Piłka to jednak zaskakująca gra. Właśnie dlatego Anglicy nazywają ją beautiful game. Bo czy przed obecnym sezonem ktoś przypuszczał, że Berbatov będzie najskuteczniejszym i najlepszym zawodnikiem Manchesteru United? Wielu obstawiłoby prędzej jego odejście, niż to, że tak się stanie. Ostatni mecz* utwierdził mnie w przekonaniu, że Dimitarowi warto poświęcić kilka linijek. Jak z pewnością się domyślacie, tym razem nie będzie to krytyka, choć ta dominowała jeszcze do niedawna (także na Redlogu). Bułgar jednak, jak mało kto, zasłużył sobie ostatnio na wielkie słowa uznania. Jest jeszcze ktoś, kto wątpi w jego umiejętności?
Od razu zaznaczę też, że nigdy nie należałem – i mam nadzieję, że nigdy nie będę – do grona zaciekłych krytyków jego osoby, a takich ci u nas niemało. Wracając do tematu, jakiś czas temu Wiktor pisał o nim: Leniwiec, człapuś i święta krowa w jednym. Miał rację, Bułgar jest teraz świętą krową Manchesteru, kimś niemal niepodlegającym krytyce. Jakże inaczej postrzegaliśmy go jeszcze niedawno. Wielu wątpiło w jego „umiejętności”, zarzucając mu brak skuteczności i zaangażowania. On zawsze miał swój specyficzny styl, nieco leniwy, ale tylko z pozoru, charakterystyczny tylko dla niego. Pod pozornym lenistwem kryło się zawsze alter ego Berbatova. Czekałem tylko, kiedy zbudzi się z letargu. A brak skuteczności? Cóż, to wynikało z kilku czynników. Na pewno forma nie była najwyższa, co potwierdzał sam zawodnik. Zapewne jak cień podążało za nim też widmo 30 mln funtów, zapłaconych Tottenhamowi i presja z tym związana. Ta, niestety go przerosła, przez co nie grał na swoim optymalnym poziomie. Swoje dodała też pozycja na jakiej zwykle grał Bułgar, cofnięty napastnik raczej dogrywa piłki niż sam wykańcza akcje. Jak wiemy, miało to kluczowe znaczenie, bo obecny sezon pokazuje, że Berba najlepiej czuje się jednak na szpicy.
Co stało się przyczyną tej niespodziewanej zwyżki formy? Myślę, że Dimitara rozbudziło „trzęsienie” na Old Trafford, czyli słynna afera z Rooneyem w roli głównej. Chociaż pierwsze symptomy poprawy widać było już od początku obecnego sezonu, Dimitar nie zawiódł, gdy najbardziej był potrzebny, czyli w chwili kryzysu. To właśnie między innymi jemu zawdzięczamy obecną pozycję lidera w Premier League. Skrzydeł z pewnością dodało mu też zaufanie sir Alexa Fergusona i wsparcie samych kibiców. Dzięki temu nasz dzisiejszy bohater może się pochwalić trzema hat-trickami w sezonie, czego dokonał ostatni raz Ruud van Nistelrooy w sezonie 02/03. Berbatov pokonał więc pod tym względem Cristiano Ronaldo i Wayne’a Rooneya, czyli tych, którzy w ostatnim czasie wyznaczali standardy bramkowe na Old Trafford.
Dlaczego więc wcześniej tak go nie docenialiśmy? Czy większość kibiców patrzy tylko na ilość zdobytych bramek? Odpowiecie, że tak, bo przecież najważniejsze są zwycięstwa. Ale pomyślcie tylko, czy chcielibyście oglądać Manchester wyrachowany, grający na 1:0 a potem broniący wyniku, całkiem jak zeszłoroczny Inter Mediolan? Czy tamta drużyna powalała na kolana? Odpowiedź brzmi: nie! W futbolu liczy się coś więcej niż tylko zdobycie jednej bramki więcej od przeciwnika. To wspomniane na początku piękno tej gry. Nie pozwólmy, by stało się tylko nic nieznaczącym frazesem.
Berbatov jest współczesnym artystą futbolu, na równi z Messim, Xavim i Cristiano Ronaldo. Artyści mają jednak to do siebie, że doceniamy ich dopiero po śmierci, czy – w przypadku piłkarzy – po skończeniu kariery. Dopiero wtedy doceniamy to, co jeszcze niedawno mogliśmy podziwiać na murawie. Dlatego nie dajmy się zwariować wyczynom Portugalczyka, ani też Argentyńczyka. Nie mamy się czego wstydzić, też mamy swojego supersnajpera i nowego lidera rodem z Bałkanów.
* Tekst pisany po meczu z Blackpool