na wiele sposobów. Czy to źle? Osądźcie sami.

Być może używając słowa „legenda” nie zastanawiamy się nad nim, nie pojmujemy jaką ma ono wartość, moc. Nie potrafimy wyobrazić sobie powagi sytuacji. Nie zdajemy sobie sprawy z własnych błędów, kiedy zafascynowani postawą C. Ronaldo być może nieświadomie kreujemy we własnej główce myśli: „cholera, to naprawdę jest następca Giggsa, przecież gra tak fenomenalnie”. Nie podlega dyskusji fakt, że legendą nazywamy postać nietuzinkową, wyróżniająca się z tłumu, jednak tutaj rodzi się zasadne pytanie: kto legendą stać się nie może, a kto może mieć szansę dotknąć sportowego nieba?

Świat w którym żyjemy jest elastyczny piłkarsko. Kultura futbolu jest dynamiczna, nie każdy potrafi maszerować przy niej z taką gracją jak kiedyś. Nic zatem dziwnego, że kiedy w głębi swoich przemyśleń zastanawiamy się, kim tak naprawdę jest legenda i od jakiego momentu się nią staje, rodzi się wewnętrzny konflikt. Jeden uważa, że David Beckham jest legendą United, z kolei inna osoba jest święcie przekonana, że to Ruud van Nisterlooy może nosić to zacne miano. Do refleksji na ten mimo wszystko niełatwy, śliski temat skłoniła mnie m.in wypowiedź Cristiano Ronaldo, który w jednym z wywiadów otwarcie przyznał, że chciałby zapisać się w historii jako legenda Manchesteru United. Uśmiecham się szyderczo na widok tych słów.

Chcę być częścią historii Manchesteru Utd, zdobyć wiele tytułów i zapisać się w pamięci kibiców!

Cristiano Ronaldo

Byłoby fantastycznie, gdyby ludzie mówili o mnie tak jak o Beckhamie czy Bescie.

Cristiano Ronaldo

Musimy zdawać sobie sprawę z tego, że to bardzo odważne słowa, które absolutnie nie mogą być wypowiadane pod wpływem chwili, emocji. Fundamentem takiej deklaracji powinna być przede wszystkim ogromna miłość do klubu, w którym się występuje, szacunek dla ludzi, którym daje się szczęście, tworząc niepowtarzalną radość i dumę. Nie bez przyczyny piłka nożna nazywana jest sferą sacrum. Nie wiem, w czym tkwi sedno tej wypowiedzi, choć zdaję sobie sprawę z tego, że teraz, gdy wiemy o tym, jaką drogę obrał Ronaldo, ciężko powstrzymać się od krytyki.

Rzeczywiście, wyżelowany bóg futbolu zapisał się w historii United, zdobył co tylko mógł, ale czy interpretacja swoich dokonań nie polegała tylko na kolekcjonowaniu nagród wyłącznie dla siebie? W swoim egoistycznym pokoiku o nazwie 'ego’ czuł się idealnie. Portugalczykowi oczywiście nie można odmówić talentu, który eksplodował już dawno, potwierdzając fakt, że to właśnie on jest geniuszem futbolu. Czy to jednak pozwalało mu kiedykolwiek otwarcie pretendować do miana legendy, czy to dawało nam prawo porównywać go do 'Nich’? Nie tylko postawa na boisku jest wyznacznikiem jakości zawodnika. Miana legendy nie jest w stanie udźwignąć każdy zawodnik posiadający talent od Boga, bo bycie legendą to nie tylko znakomita statystyka asyst czy strzelonych bramek…

Osiągnięcia i jakość gry mogą uczynić piłkarza najlepszym na świecie, zdobywającym setki wyróżnień, pochwał – ale nie legendą. Najlepszym przykładem jest tutaj David Beckham. Umiejętności i osiągnięć z pewnością zazdrości mu niejeden amator piłki nożnej, lecz z mojego punktu widzenia nie zyskał on statusu legendy. Fascynujący jest fakt, że dla jednych jest on idolem, a dla innych – zwykłym grajkiem, który rzeczywiście jest świetnym piłkarzem, posiadającym ogromne możliwości techniczne, ale… no właśnie, tutaj pojawia się małe „ale”. Czy Davida Beckhama możemy określić legendą? Dlaczego niektórzy pałają do tego zawodnika wielką niechęcią, podczas gdy inni uważają go za boga futbolu? Skąd, Waszym zdaniem, taka różnica opinii? Dlaczego kolejny raz słowo legenda łączy i dzieli? Dlaczego posiada tak ogromną wartość, która rodzi wiele dyskusji? Być może to właśnie my, to właśnie ja, nie pojmuję tego zjawiska dostatecznie dobrze, by w sposób klarowny potrafić kreować prawdę. Tutaj sprawa dotyka drugiego dna, gdyż w grę wchodzi serce zawodnika, nie tylko postawa na boisku, ale przede wszystkim poza nim – to kluczowa sfera, która pomoże nam odpowiedzieć na nurtujące nas pytanie: kto zasługuje na miano legendy?

Nie potrafię ukryć swojego szacunku do tego, co zrobił dla nas wszystkich. Nie potrafię ukryć zachwytu, kiedy wspominam wszystkie chwile, w których podarował mi tyle radości, ale do jasnej cholery… słowo 'Legenda’ przy nazwisku Portugalczyka wygląda, ujmując to najsubtelniej niesmacznie, bezczelnie. Źle. Jest narcyzem piłki nożnej. Esencją legendy staje się umiejętność kreowania wspaniałej drużyny ze sobą w centrum. Ronaldo nie pokazał, że zależy mu właśnie na drużynie. Miał szansę stać się legendą Teatru Marzeń, a stanie się kolejnym zawodnikiem Realu. Tam ważniejszą rolę odgrywało słowo 'ja’ aniżeli 'my’. Jestem pewien, że Portugalczyk w konstrukcji Realu Madryt – sportowej dziwki – będzie czuł się idealnie uśmiechając się do jej alfonsa – Florentino Pereza, jak i jego pionka – Pellegriniego. United to zespół. Real Madryt to twór jednostek, to nazwiska. Jaki jest tego efekt, pokazał choćby ostatni sezon. Mam do tego klubu szacunek, ale nie oznacza to, że krytyka tego zespołu nie przejdzie mi przez gardło. To właśnie koszulka Raula była moją pierwszą. Jako dzieciak z dumą w sercu i lizakiem w buzi biegałem po świecie, dojrzewałem będąc w siódmym niebie, posiadając koszulkę zespołu, który wówczas kochali niemal wszyscy. Czasy się zmieniły. Dzięki Bogu.

Honor – to pojęcie oznacza naprawdę wiele, śmiem jednak twierdzić, że do Portugalczyka absolutnie ono nie pasuje. Nie było również bliskie Ruudowi van Nistelrooyowi. Holender „kochał” Manchester United tylko wówczas, kiedy Fergie wystawiał go w pierwszym składzie i ten mógł sobie spokojnie czekać w polu karnym na podanie partnera. Kiedy usiadł na ławce zaczęły się kłótnie, spory i konflikty zarówno z menedżerem, jak i kolegami z drużyny. Mógł stać się legendą, symbolem klubu, człowiekiem, który pomoże nam pojąć istotę legendy, fenomen tego statusu. Decydując się na transfer do Realu Madryt, Holender pozostał tylko wielkim napastnikiem i małym człowiekiem. Zawodnik, którego kiedyś darzyliśmy szczególnym uczuciem sportowej miłości, pokazał, że niestety nie jest tego wart. Dobitnie udowodnił, że z United nigdy nie łączyło go nic poza umową kontraktową. Od razu przypomina mi się zdarzenie, w którym to namawiał Portugalczyka, aby ten nie zastanawiał się nad słusznością transferu do Realu Madryt. Przeraża mnie fakt, że Ci, którzy kiedyś walczyli z diabłem na piersi o każde zwycięstwo teraz dotykają mentalności Judasza krzycząc 'odejdź od nich’.

Czasami zapominamy o tym, że piłkarze to tylko ludzie. Kiedy popełniają błędy, cały świat uwypukla to tak, jakby Rooney miał być Terminatorem, a Giggs Kung Fu Pandą. Tutaj sens nie polega na tym, by nie popełniać błędów, by stawać się idealnym, ale w tym by lojalnie, ze skromnością w sercu, potrafić się podnieść po porażce. Uczyć się na swoich błędach, nie twierdzić, że kilkoma pięknymi bramkami czy asystami zakryje się swoje pomyłki. Nie należy kibiców traktować jak clownów z czerwonymi noskami. Nam wydaje się, że nasze serca są czerwone z miłości, tymczasem zawodnikom, takim jak Ronaldo, wydaje się, że to nasze noski są czerwone sugerując, że cała zabawa jest rodem z cyrku. Ludzie potrafią fascynować się obcym życiem dużo bardziej niż swoim. Nic zatem dziwnego, że każdy mały wybryk piłkarski ulega wyolbrzymieniu.

Zwłaszcza dziś, gdy coraz bardziej popularne staje się ogromnie niebezpieczne słowo „idol”, chciałbym zadać Wam pytanie: czy legenda to wzór? Jeśli tak, to w jakim aspekcie? Biorąc pod uwagę, że legendą nazywamy postać wyróżniającą się z tłumu, śmiem twierdzić, że tak – legenda jest wzorem, zwłaszcza dla tych najmłodszych, którzy niestety chyba nie do końca zdają sobie sprawę z tego, że dzisiejszym futbolem rządzi przede wszystkim pieniądz. Nacisk na właściwe rozumienie pojęcia „legenda” nie jest zatem z mojej strony przypadkiem. W tej kwestii powinniśmy być naprawdę bardzo ostrożni.

Po lekturze poprzedniego akapitu z pewnością każdemu sympatykowi Czerwonych Diabłów nasuwają się dwa nazwiska. Mamy na myśli oczywiście Paula Scholesa oraz Ryana Giggsa. To znakomite przykłady współczesnej legendy. Choć nie robią wokół siebie rozgłosu jak inni gracze, to od czasu do czasu pojawiają się opinie, w których rozmówca podkreśla znakomite umiejętności, ale także serce, przede wszystkim dobrego człowieka. Na dodatek, ich ogromne oddanie i miłość do klubu sprawiły, że mało kto podważa w ich przypadku status „legendy.” Obie postaci zasługują na to miano. Dlaczego? Przede wszystkim oddali własne serce swoim fanom, fanom Manchesteru United. To ludzie, którzy szanują swój ukochany klub, a porównywanie ich do legend z przeszłości nie wydaje się czymś bezczelnym i niedorzecznym. Lojalność, wiara w siłę konstrukcji, którą tworzą od lat. To właśnie to, czego dziś chcę szukać w sportowym brudzie i za czym tęsknię.

W każdej regule zdarzają się jednak wyjątki. O kim mowa? Choćby o Beście. Nie ulega wątpliwości, że jest to jedna ze słynniejszych osobistości, które przewinęły się w historii Manchesteru United. Jego umiejętności zapierały dech w piersiach, a obrońcom pozostawało tylko zmówić modlitwę przed starciem z nim. W tym wypadku mieliśmy jednak do czynienia także z tą drugą – czarną stroną – medalu. Skłonność do intensywnego życia towarzyskiego, a także alkoholu stały się prawdziwym dramatem dla piłkarza, ale i człowieka. Mimo to, mało kto neguje fakt, że George Best uważany jest powszechnie za piłkarską legendę. Czy ktoś odważy się stwierdzić, że Best legendą być nie może, bo nie umiał poukładać swojego życia prywatnego? Bo miał problemy z alkoholem? Kto będzie na tyle odważny i zacznie negować fenomen George’a? Kto obok jego nazwiska przypnie pinezkę (nie tą z Naszej-klasy) z nazwiskiem Ronaldo? Jedno nie ulega wątpliwości – jego legendarność nie jest na tyle przepełniona jasną barwą, jak ma to miejsce w przypadku choćby Ole Gunnara Solskjaera – Norwega, który prawdziwym kibicom United jest naprawdę bliski.

Biografia Norwega jest wspaniałym przykładem połączenia umiejętności, oddania, miłości, przyjaźni oraz innych najważniejszych wartości naszego bytu, bytu człowieka, piłkarza. To wszystko pomagało mu pokonać wszelkie przeciwności, które rzucał mu pod nogi los. Pokrótce warto byłoby przypomnieć przebieg jego kariery. Norweg przez wiele lat chyba nigdy nie wywalczył sobie pewnego miejsca w pierwszej jedenastce. Szybko stał się jednak jokerem sir Alexa Fergusona, był wspaniałym zmiennikiem, który szczególnie upodobał sobie strzelanie bramek w ostatnich minutach spotkania. Ta rola przylgnęła do niego na wiele lat. Z pewnością większość zawodników ruszyłaby w świat, by regularnie móc występować na murawie. Ole jednak był i nadal jest innym człowiekiem – dla niego liczyła się miłość do klubu i tutejszych kibiców. Na dodatek wielokrotnie słyszeliśmy o jego pomocy dla młodszych kolegów po fachu a także potrzebującym. To połączenie klasy piłkarskiej, a także człowieczej i o to tutaj właśnie chodzi. Przykład Norwega może uczyć nas, jak powinniśmy pojmować miano bycia legendą.

Oby takich ludzi w szeregach Red Devils było po prostu więcej, bo dzięki nim, jako kibice, możemy czuć się dumni. Legenda powinna być dumą klubu i tego nie powinien negować po prostu nikt. Cieszę się, że jako młody kibic mogę kształtować się piłkarsko mając w świadomości takich ludzi. Widocznie tak musi być, że przyglądając się wypowiedziom choćby napiętnowanego, zwłaszcza ostatnio, Ronaldo, czuję się zażenowany, a innym razem, kiedy czytam wywiad z Giggsem, wiem, że słowo Legenda nie zostało zeszmacone, nie uległo destrukcji. Bardzo nurtująca jest wypowiedź dyrektora wykonawczego United, Davida Gilla, na temat ‘legendarności’ Ronaldo:

Wszystko, czego chce ten chłopak, to gra dla Manchesteru United. Jest niczym George Best czy Eric Cantona. Nie można sprzedawać takich zawodników i my nie będziemy ich sprzedawać.

David Gill

Podobne stanowisko zajęła legenda – prawdziwa legenda – futbolu, Pele.

Cristiano tak bardzo przypomina mi gracza, którego uważałem za wspaniałego – George’a Besta.

Swoim poziomem jest najbliższy szczytowej formie Georgea Besta. Spośród wszystkich graczy, których kiedykolwiek oglądałem, to on był najbliżej.

Pele

Zdziwieni? Przejdźmy dalej. Z biegiem czasu prestiż tytułu legendy spada, a młodzi chłopcy starają się naśladować piłkarzy, którzy cechują się wyłącznie świetnymi umiejętnościami, efektownymi trikami, a nie dobrym sercem i oddaniem klubowi. Media, zamiast podkreślać wspaniałą działalność piłkarza, skupiają się na tych, którzy słyną z najrozmaitszych wybryków, wpadek. To oni stają się sławni, a prawdziwe wartości pozostają w cieniu. Ile razy mogliśmy oglądać piękne rezydencje piłkarzy, najnowsze modele aut czy podejrzenia o pobicie lub korzystanie z usług prostytutek. To w dzisiejszym świecie interesuje ludzi. Skandal jest łakomym kąskiem dla gazet, nic więc dziwnego, że z każdym dniem coraz trudniej znaleźć osoby, które kierują się w życiu innymi kategoriami.

Pieniądze niszczą ducha sportu, marketing i polityka w sporcie sprawiają, że miewam czasem odruch wymiotny, patrząc na rozwój takiej patologii. Brakuje kogoś, kto miałby na tyle odwagi i sił, by wyjść temu zjawisku naprzeciw. Brakuje ludzi, którzy w sposób otwarty, bez żadnych zahamowań, będą w stanie powiedzieć „nie”. Odnoszę wrażenie, że tacy zawodnicy jak Scholes, Giggs bądź Gary Neville, który jest dla mnie z całą pewnością legendą, nie są dziś trendy. Nie krzyczą 'piszcie o mnie, strzeliłem bramkę z 40 metrów’! Nie są trendy, ponieważ świat satysfakcjonuje piłkarska tandeta, która niszczy wychowanie młodych ludzi, niszczy umiejętność prawidłowego rozumienia pojęcia 'legenda’. Wypacza ich podejście do wartości najważniejszych, fundamentalnych.

Miejmy nadzieję, że najważniejsze wartości nie zostaną zdominowane przez pseudo-legendy, które kreują media i pieniądze. Dlatego rozmawiamy o tym, bo każdy głos jest bardzo ważny! Nie dajmy sobie zamydlić oczu i pamiętajmy, że w futbolu chodzi przede wszystkim o miłość i pasję. Nie pozwólmy, by owe wartości zostały zabite przez ludzi, którzy z prawdziwą miłością do sportu mają niewiele wspólnego. Legendy są trwalsze od czasu i śmierci…

Jestem niezwykle dumny, że kibice wciąż wyśpiewują moje nazwisko, ale boję się, że pewnego dnia trybuny ucichną. Boję się tego, ponieważ kocham, kiedy to robią. A wszystko, co kochasz, obawiasz się, że kiedyś możesz to stracić.

Eric Cantona

Przewiń na górę strony