Obecna edycja Ligi Mistrzów budzi ogromne emocje i obfituje w zaskakujące rozstrzygnięcia właściwie już od samego początku. Jest coś pięknego w tym, gdy eksperci rwą sobie włosy z głów i unoszą wysoko brew, nie dowierzając własnym oczom, a komentatorzy (pozdrawiam serdecznie Pana Szpakowskiego) niesłusznie oskarżają sędziów o wypaczenie wyniku meczu. Oto na naszych oczach zapadają nieoczekiwane, czy nawet sensacyjne, rozstrzygnięcia i możliwe, że jesteśmy świadkami jednego z najbardziej ekscytujących i niespodziewanych sezonów w nowoczesnej historii elitarnych rozgrywek klubowych w Europie, przy czym wszystko to wydarzyło się, jeszcze zanim zdążyły się one rozkręcić na dobre, ale po kolei…
Faza Grupowa
Sprawcami największych sensacji w tej fazie ligi mistrzów stali się nieoczekiwanie Wyspiarze. Bezprecedensowe odpadnięcie obrońcy trofeum, czyli drużyny Chelsea w tak wczesnej fazie rozgrywek poprzedziła totalna klęska mistrza Anglii, Manchesteru City. Obywatele przynieśli hańbę angielskiemu futbolowi, której nie tłumaczy nawet uczestnictwo w grupie śmierci. City stali się jedyną angielską drużyną w historii Ligi Mistrzów, która w fazie grupowej nie potrafiła odnieść choćby jednego zwycięstwa. W efekcie drużyna z niebieskiej strony Manchesteru nie zagwarantowała sobie nawet uczestnictwa w Lidze Europy. Honor brytyjskiego futbolu przynajmniej częściowo uratował za to Celtic. „The Bhoys” po heroicznych bojach z Barceloną dość nieoczekiwanie zapewnili sobie awans do fazy pucharowej, czym dali swoim fantastycznym kibicom odrobinę radości. Jednak po fazie grupowej najwięcej mówiło się o zwycięzcy wspominanej grupy śmierci, zresztą całkiem zasłużenie. Borussia Dortmund wyrosła na czarnego konia rozgrywek. Dużo mniejszą niespodziankę sprawiła hiszpańska Malaga, którą jednak warto odnotować jako jedyną hiszpańską ekipą mogącą poszczycić się serią meczów bez porażki w fazie grupowej.
Włoska ofensywa
Po paru chudych latach włoskie kluby wracają do Ligi Mistrzów i to z przytupem! Lider Serie A, Juventus wydatnie przyczynił się do wyrzucenia Chelsea z Champions League, po czym praktycznie zniszczył marzenia Celticu i jest drużyną, która jest najbliżej awansu do kolejnej rundy. Ekipa z Turynu całkiem słusznie stawiana jest w roli jednego z faworytów. Preferuje ona bardzo niewygodny futbol dla rywali, niemal perfekcyjnie łamiąc ustawienie, przechodząc z obrony do ataku. Natomiast AC Milan po nie całkiem przekonywającej postawie w fazie grupowej trafił na Barcelonę i od początku nikt nie dawał przebudowywanej obecnie drużynie z Mediolanu szans w starciu z „bogami futbolu”. Milan jednak, tak jak w finale Ligi Mistrzów w 1994 roku przeciwko ekipie z Katalonii, zaskoczył wszystkich i rozegrał kapitalny mecz, zapewniając sobie komfortową przewagę przed rewanżem, a sędzia tego meczu oskarżany powszechnie o stronniczość, powinien otrzymać przeprosiny na piśmie. W każdym razie sytuacja Barcelony jest bardzo trudna i jak pokazuje historia, drużyna ta nigdy nie potrafiła awansować, przegrywając w pierwszym meczu 2:0. Pójdę o krok dalej i pokuszę się o stwierdzenie, że Milan stać na gola na Camp Nou, co naprawdę postawi Barcelonę pod ścianą. Włosi mogą w tym sezonie namieszać w Europie pierwszy raz od epizodycznego szturmu na trofea Interu Mediolan w 2010 roku.
Nowy porządek?
Obecnie trudno obwieszczać przełamanie ciągle panującego układu sił, wszak czeka nas jeszcze decydująca runda rewanżowa, ale wizja Ligi Mistrzów bez Barcelony czy Realu, a może nawet bez obu hiszpańskich gigantów, stała się raptownie całkiem możliwa. W tym miejscu chciałbym przytoczyć niedawną wypowiedź pewnego polskiego „eksperta”, Mirosława Trzeciaka, którego zdaniem jakiekolwiek inne rozstrzygnięcie rozgrywek niż triumf Barcelony będzie sensacją. Zdaniem innych „znawców” futbolu, rodem nie tylko z nadwiślańskiego kraju, piłkarski świat już wcześniej stanął na głowie w momencie, gdy Manchester United stawił opór Realowi Madryt na Santiago Bernabeu i nijak nie chciał przegrać tego meczu. Sytuacja oczywiście pozostaje otwarta, ale gdyby stało się tak, że cała 11stka roku według FIFA, składająca się dla przypomnienia z zawodników Realu i Barcelony (oraz Falcao, który LM może sobie pooglądać w tv), pożegnała się z Ligą Mistrzów już na początku fazy pucharowej, to zapewne wielu mędrców szlag trafi i krew nagła zaleje.
Niespodzianki czy sensacje?
Jak widać, Liga Mistrzów w tym sezonie zaskakuje jak chyba nigdy dotąd i chociaż nie wszystkie zapowiadające się sensacje muszą stać się faktem, to przynajmniej nikt nie może zarzucić tej edycji rozgrywek braku atrakcyjności, a o to przecież chodzi. Mnie osobiście bardzo cieszy większe urozmaicenie, jakie w Europie wprowadzają drużyny włoskie. Myślę, że mogą one pokusić się nawet o przełamanie hiszpańsko-angielskiej hegemonii, urozmaicanej okazjonalnie niemiecką solidnością. Myślę, że Liga Mistrzów jeszcze nie raz nas w tym sezonie zaskoczy i już w walce o ćwierćfinał oczekuję niespodzianek. Oby jednym ze sprawców „nieoczekiwanych” rozstrzygnięć stał się Manchester United, prawdopodobnie ostatni obrońca honoru wyspiarskich drużyn, który nadal ma szanse na zaklepanie miejsca w ćwierćfinale. Jednak Real nie potrzebuje większej motywacji przed meczem na Old Trafford niż widmo odpadnięcia Barcelony, tak więc będzie się działo!