Nie przegap
Strona główna / Ogólne / Udźwignąć futbol.

Udźwignąć futbol.

Udźwignąć futbol.
Jest kilka rzeczy, które denerwują mnie we współczesnej piłce nożnej. Piszę to z punktu widzenia osoby zakorzenionej w historii futbolu dość mocno mimo młodego wieku, posiadającej ideały z czasów niekiedy „prehistorii”, o których wielu młodych kibiców nie słyszało. Jeśli to ważne, co mnie denerwuje… Denerwuje mnie nagminne udawanie/rzucanie się w polu karnym oraz wieczne „czajenie się” na spalonych. Poza tym jeszcze na przykład arbitrzy, którzy chcą być częściej bohaterami meczów, niż sami zawodnicy. Do tego dołóżmy zacieranie się narodowości drużyn ze względu na brak ograniczenia liczby obcokrajowców, o czym miesiące temu pisałam. Komercjalizacja zaś razi mnie najbardziej. Ale nie dlatego, że nie chce mi się oglądać ciągle tych samych twarzy na ekranie telewizora. Komercjalizacja według mnie hamuje rozwijanie się legend, a zatem ogranicza w znaczny sposób kult „religii”, jaką jest dla mnie piłka nożna.

Może i jestem zrzędą, ale prawda razi w oczy. W ciągu kilku lat było tylu świetnie zapowiadających się zawodników, tyle nazwisk, które miały być następcami tych największych i niedoścignionych… O ponad połowie z nich teraz nie pamiętamy, a czasem trudno choćby intuicyjnie wymienić ligę lub poziom ligowy, na jakim „wielki talent” występuje. To jest czymś dobijającym. Zawsze chce mi się śmiać, kiedy na rozmowie kwalifikacyjnej o pracę nasz przyszły szef czasem wymaga młodego wieku (bo to wtedy człowiek jest perspektywiczny) i ogromnego, co najmniej 20-letniego doświadczenia (niezbędnego rzecz jasna). Oczywiście, jest w tym pewna doza kąśliwości z mojej strony, ale to wszystko do czegoś zmierza. Mianowicie jeśli piłkarz urodził się załóżmy w roku 1980 i później, to nie można od niego wymagać, żeby był legendą, dla której będzie się tworzyć kościoły na wzór tych Diego Maradony. Ale można już wymagać pewnej pozycji, którą powinien zajmować w piłkarskim świecie. Załóżmy znów, że jeśli piłkarz nie błyśnie do czasu, jak ma lat 20, to później już bardzo, bardzo ciężko o zrobienie sensacji swoimi występami. A zatem, licząc dalej, 1980 rok urodzenia, 2000 rok powiedzmy rozpoczęcia kariery. Do dziś mija prawie dekada. Pokażcie mi piłkarza, który tyle czasu utrzymuje się na europejskim futbolowym szczycie. Pokazaliście? OK. A teraz policzcie na palcach, ile takich nazwisk odszukaliście.

Trochę w klimacie Brazylijczyków…

Sezony lecą, a oczy obserwują. Kilku wybitnych się wyłapuje, wiąże z nimi nadzieje… Tak było z brazylijskim Ronaldo, urodzonym zresztą jeszcze w latach 70′. Piłkarz fenomenalny, mówię to bez krzty ironii. Nazario de Lima wyrósł na gwiazdę – szybki debiut w reprezentacji Canarinhos, rozwijająca się kariera klubowa i klasyczne from zero to Hero. Naprawdę byłam pod wrażeniem – pamiętam grę komputerową World Cup 1998, gdzie kogucik Footix dostarczał moim dziecięcym oczom radości z animacji. W tej grze reprezentacja Brazylii z Romario i Ronaldo oraz Claudio Tafarelem w bramce zawojowała mój własny piłkarski świat. Żal było patrzeć później na Il Fenomeno, kiedy jako dość młody piłkarz gasł w oczach, a w zasadzie – już będąc złośliwą – tył w oczach. To było coś niewiarygodnego – on, z którego nie zrobiono gwiazdy światowego formatu, ale kto sam się nią stał przez swoje ogromne osiągnięcia i zasługi, raz za razem zaprzepaszczał szansę na wielką piłkarską karierę. Zwykle przeszkadza poczucie stania się legendą za życia, kim Ronaldo niewątpliwie został i zabierać mu tego nie można. Tylko – no właśnie – nie wierzę, że jego wierni fani (o ile tacy do dziś pozostali i się ujawniają) nie czują niedosytu z powodu tego, jak ta kariera się potoczyła. Ja czuję i to ogromny. Na szczęście teraz coraz więcej się słyszy o tym, że Ronaldo się odradza, że powraca do wielkiego futbolu. Obyśmy jeszcze kiedyś zobaczyli jego nazwisko w czołówce aktualnie najlepszych piłkarzy świata.

Brazylijczycy… Jeszcze bardziej rozczarowujący jest dla mnie Ronaldo de Assis Moreira (ur. 1980). Rany, pamiętam jak dziś moment, w którym pierwszy raz zobaczyłam, co ten człowiek wyrabia z piłką. Mogło się wydawać, że to jakiś zmontowany w sprytny sposób filmik z czegoś a’la youtube. Jeszcze bardziej porażające było to, że te umiejętności techniczne Gaucho potwierdzał w meczach, doprowadzając publikę do futbolowej ekstazy i euforii zarazem. Może to stwierdzenie będzie trochę niefortunne i mam nadzieję nikogo nim nie obrazić, ale cieszyłam się, że Ronaldinho nie grzeszy urodą. Autentycznie. Wtedy mimo wszystko jest mniejsza szansa na „sodówkę”, mniejsza szansa, że media zrobią z piłkarza swoją kukłę. Ale jak widać – to nie przeszkodziło. Fenomenalny w Barcelonie – po dwóch, może trzech sezonach został „rozszyfrowany”, jego błysk przygasał, a umiejętności techniczne zatrzymały się na poziomie rozsławienia nazwiska. Kolejny, który był najlepszym piłkarzem świata i zgasł właściwie mając tyle lat, ile mieć powinien, by dojrzale i mądrze dysponować swoim talentem i uodpornić się na pranie mózgu przez wszechobecne media. Nie udało się. Występy w Milanie na przemian fatalne i genialne… Mam nadzieję, że to tylko chwilowy przestój i że w tej karierze jeszcze coś się ważnego wydarzy.

Presja, presja i po presji.

Można mi wyrzucić, że zatrzymuję się na poziomie dwóch nazwisk, ale raczej każdy zdaje sobie sprawę, że było ich dużo, dużo więcej. Na jeden nieco inny przykład napotkałam również ostatnio w gazecie – był to szwedzki piłkarz okrzykiwany przyszłościowym filarem Interu Mediolan. Generalnie nie był on w stanie unieść ciężaru, jakim obarczono go raptem w ciągu zaledwie kilu tygodni. Ciężaru może jego geniuszu, a może jedynie chwilowego przebłysku pewnego fenomenu. To nieważne, czy to talent, czy jedynie jego błysk. Ważne, że odratowano go po próbie samobójczej, ale w piłkę to on już raczej nie pogra… A zapewne nawet nie chce pograć już na takim poziomie. To on jest najlepszym przykładem na to, jak ogromna jest presja w europejskim futbolu, jak ogromna władza mediów nad zawodnikami – co gorsza, władza niebezpośrednia. Podobny scenariusz przerabiamy w tej chwili z Adriano, piłkarzem skądinąd bardzo dobrym. Chłop jak dąb, ma świetne warunki do bycia napastnikiem – jest w stanie i przepchnąć się w polu karnym kiedy trzeba, i nie dać się przewrócić wtedy, kiedy gol faktycznie może paść. 27-letni Imperator teraz ogłasza zawieszenie swojej kariery na czas, w którym znów zacznie go cieszyć gra. A nieoficjalnie i tak chodzi o to, że tej chęci nie ma, bo nacisk jest zbyt duży i nieco zadziwiające „pojawianie się i znikanie” piłkarza ma związek również, a może przede wszystkim, z tą presją.

Oczywiście o CR7 i MU słów kilka.

Jakoś tak wszystko wokół tej włoskiej piłki nożnej. Tak się akurat zdarzyło, choć problem jest ogólnoeuropejski. Można przymknąć na to oko i powiedzieć, że i piłkarze są za słabi psychicznie. Że po nich przyjdą inni, mocniejsi, wytrwali, lepsi. To ryzykowne stwierdzenie. Cristiano Ronaldo w chwili obecnej jest podporą Manchesteru United, ale – obym się myliła – może wcale nie być nią za kilka lat. To jest dla mnie trochę tak nierealne jak to, że zakończy karierę jako Czerwony Diabeł. Może i ktoś go kupi, gdy będzie błyszczał, ale przede wszystkim zostanie również „rozszyfrowany”. Pewien zestaw jego umiejętności i sztuczek kiedyś wyczerpie się i tak, jak Ronaldinho zapewne zasili inny klub, by koszulki lepiej się sprzedawały. To bardzo czarny scenariusz zważając, że ten piłkarz ma dopiero 24 lata. Możliwe przecież, że prawie jak każdy świetny futbolista od czasów Beckhama, będzie się rozwijał raczej w mediach, niż na murawie. Na samą myśl ogarnia mnie blady strach. XXI wiek zamiast zaserwować nam jakieś przewspaniałe innowacje względem sposobu szkolenia zawodników, przyniósł do tej pory grad rozkapryszonych gwiazdeczek, które wprawiają tłumy w euforię serią świetnych, ale najczęściej kilkurazowych zaledwie, występów. Ale jest jedna zasadnicza kwestia – sprzedanie zawodnika osłabia drużynę na sezon, co najwyżej dwa. Tu się wesprę na moim osobistym odczuciu związanym z Manchesterem United: bardzo brakuje mi kogoś pokroju Roya Keane’a na rozegraniu, mimo że minęło już kilka lat, odkąd zawiesił buty na kołku. Tylko że Irlandczyk był niepokorny i nawet kiedy odbijała mu palma, potrafił sam siebie sprowadzić do parteru. Może dlatego przez ponad dekadę jego kontuzje czy choroby i wypadanie ze składu United owocowało taką, a nie inną, czyli mało widowiskową i nieskuteczną grą Czerwonych Diabłów. A takich niezastąpionych piłkarzy teraz jest jeszcze sporo, za moment będzie jak na lekarstwo… A później?

Liga tytanów honorowych.

Krótkie zestawienie:

Imię i nazwisko Klub Rok urodzenia
Paolo Maldini AC Milan 1968
Francesco Toldo Inter Mediolan 1971
Gregory Coupet Atletico Madryt 1972
Luis Figo Inter Mediolan 1972
Pavel Nedved Juventus Turyn 1972
Ryan Giggs Manchester United 1973
Robert Pires Villareal CF 1973
Javier Zanetti Inter Mediolan 1973
Alessandro del Piero Juventus Turyn 1974
Paul Scholes Manchester United 1974
Juninho Pernambucano Olympique Lyon 1975
Francesco Totti AS Roma 1976
Raul Gonzalez Real Madryt 1977
Gianluigi Buffon Juventus Turyn 1978
Charles Puyol FC Barcelona 1978
Zinedine Zidane koniec kariery 1972
Rui Costa koniec kariery 1972
Romario koniec kariery 1966

Zawodnicy w wyżej stworzonej tabeli są dla mnie przykładem nazwisk, które nie zgasną nawet wtedy, gdy nie będą już deptać boiskowej murawy. Teraz ciężko mi dostrzec takich piłkarzy. Wiarę w to, że można być młodym, świetnym piłkarzem i się nie zachwiać, przywracają mi teraz osoby z tabeli poniżej:

Imię i nazwisko Klub Rok urodzenia
Steven Gerrard FC Liverpool 1980
John Terry Chelsea FC 1980
Iker Casillas Real Madryt 1981
Samuel Eto’o FC Barcelona 1981
Zlatan Ibrahimović Inter Mediolan 1981
Kaka AC Milan 1982
Victor Valdes FC Barcelona 1982

Do tego zaszczytnego – moim zdaniem – grona, włączyłabym jeszcze osobę Adresa Iniesty (1984), z którego u początków kariery śmiałam się, że „bladzioch wybiega na boisko”. Tymczasem Iniesta okazał się piłkarzem walecznym i wartościowym, którego kariera piłkarska – jeśli wszystko pójdzie dobrze – nie skończy się po czterech sezonach.

Lista nazwisk, które się zmarnowały, jest bardzo długa, więc zaledwie kilka z nich zamierzam tu przywołać. Patrząc na piłkarzy występujących w samej lidze angielskiej: Robinho (1984), Michael Owen (1979), Alan Smith (1980), Kieran Richardson (1984), Chris Kirkland (1981). Te przykłady mogą być bardzo kontrowersyjne i zapewne takie są, ale przywołanie tu Michaela Owena spowodowane jest tym, na jak wiele było go stać, jak wiele od niego oczekiwano, a jak niewiele w efekcie osiągnął. Smith i Richardson – nadzieje Manchesteru United, które okazały się jedynie chwilowymi przebłyskami świetnych zawodników, którzy później zniżyli się do poziomu przeciętniaków. Kirkland… Miał być najlepszym bramkarzem w historii angielskiej piłki, ale przegrana rywalizacja w bramce Liverpoolu zdaje się ukazała tendencję zniżkową w jego piłkarskiej karierze.

Gdzie jest Jaroslav Plasil (1982), którego okrzyknięto gwiazdką po sukcesie AS Monaco w LM? Gdzie mający świetne warunki, wiecznie niespełniony Javier Saviola (1981)? Asier del Horno (1981) – czy ktoś go jeszcze pamięta? A Antonio Cassano (1982)? Milan Baros (1981)?

Nowa fala i ogromny znak zapytania.

Teraz będzie ciekawie… Pojawi się zapewne pytanie, dlaczego dosłownie kilka zdań wcześniej przywołuję zawodników z roczników podobnych jak ci, których przywołam za chwilę, ale umieszczam ich już na „czarnej liście”? Dlatego wyjaśniam: zawodnicy powyżej według mnie mają już najlepsze czasy(?) za sobą. Błysk, który zgasł. Umiejętności, które już się nie rozwiną. Karierę, która nie będzie miała drugiego błysku. Piłkarze poniżej są zaś według mnie tymi, którzy jeszcze trzymają się na piłkarskiej powierzchni, którzy dużo lepiej radzą sobie na boiskach i których nazwiska w dalszym ciągu wymienia się bez 10 minut zastanowienia, jednym tchem, podczas gdy nad powyższymi trzeba by się nieco dłużej zastanowić choćby w celu zlokalizowania, w jakim klubie w tej chwili występują. To według mnie niektórzy zawodnicy „nowej fali” (poza wymienionymi w tabeli wyżej):

Imię i nazwisko Klub Rok urodzenia
Cícero João de Cézare Valencia (Cicinho) AS Roma 1980
John Arne Riise AS Roma 1980
Tomas Rosicky Arsenal Londyn 1980
Andriej Arszawin Arsenal Londyn 1981
Aleksander Hleb FC Barcelona 1981
Roman Pawliuczenko Tottenham Hotspur Londyn 1981
Alberto Gilardino ACF Fiorentina 1982
Philippe Mexes AS Roma 1982
Philipp Lahm Bayern Monachium 1983
Robin van Persie Arenal Londyn 1983
Jose Antonio Reyes Benfica Lizbona 1983
Ricardo Quaresma Chelsea Londyn 1983
Rafael van der Vaart Real Madryt 1983
Arjen Robben Real Madryt 1984
Wesley Sneijder Real Madryt 1984
Lukas Podolski Bayern Monachium 1985
Cristiano Ronaldo Manchester United 1985
Wayne Rooney Manchester United 1985
Philippe Senderos AC Milan 1985
Lionel Messi FC Barcelona 1987
Cesc Fabregas Arsenal Londyn 1987
Karim Benzema Olympique Lyon 1987
Theo Walcott Arsenal Londyn 1989

Zobaczymy, co będzie dale z wyżej wymienionymi zawodnikami. Mogą zadziwiać nazwiska Romana Pawliuczenki czy Andrieja Arszawina, którzy to zabłysnęli na Euro 2008 w Austrii/Szwajcarii, ale właśnie przez ten błysk zostali umieszczeni w tej tabeli. Ten błysk sprawił, że pokazali swój niemały potencjał i teraz pozostaje kwestia tego, co z tym potencjałem zrobią dalej. Mnie najbardziej zajmuje kwestia niesamowitego talentu, który według mnie drzemie w Ricardo Quaresmie… Ciekawe, czy ktoś ten talent wreszcie w pełni zauważy?

Można mówić, że nie da się grać dobrze całe życie. Ja jednak sądzę, że są dwie strony medalu: z jednej są wymienieni w poprzednim akapicie tytani urodzeni w latach 60′-70′, którzy są po prostu ikonami i będą rozpoznawani tak, jak teraz trwają nazwiska Pelego, Maradony, Besta. Z drugiej nie wiem, czy możliwe jest teraz takie zrobienie kariery. Kiedyś pisałam już o fenomenie Beckhama, który jest dla mnie świetnym przykładem tego, jak można być nieziemsko dobrym futbolistą i dać się wciągnąć w maszynę medialną. Beckham w gazetach i telewizji zastąpił u początków medialnego szału osobę Giggsa, więc kto wie, co stałoby się z Walijczykiem, gdyby nie Anglik… Na szczęście mieliśmy Beckhama. Beckhama skądinąd świetnego, genialnego, błyskotliwego, ale nie mogę oprzeć się wrażeniu, że zostanie w historii piłki nożnej zapamiętany bardziej dzięki mediom niż dzięki temu, czego udało mu się dokonać, nie ujmując przy tym niczego jego piłkarskim umiejętnościom. A to wielka szkoda zarówno dla niego, jak i dla nas.

Tempora mutantur… Czyli czasy się zmieniają.

Te moje swobodne rozmyślania mogą budzić sporo kontrowersji i nie zdziwię się, jeśli sporo osób ze mną się nie zgodzi. Ja jednak wciąż gdzieś w swojej głowie staram się odgadnąć, dlaczego teraz brak zawodników, na których budowałam swoje pojęcie „futbolu”. Może jest to zależne od ilości rozgrywanych meczów… Nie sposób być non-stop na topie, rozgrywać spotkanie za spotkaniem w takim ogromnym tempie – nikt nie jest w stanie tego wytrzymać. Nawet ci, dla których sport jest sposobem na życie, nie są w stanie fizycznie udźwignąć takiego obciążenia. Choćby przez ostatnie 10 lat częstotliwość rozgrywania ważnych meczów wzrosła w zaskakującej szybkości i być może dlatego młodzi w pełni nadążają za tym rytmem, ale tylko przez kilka sezonów – może pięć, a może sześć (jak dobrze pójdzie). Jeśli nie kwestia przeciążenia, to co? Może presja mediów w myśl łańcuszka, gdzie prasa wywiera nacisk na klubie, klub na trenerze, trener na zawodnikach, a piłkarze z kolei z drugiej strony również spotykają się z naciskiem ze strony dziennikarzy? Udźwignąć futbol w XXI wieku to strasznie ciężka sprawa, bo teraz by stać się legendą nie wystarczy już chyba być człowiekiem, ale nadczłowiekiem. Nadczłowiekiem w sensie wytrzymałości fizyczno-psychicznej, a nie techniki. Co gorsza, jeśli dojdzie do tego, że kluby będą wykupowały młodych zdolnych zawodników, by ci nie stanowili dla nich potencjalnego zagrożenia w przyszłości, to „młode wilki” zupełnie zanikną. Nie zawsze jest możliwość, by młodzi występowali na wysokim poziomie ligowym, dlatego przegrywają walkę o miejsce w podstawowej „11” ze „starymi wyżeraczami”, to jest jasne. Ale jeśli ci zawodnicy będą kupowani tylko po to, by osłabić przeciwnika, to na piłkarskiej scenie zrobi się dramat. Ale dopiero wtedy, kiedy starzy i lubiani „aktorzy” odejdą, a na ich miejsce nie będzie nowej, świeżej fali młodych i zdolnych ludzi.

Oby jednak to tempo i presja z czasem nie doprowadziły do zatarcia piękna piłki nożnej, a tym bardziej do zaniku jednostek piłkarskich idoli, którzy potrafią czarować stadionowe tłumy i łączyć kibiców danej drużyny przed wiele lat, nawet po zakończeniu długiej i świetlistej kariery, bo o takich ludziach każdy kibic pamięta przez całe swoje życie. A przecież o to właśnie chodzi każdemu zawodnikowi, który postanawia profesjonalnie zająć się pięknym sportem, jakim jest futbol.

Przewiń na górę strony